fbpx

Shaun Livingston: prawdziwy Wojownik

13

31-letni Stephen Curry usłyszawszy o zakończeniu trwającej piętnaście lat koszykarskiej kariery Shauna Livingstona, określił swojego kolegę z drużyny mianem The Ultimate Warrior. Rzeczywiście, dla ludzi którzy śledzą ligę nie od dziś, Livingston to waleczna postać, na dodatek tocząca swe batalie nie tylko na parkiecie. Przed wieloma laty przyrównywany do Magica Johnsona albo Penny’ego Hardawaya i choć nigdy nie dane mu było wznieść się na ich poziom, to i tak stał się szanowaną postacią NBA.

“Jedno zagranie, a może zakończyć tak wiele” – Livingston

26 lutego 2007 roku naprzeciw siebie stanęły dwie koszykarskie potęgi, czyli Los Angeles Clippers i Charlotte Bobcats. Niedługo po pierwszych gwizdku, reprezentujący gospodarzy Livingston przechwytuje piłkę i biegnie na kosz rywali. Akcja, którą wykonywał już tysiące razy: dwutakt zakończony layupem. Jak zwykle przy tego rodzaju manewrach, skupienie zawodnika jest na piłce kładzionej na obręczy, mało kto zwraca uwagę na lądowanie. Nieszczęśliwie postawiona noga nie wytrzymała ciężaru lądującego ciała. Wygięła się pękła. Wszystko nagrane, ale zaznaczam że film przeznaczony jest wyłącznie dla zawodników o mocnych nerwach:

Po dziś dzień niejaki Brian Sutterer, lekarz prowadzący swój kanał na YouTube wymienia w tym przypadku zerwanie: ACL, PCL, MCL, LCL zastanawiając się czy nie jest to:

najrozleglejsza kontuzja, jaka kiedykolwiek zdarzyła się na parkietach NBA

Dla mnie ACL czy MCL to tylko kolejne zbitki liter, ale niech o powadze sytuacji świadczy ówczesna reakcja sztabu medycznego Los Angeles. Lekarze nie wiedzieli nawet od czego zacząć operację, a co dopiero prowadzącą do odzyskania sprawności rehabilitację zawodnika. Na pomoc ruszyli specjaliści wszystkich klubów NBA, diagnoza pozostawał jednak druzgocąca: chłopak może mieć w przyszłości problemy z normalnym chodzeniem, nie mówiąc już o karierze profesjonalnego sportowca narażonego na niebywałe obciążenia.

Najgorsza jest mentalna strona tej kontuzji. Przypomina to sytuację gdy po wypadku samochodowym znów musisz zasiąść za kierownicą. Chcę by ludzie wykorzystali moją historię by powstać, pokazać silną wolę i determinację. Kości zostały rzucone, czas pokazać jakim typem osoby jestem [Livingston]

I jeszcze:

Gdy upadłem na parkiet widziałem, że moja noga jest zdeformowana. Sekundy zdawały się trwać godzinami. Trwało to może 10, może 15 sekund, ale zanim kolano nie wróciło na miejsce czułem niewiarygodny ból.

Talent niebywały

24 czerwca 2004 roku, draft NBA w Nowym Jorku. Czapeczkę odebrali już Dwight Howard, Emeka Okafor i Ben Gordon kiedy w stronę komisarza Davida Sterna ruszył Shaun Livingston. Do draftu zgłosił się prosto z liceum rezygnując w ostatniej chwili z oferty Duke. Osiemnastoletni, numer jeden rocznika wśród rozgrywających, numer dwa w kraju bez podziału na pozycje. Wysoki jak na rozgrywającego, 201 centymetrów wzrostu, chudy ale zadziorny obrońca, wybiegany, wyskakany – podania jak Magic Johnson, kolejne wcielenie Anfernee Hardawaya. Niedługo po drafcie Livingston odniósł się do tych analogii:

Wielu ludzi przyrównuje mnie do Magica. Może fizycznie jesteśmy podobni: wysocy rozgrywający z umiejętnością podania. Jednak porównania to jedno, teraz czas na moją grę, wygrane, mistrzostwa, dopiero wtedy możemy wrócić do tematu. Póki co. miło jest w ogóle być wymienionym w tym samym zdaniu z legendą [Shaun]

Zapowiedzi, zapowiedziami, szczuplutki nastolatek wrzucony do klatki z tygrysami NBA wcale nie radził sobie tak łatwo. Jako rookie rozegrał zaledwie 30 spotkań pełniąc rolę drugiego rozgrywającego za plecami… Marco Jarica. W kolejnym sezonie było podobnie (starterami byli Sam Cassell i Cuttino Mobley) Shaun uzyskał średnie na poziomie 5.8 punktów i 4.5 asyst, słynąc przede wszystkim ze skutecznej obrony na rywalach z pozycji 1-3. Następny rok miał być przełomowy, zarówno dla Livingstona jak i całej organizacji Clippers. Przebił się do wyjściowego składu, zdobywał najlepsze w karierze 9.3 punktów 5.1 asyst i miały to być pierwsze playoffs w jego wykonaniu. Potem nadeszła przerwa na All-Star Weekend i feralny mecz z Bobcats… Jedyną nadzieją w zaistniałej sytuacji był wiek pacjenta – Livingston kończył dopiero 21 lat.

Włóczęga

Większość ludzi interesujących się basketem myśląc o Livingstonie stosuje uproszczoną narrację:

  1. młodzieńczy talent Clippers
  2. kontuzja
  3. utracone szanse
  4. Golden State
  5. mistrzowskie pierścienie
  6. radość zwycięzcy

Nie tak prędko. Rok rehabilitacji, dziewięć krótkich kontraktów w ośmiu klubach NBA oraz jednym D-League wypełniło “pustkę” w życiorysie Shauna między Clippers i Golden State.

-> W sumie 41 minut rozegrał w barwach Miami, którzy optymistycznie zaproponowali mu dwuletnią umowę, by po trzech miesiącach odesłać faceta do Grizzlies, którzy z miejsca go zwolnili.

-> Walka o miejsce w składzie OKC rozpoczęła się od grających na zapleczu NBA Tulsa 66ers. Efekt? 191 minut na parkiecie Oklahomy i zwolnienie z pracy na 3 dni przed Wigilią Bożego Narodzenia.

-> Dwa dziesięciodniowe kontrakty z Washington Wizards, łącznie: 666 minut gry. Przypadek? Nie sądzę.

Okazja do ponownego zaprezentowania swych umiejętności nadeszła gdy rękę do zawodnika wyciągnęli pechowi dlań Bobcats oraz ich właściciel Michael Jordan. Aż 7 milionów dolarów zasiliło konto gracza, który w końcu rozegrał przyzwoite 73 spotkania w sezonie.

Entliczek pentliczek

A potem znów transfery: Bucks -> Wizards -> Cavaliers ->Nets wyliczanka trwała dalej.

Pierwszym, który na nowo uwierzył w Livingstona był Jason Kidd prowadzący wówczas przedziwny projekt o nazwie Brooklyn Nets. Grając za plecami Derona Williamsa, Shaun pokazywał nowe talenty – wysokie boiskowe IQ, istotny głos w szatni, chłodną głowę w kluczowych momentach i nadal – skuteczną defensywę.

Kidd chciał zatrudnić mnie już wcześniej. Mamy do siebie wzajemny szacunek. Więź między nami, zaufanie, jakim mnie obdarzył – to znaczy naprawdę wiele. Sprawił, że znów chciałem grać twardo, grać z sercem i zaangażowaniem każdego wieczoru [Shaun]

Dziennikarze bohatera tego tekstu nazywali “Nową Tożsamością” Brooklynu, jednym z generałów parkietu obok Kevina Garnetta.

Wojownicy

Renesans kariery Livingstona związany jest nierozerwalnie z angażem w Golden State Warriors. Trzykrotnie zostawał tu mistrzem NBA, pięć lat gry – pięć kolejnych występów w finałach NBA, gdy wcześniej sam angaż, sam awans do playoffs był dlań sukcesem. Kluczowy zawodnik z ławki rezerwowych. Oddajmy głos trenerom i zawodnikom GSW:

Niesamowita kombinacja talentu, koordynacji i charyzmy [Steve Kerr]

Myślę, że jego historia znaczy wiele dla zastępów graczy szukających swojego miejsca w NBA. Jeśli jesteś cierpliwy i nieustępliwy, możesz liczyć na sukces [Curry]

Jedna z najbardziej inspirujących historii w dziejach sportu. Przetrwał zawirowania i problemy na początku kariery, by udowodnić jakim jest człowiekiem – pełnym klasy i profesjonalizmu [GM Bob Myers]

Ponoć gdy w głowach innych zawodników Warriors szampana szum już dawno robił swoje i samolot zamieniony w pobojowisko wypełniał się senną ciszą, Livingston siadał z tyłu i patrząc na puchar rozmyślał nad swoją karierą.

Nie płakałem, ale emocje były wielkie. Adrenalina była zbyt wysoka, czułem się niezwykle naładowany. Nie mogłem spać. Myślałem jak daleko zaszedłem, obrazy przesuwały się przez mój umysł, wszystko co mnie formowało: różne drużyny, ludzie, miasta. Chcę inspirować ludzi, którzy tak jak ja, borykają się z wszelakimi trudnościami. Czułem, że to większy cel niż tylko dobra gra na boisku [Livingston]

Ekscytacja, smutek, wdzięczność

Piętnaście lat w lidze: kawał czasu, część Czytelników GWBA może jeszcze nie osiągnęła tego wieku. Rodzice Livingstona rozwiedli się gdy ten był jeszcze młody, wychowywał go ojciec, dziadek i wujkowie, w męskim świecie ucząc pokory, cierpliwości i odpowiedzialności. Shaun sam jest dziś szczęśliwym ojcem, ślub ze swoją wieloletnią partnerką wziął w tajemnicy, ogłaszając go wśród przyjaciół dopiero po fakcie. Ceni swoją prywatność i rodzinę, podejmując decyzję o zakończeniu kariery, w pożegnalnym wpisie umieścił te słowa:

Do moich dzieci i żony… przyszłość jest jaśniejsza niż nasza przeszłość, nie umiem sobie wyobrazić rozpoczęcia tego kolejnego rozdziału bez Was.

Nigdy nie byłem fanem do niedawna łaskawie panującej dynastii Warriors, ale Livingstona darzyłem ogromnym szacunkiem – za cierpliwość i widoczne nawet zza szklanego ekranu poświęcenie dla gry. Niegdyś Jason Kidd przepowiadał mu karierę ligowego działacza dziś słyszymy, że Shaun chce zacząć nową drogę od pracy w charakterze asystenta trenera. Czego by nie wybrał – życzę powodzenia, a Was zostawiam z cytatem:

Dumą napawa mnie fakt, że byłem zdolny wciąż kontynuować moją karierę. Tylko w to wierzyłem i duma stała się częścią mojego charakteru. Bardziej świadczy to o tym, jakim jestem człowiekiem, niż zawodnikiem, znaczy dla mnie więcej niż cokolwiek zdziałałem na parkiecie.

[Grzesiek S]

13 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Świetny obrońca, zabójczy z półdystansu. Do tego plastyczność w ruchach, która sprawiała że jego zagrania oglądało się z niekłamaną przyjemnością. A fakt, że wycisnął tak wiele że swojej kariery po koszmarnej kontuzji świadczy o jego ponadprzeciętnosci.
    Dla mnie pewna era w Dubs skończyła się z odejściem Duranta, ale właśnie z odejściem z drużyny Livingstona i Iguodali.

    (32)
    • Array ( )

      Właśnie! Ta delikatność ruchów. Uwielbiam jego jumpshot. Wysokie wybicie, zawiśnięcie w powietrzu i delikatny release już w początkowej fazie opadania. Palce lizać!

      (4)
  2. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    za młody jestem aby pamiętać początki Shauna, o kontyzji wiedziałem tyle że była jakaś poważna. ale wstać po czymś takim i tak grać, przecież to jeden z podstawowych Warriors. szacun jeszcze większy

    (21)
    • Array ( )

      Lakers ssssie. Podziwiałem LeBrona za umiejętności, etykę pracy i zespołowość, dopóki nie stał się LeBumem i zaczał bawić sie w politykę. Teraz poczuł się tak pewnie, że pyskuje białym panom. Davis też ma unikalny talent, też lubie go oglądać, ale nawet tych dwóch panów nie jest w stanie sprawic, żebym szanował tę organizację. Tyle co tam zasiali homoseksualizmu Magic i Kobe sprawia, że chce mi się wymiotować jak widzę te gejowskie zółto-brunatne barwy,

      (-15)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Jak podczas dwóch dziesięciodniowych kontraktów można spędzić na parkiecie 666 minut? Może nie rozumiem czegoś oczywistego, nie czepiam się, zwyczajnie pytam.

    (5)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Majonez gościu, artykuł o livingstonie, jego wielkiej karierze i wielkim serduchu a ty walisz jakieś bzdety o lal, co jest s tobą nie tak?

    (3)

Skomentuj Pierwszy Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu