fbpx

Strength in numbers: co nosisz na plecach?

26

Hołd dla idola, szczęśliwa liczba, rebus, przypadek… powodów do wyboru numeru, jaki nosi się na drużynowym trykocie może być naprawdę wiele. Czy numer pomaga? Z pewnością nie przeszkadza, zwłaszcza, jeśli możemy się z nim w pełni identyfikować. To kwestia psychiki. Jeśli pamiętacie epizod Michaela Jordana z #45 na plecach, to pewnie wiecie też, jak chętnie przyjął wiadomość o ponownej możliwości gry z #23. Widać uniform z czterdziestką piątką nie leżał na plecach aż tak dobrze.

Nie od dziś wiadomo, że zawodowi sportowcy to bardzo przesądne osoby, toteż wielu z nich zrobi praktycznie wszystko, by nie utracić szczęśliwej liczby w nowym klubie czy po wyjściu z uczelni.  Nic w tym dziwnego, numer dla wielu z nich jest niemal jak przedłużenie nazwiska. Wystarczy spojrzeć na ksywki: MG13 stało się marką kojarzoną z Gortatem pomimo wyprowadzki z Orlando. MJ23 to skrót niemal tak rozpoznawalny jak litery NBA. A kiedy czytacie D-12, PG-13 (już po nowemu) czy KB-24 też od razu wiecie o kim mowa, mam rację? Przywiązanie do numeru nie jest w sporcie zjawiskiem nowym. Ja po raz pierwszy spotkałem się z nim w filmie “The Fan” z Wesleyem Snipesem i Robertem De Niro (pamiętacie jakiego fioła miał Bobby Rayburn na punkcie swojej jedenastki?) Choć to fikcyjna historia myślę, że w jakiś sposób zmieniła moje postrzeganie kwestii numeru na koszulce zawodnika.

Oczywiście, jest to zjawisko szersze niż NBA. Futbolista amerykański Chad Ochocinco uczynił ze swego numeru #85 (dosłownie) drugie nazwisko. Ochocinco to po hiszpańsku ni mniej ni więcej tylko “Osiempięć”, które było wśród fanów o wiele bardziej popularne niż “Johnson”. Kiedyś już pojawił się na GWBA artykuł mojego autorstwa poruszający ten temat i ujawniający przesłanki, jakie skłoniły poszczególnych graczy do gry z takim a nie innym numerem. Zainteresowanych odsyłam do poniższych wpisów:

/GWBA/whats-your-name-whats-your-number/
/GWBA/whats-your-name-whats-your-number-part-2/

Dziś chciałbym skupić się przede wszystkim na historii Shaqa, który był w kwestii numeru sporym pechowcem. Już jako młody chłopak był pod wielkim wpływem gry Patricka Ewinga. Podobnie jak wielu przed nim i wielu po nim marzył, aby po przejściu na zawodowstwo złożyć hołd swemu idolowi. Niestety, #33 to nie byle jaki jersey. 221 zawodników w historii NBA nosiło już ten numer. Osiem klubów wywindowało go pod kopułę by upamiętnić swoje gwiazdy: Larry Bird, Scottie Pippen, Kareem Abdul Jabbar, Alonzo Mourning, Patrick Ewing, Grant Hill… wymieniać dalej?

#Historia ma swoją cenę

To właśnie usłyszał Shaq po przyjeździe do Orlando. #33 nosił ówcześnie w Magic weteran Terry Catledge. Shaq nie zgodził się na zapłatę odstępnego za przejęcie numeru i podążył własną ścieżką. Wybrał #32. To częsta praktyka, że zawodnicy żądają zapłaty za oddanie komuś swego numeru. Chlubnym wyjątkiem od tej reguły jest sytuacja, jaka miała miejsce w Phoenix (również jednym z byłych klubów Shaqa), ale o tym za chwilę.

[vsw id=”-RgEwVdQV78″ source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

# Mr. 38 387 points

Bez nazwy

Po przeprowadzce do LA 24-letni wówczas O’Neal stanął przed nowym dylematem. Nie tylko nie mógł spełnić marzenia o wyjściu na parkiet z numerem #33 na plecach, ale również nie mógł kontynuować gry z wybraną w Orlando #32. Oba te numery wisiały już pod kopułą Staples Center by upamiętnić legendy Jeziorowców: Kareema i Magica. Shaqowi nie pozostało zatem nic innego jak wybrać jersey z #34, liczbą kojarzoną wtedy w lidze przede wszystkim z Hakeemem Olajuwonem. No cóż, to również mógł być swego rodzaju hołd. Wszak Olajuwon utarł w finałach nosa zarówno Shaqowi jak Ewingowi, prawda?

#Welcome to Miami

Kolejnym przystankiem w karierze O’Neala była słoneczna Floryda. Odżyły nadzieje na kolejny tytuł, jednak w kwestii numeru było pozamiatane. #33 w Miami należało bezapelacyjnie do Mourninga (dziś już powiewa pod sufitem hali). Zawodnik ten, wybrany w drafcie 1992 z numerem drugim (zaraz po Shaqu) nigdy nie nosił na plecach innej koszulki. Hornets, Heat, New Jersey, znów Miami… #33 należało do niego i już.

[vsw id=”Pk9NSLrzWQs” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

CZYTAJ DALEJ >>

1 2

26 comments

  1. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Zawsze nosiłem #15 nie wiem czemu, ale zawsze lubiłem tą cyfrę. Tylko raz zdarzyło mi się, że trener dał mi #14 i nie byłem zadowolony. A tak ogólnie, to miałem w drużynie osoby, co totalnie olewały jaki numer mają na plecach i osoby jak ja, co sobie ubzdurały w głowie, że muszą grać z konkretnym numerem, inaczej im rzuty nie wpadną albo przytrafi im się jakaś kontuzja, hehe.

    (-2)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    A to zły Shaq, szedł tam gdzie mogł wygrać tytuł i wygrywał. Do Lebrona też poszedł po tytuł.

    Hejtujmy Shaqa albo nie hejtujmy lebrona:D

    (-6)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Grałem 3 sezony w piłkę nożną na obronie to zawsze na każdym meczu miałem nr 5, jakieś szkolne zawody – też w koszykówkę to znowu jedyna opcja to numer 5.

    (0)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    A co do tematu:

    Numer, nadawany nam od dziecka, wbija sie nam w głowę i nie daje spać. Dostajemy Pesel, którego jako dzieci nie znamy, wiec sie nie liczy. Ale juz w szkole dostajemy numer w dzienniku, nasz pierwszy numer który nas określa. Wiele osób ten numer właśnie w czasach szkolnych chciało mieć na koszulce. Taka narzucona liczba która staje się nam bliska(chbya że ktoś ma nr 1 i nauczyciela który nie lubi sie wysilać).

    Często w szkolnych zespołach czy niższych ligach numer jest nazwiskiem dosłownie, bo na koszulkach nazwisk nie ma. Wiec człowiek jest rozpoznawany po numerze kiedy biegnie.

    Upamietnienie kogos numerem jest fajne o ile sie jest pewnym ze bedzie sie go upamietniało też poziomem gry. Kiedy lamus ubiera 23 to jest wysmiewany i dostaje od razu ksywe jordan wymawiana ironicznie.

    A uzaleznianie formy i pecha od numeru jest troszke smieszne. wiadomo człowiek potrzebuje czasami amuletu na karb którego by zrzucał szczęście lub jego brak. Po to człowiek ma boga, czy w co tam sobie wierzy. Ale jeśli ktoś zaczyna zbytnio łączyć swoją grę z numerem to za chwile zacznie łączyć ja z tym czy zawiązał najpierw lewego czy prawego buta.

    (14)
  5. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    od dziecka 8… Kobe 8, Frank Lampard 8. Niestety od kilku lat po wejściu do seniorskiej drużyny zmuszony byłem zmienić upodobanie, z podobnego względu co Shaq 😉
    Wybrałem 3, czyli “niedokończoną ósemkę” 😛 ale przy każdej możliwej okazji ubieram znów 8 😀

    (5)
  6. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    U mnie znowu historia wygląda tak. Urodziłem się trzynastego października więc stwierdziłem, że ten numer będę nosić na koszulce. Kiedyś w amatorskiej lidze kolega wziął ten numer przede mną więc był dylemat. Jako rozgrywający w obecnej erze basketu mam dwóch idoli. #1 Rose, #3 Paul. Więc początkowo grałem z trójką, później przerzuciłem się na jedynkę. Jeżeli jest możliwość to gram z 13, a jeżeli nie to lawiruje między 1, a 3.

    (-1)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Gram z #0 co prawie zawsze daje mi pewność że nikt go nie zajmie, a w razie czego zawsze mogę wziąć dwa zera.

    (1)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Te wasze wywody to cos w stylu:

    Jak idziemy z ziomami grać w basket 3 na 3 na orlik, to ja zawsze gram z numerem 21 bo urodziłem sie tego dnia, i to moja szczesliwa liczba, i mega fatum.

    Ja rozumiem jakbyście grali zawodowo ale tak to brzmi to jak: Ej dorobie sobie jakaś fajna historie, opowiem jak to skomplikowana historia kryje sie za tym ze gram z tym numerem:D

    A 99% zapewne wybiera coś z daty urodzenia, numer w dzienniku w szkole albo numer ulubionego gracza.

    (6)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    9
    MJ i Barcelona. Wg przepisów MKOL dostępne numery do 15.

    12 – jeśli zajęta 9
    MJ raz zagrał z tym numerem.

    Przez szacunek nigdy nie ośmieliłem się grać z 23.

    (1)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    @Up
    Dokładnie tak samo jak Ty mam, numer 9 od zawsze, również nie ośmieliłem się założyć nr 23 😉
    Pozdrawiam 😉

    (1)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Ja się wyróżnię. Zawsze grałem z #19 mój numer … przynosił szczęście :). Niestety w liceum trzeba było przyodziać inny numerek. Zdecydowałem się na #7 bo z tym numerem zagrałem pierwszy mecz w karierze.

    (-1)
  12. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    #96 nosiłem na turnieju – Ron Artest i te sprawy, #17 – Dawny numer w dzienniku, mam do niego jakiś sentyment i zresztą stylem staram się przypominać Chrisa Mullina i trochę Johna Havlicka.

    (3)
  13. Array ( )
    Odpowiedz

    obecnie #10 a kiedyś #37.
    Fajna historia z 37. W podstawówce pamiętam na jednej lekcji rozmawiałem z kolegą i coś o Shaqu właśnie mówił. Ja dopiero co zaczynałem przygodę z NBA i prawdę mówiąc jednym z pierwszych zawodników, których w ogóle znałem był właśnie O’Neal. I tak gadam z kolegą i pytam jaki ma numer ten Shaq. On mi mówi, że 36 (to były pewnie czasy gry Shaqa gdzie miał #32, no ale ok, ziomek widocznie też za dużo o NBA nie wiedział). To ja kilka tygodni później jak wybieraliśmy numery w szkolnym klubie mówię, że chcę 36, ale nie było. Myślę, pójdę o 1 wyżej i takdostałem 37.
    True story.

    (7)
  14. Array ( )
    Odpowiedz

    całe życie chciałem grac z #3 dla AI …niestety pech chcial ze zawsze dostawalem nr 4… na szczęscie kilka lat pozniej Allen Iverson zagrał z 4 w Turcji co prawda…ale troche wtedy spopularyzował ten numer w NBA również

    (0)

Skomentuj Pejo Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu