fbpx

Wally World: historia niepokornego Wally’ego Szczerbiaka

26

Dwa wspomnienia z dzieciństwa sprawiają, że w ogóle pamiętam tego gracza. Pierwsze to meblościanka w pokoju, a na niej równo ustawione niebieskie segregatory Świata Wiedzy (taka Wikipedia lat 90-tych) a pod nimi kolorowe klasery z uśmiechniętym okularnikiem w ubraniu w paski “Wally zwiedza świat”.

wa

Drugie, nieco późniejsze: gramy u kolegi w NBA Live. Ja Wilkami, on Celtami. KG kontra Paul Pierce. Klniemy na czym świat stoi, w ostatniej akcji Garnett otoczony pod koszem rozpaczliwie oddaje piłkę na obwód. Łapie ją biały jak kreda zawodnik ukryty w rogu boiska. Trafia game-winnera. Wygrywam dwa złote i zaczynamy od nowa. Gracz o którym mowa to Wally Szczerbiak, jedna z wielu nadziei białych, gwiazda uczelnianej koszykówki, która nie do końca wykorzystała swój potencjał w NBA.

Nasz ci on, czy też nie?

Piatkowski, Krzyżewski, Krystkowiak, Szczerbiak – brzmią jak najbardziej swojsko. Rodzina Wally’ego ma jednak niewiele wspólnego z Polską. Walter Szczerbiak Senior twierdził, że nazwisko jest ukraińskie, a jego pisownia polska. Jakkolwiek by nie było, jego wymowa sprawiała trudność amerykańskim dziennikarzom, którzy układali różne łamańce, między innymi odczytując je jako sizzle-chest (skwiercząca klatka piersiowa?)

Media miały jednak powody by przywoływać to skomplikowane nazwisko – Walter Senior, już podczas gry na uniwersytecie stoczył piękny pojedynek z Juliusem Ervingiem aplikując przeciwnikom 32 punkty i 23 zbiórki. W latach 70-tych reprezentował ligę ABA, w której zarabiał 100 dolarów za mecz, a właściwie, odliczając podatki, to 83.

Skuszony stabilnością finansową i pewnym miejscem w składzie spakował walizki i wraz z rodziną przeniósł się do Madrytu. Kibice pokochali go od razu, w debiucie rzucił 47 punktów przeciwko Barcelonie, a pomeczowy wywiad udzielił po hiszpańsku, mając za sobą zaledwie dwa miesiące nauki języka. To była dopiero rozgrzewka przed występem idealnym: 25/27 celnych rzutów z gry dało mu 65 punktów i rekord indywidualny Królewskich. Hiszpanie nadali mu przydomek “Too late” jak zwykł mawiać do spóźnionych w obronie przeciwników.

To właśnie w Madrycie na świat przyszedł Wally, syn Walta, urodzonego w Hamburgu Amerykanina. I tyle jeśli chodzi o polskie korzenie. W każdym razie chłopak miał od kogo czerpać wzorce, skoro jego ojciec był jedną z największych gwiazd ACB.

Matka nie wyrzuciła go z domu

W koszykarskich rozmowach panuje opinia, że większość dobrych, a na pewno już wybitnych zawodników miało trudne dzieciństwo, a najlepiej aby matki wyrzucały ich z domu. Młode chłopaki grają wtedy na asfaltowych boiskach o lepszą przyszłość i honor a ich motywacja i wola walki dodają siły na profesjonalnych parkietach. Streetball pozostały we krwi uczy brudnych sztuczek i niekonwencjonalnych zagrań. Rozumiem i przyjmuję te argumenty. Ale.

Panowie Curry, Thompson i Szczerbiak otrzymali inny, równie ważny zestaw umiejętności od swoich rodziców. Wally, podobnie jak Splash Brothers, swego czasu także był nazywany najlepszym strzelcem Ameryki i to przez skautów całego NBA.

W Madrycie spędził zaledwie sześć lat. Przechodząc na sportową emeryturę ojciec wrócił z rodziną na Long Island, nie rozstając się przy tym z koszykówką. Zawodowo wyszukiwał talenty, które nie dostały się do draftu i od miejsca w składzie D-League wolały rozpocząć swoją karierę w Eurolidze. Będąc po czterdziestce grywał regularnie ze swoimi kumplami z czasów uniwersyteckich. Syn początkowo podpatrywał dorosłych by w swoim czasie włączyć się do rywalizacji.

ws2

Dwa razy w tygodniu graliśmy z tatą i jego kolegami. Nauczyłem się trików, których nie poznasz w parku – wszystkich niuansów koszykówki. Dzięki tym spotkaniom skauci mówili o mnie, że nie tylko potrafię rzucać, kozłować i podawać, ale że wiem jak grać. Jak biegać bez piłki, używać zasłon, korzystać z pick-and-rolla. Cóż, tego nauczyłem się właśnie z ojcem – on jest moim bohaterem i przewodnikiem.

Nie myślcie jednak, że Szczerbiaki to grzeczna rodzina ze strzeżonego osiedla. Od głowy rodziny Wally przejął także pomeczowe rytuały: burgera popijanego wodą sodową, a wieczorkiem dwa zmrożone piwa, najlepiej marki Guinness. Do innych zainteresowań Szczerbiaka należy słuchanie cięższych brzmień: Metallica, Pearl Jam to jego ulubione kapele. Z filmów wybiera Gladiatora, a jego najlepszym kolegą jest Delonte West, znający również matkę LeBrona. W ramach zachcianki zamówił sobie platynową szarfę wysadzaną diamentami z wygrawerowanym przydomkiem – Wally World.

Sweet 16

Charlie Coles, trener uniwersytetu w Miami pierwszy nadał Szczerbiakowi pseudonim towarzyszący mu przez całą profesjonalną karierę, a zaczerpnął go z popularnego wówczas w USA filmu familijnego. Rodzina Griswoldów jechała w nim do parku rozrywki nazywanego właśnie “Wally World”. Gdy trener zobaczył, że Szczerbiak rzuca 36.6 punktów na mecz przy 48% skuteczności zza łuku, skrócił ją do jednego słowa – World.

Biały rzucający stał się całym światem dla zespołu Redhawks, których wprowadził do NCAA Sweet 16 i nie zamierzał się zatrzymywać. W pierwszym meczu turnieju w pojedynkę ograł Washington zdobywając 43 punkty, dwanaście zbiórek i kluczowy blok podczas ostatniego rzutu rywali. Mecz zakończył się wynikiem 59-58 dla Miami. Tylko dwóch kolegów z zespołu Szczerbiaka wpisało się na listę strzelców zdobywając odpowiednio 12 i 4 punkty. Wally World zdobył prawie 75% punktów zespołu!

Chłopak z drużyny, którą wcześniej nikt się nie interesował tamtego dnia udzielił 60 wywiadów dla telewizji, prasy i radia wierząc, że może zostać liderem w NBA. Zapomniał na moment, że w najlepszej lidze świata nikt nie pozwoli mu oddać 33 rzutów w meczu.

Podawać mi piłkę!

W 1999 roku po udanych występach w NCAA Szczerbiak zostaje wybrany z wysokim szóstym numerem przez Minnesotę Timberwolves, w której spędzi kolejne siedem długich lat. Za jego plecami do ligi wchodzą Andrei Kirilenko, Shawn Marion, Ron Artest, Jason Terry i Rip Hamilton, czyli grupa bardzo mocnych zawodników.

T-Wolves na przełomie wieków to delikatnie mówiąc nie najlepszy zespół, ale za to dobre miejsce na spore minuty i ogranie w NBA. Wally z miejsca staje się trzecim strzelcem drużyny zorganizowanej wokół młodego Garnetta. Panowie poznali się już wcześniej, podczas kwalifikacji do turnieju olimpijskiego w meczu z Kanadą –> Szczerbiak trafił prostego jump-shota i tak skupił się na celebracji swojego rzutu przed publicznością, że zapomniał wrócić do obrony. Gary Payton powiedział wtedy do Garnetta: “Naprostuj świeżaka” a Big Ticket zrobił to w charakterystyczny dla siebie sposób.

Przez całą karierę uniwersytecką Szczerbiak pełnił rolę absolutnej gwiazdy, lidera, nie bał się wypowiadać swojego zdania. To na nim skupiony był trener, media i ojciec. Po prostu świat kręcił się wokół Wally’ego, w czym jeszcze utwierdziło go powołanie do All-NBA First Rookie Team. Jasnym było, że znajduje się na prostej drodze do kolizji z ego KG. Początki konfliktu wspomina Chauncey Billups, rozgrywający Wilków w latach 2000-2002:

Moja relacja z Wallym była OK, ale to był człowiek w stylu “wszystko wiem najlepiej”. Brałem jego arogancję za pozytyw, za coś, co każdy zawodnik powinien posiadać. Kevin patrzył na to zupełnie inaczej. To był zespół Garnetta – jego głos, jego show, jego wszystko! Każdy kto miał inne zdanie był skazany na bycie wyrzutkiem.

wss

Byłem fanem Szczerbiaka, ale myślę, że nie doceniał luksusu gry z Kevinem [Sam Mitchell]

CZYTAJ DALEJ >>

1 2

26 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Dzieki za przyblizenie sylwetki Wallego 🙂 bardzo dobrze sie czytalo. Szkoda , ze tak malo 🙂 powodzenia i czekam na nastepny Twoj teks 🙂

    (60)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Super art- odpowiednio długi, świetnie napisany. Jak dla mnie najlpeszy z tych pisanych przez czytelników!!!
    Proponuję artykuł o Dante Exumie lub Ingramie…

    (72)
  3. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    “a jego najlepszym kolegą jest Delonte West, znający również matkę LeBrona.” hehe nooo…. i to dogłębnie 😀 Delonte ty milfiarzu

    (60)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Artykuł, który idealnie zaburza moją powinność nauki do sesji. Świetna robota!

    W sprawie Mamy Brona a Delonte Westem, zawsze byłem totalnym laikiem. Czy mógłby mi ktos wyjasnic co zaszlo na ich linii i jakie byly tego konsekwencje?

    (3)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Matka nie wyrzuciła go z domu, KG nie nadaje się na pierwszą opcję. Do ideału artykułu brakuje jeszcze tylko #gabaryt. 😉

    (11)
  6. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Mam wszystkie egzemplarze Wally’ego. Te opisujące przeszłość również. Najlepsza wikipedia dzieciństwa ever 🙂 Co do Szczerbiaka, też go kojarzę z NBA Live które ukazywały się na początku wieku. Fajnie się nim grało w Seattle. Szkoda, że nie pykło z KG, bo gość miał potencjał.
    Może sytuacja ma się podobnie z Wigginsem i KATem obecnie. Oglądając wilków mam wrażenie że Andrew na siłę chce być pierwszą opcją zespołu. Dużo głupich rzutów, oczywiście nietrafionych. Powinien odpuścić i dać większe pole do popisu Katowi, taka jest moja subiektywna okrojona opinia 🙂

    (4)
    • Array ( [0] => subscriber )

      @mm 91 zauważ, że obaj są numerem 1 swoich draftów. Wiggins rok temu był główną postacią Timberwolves to nie dziwne, że ciężko mu się pogodzić z utratą pozycji w zespole. Szkoda tylko, że taki talent się marnuje.

      (3)
    • Array ( [0] => subscriber )

      No przecież ja to rozumiem doskonale 🙂 Mówię tylko jak jest. Teraz za bardzo forsuje grę jak dla mnie. Dodatkowo w obronie jest kiepski.
      W każdym razie talent gościu ma, ciekawe który, Andrew czy Jabari Parker osiągnie większy poziom. Ja stawiałem na Parkera w drafcie, ale jest jeszcze za wcześnie na ocenę 😉 pozdro

      (4)
  7. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    ta, pamiętam Szczerbiaka też z NBA Live właśnie, spoko gość i ta wymowa komentatora po dobrej akcji gracza “Łłłoliii Z-zerbiaaaak” ;p / no i bardzo fajny art, dzięki i pozdro

    (7)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Najlepszym dowodem na to, że był zmarnowanym potencjałem jest to, że wszyscy go kojarzą z NBA LIVE a nie z momentów w prawdziwej lidze 🙂

    (22)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Taki biały Westbrook. Posiada umiejętności, ale jest niemądry, nie potrafi współpracować z kolegami z zespołu, ma wybujałe ego i nigdy nie będzie miał pierścienia.

    (1)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Super art. Fajnie napisane…w sumie pamietam goscia z nba live 2003 ze potrafil duzo rzucac ale przedewszystkim z jakiegos przerywnika jak Bruce Bowen wjezdza my z kapcia w facjate…Kolega Grzegorz nadaje sie na pierwsza opcje ???

    (4)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Szkoda ze autor nie pokwapił sie o wiecej komentarzy, opinii o nim itd.

    Mysle ze zjadł go cien własnego ojca, tak mocno chciał byc jak on, gwiazda z madrytu, w NCAA nim był, pozniej nie umiał przestać. Dlatego zostanie zapomniany.

    Ale tez widac jaką dzunglą jest NBA. Gwiazdy tną sie miedzy sobą, ktos uwaza zespół za swój i nie ma wypros, jestes posłuszny albo nara.

    NBA, miejsce gdzie wyrzuceni z domu, wychowani bez ojców, na ulicy, zbratani z gangami czarni zazwyczaj gracze podnosza swoje ego by w wspaniałem wiekszosci pare lat po zakonczeniu kariery rozpierdzielic caly majatek.

    Trener w ksiazce miał racje. Tego nie widac na zewnątrz, ale to sa rozkapryszone gwiazdy a nie gracze i profesjonalisci w wiekszosci.

    (3)
  12. Array ( )
    Odpowiedz

    Dobry art. Proszę o więcej takich na temat innych bohaterów z moich lat : Spreewelow starksów oakleyów majerlich mourningów itd bo fajnie się czyta ?

    (2)
  13. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    To jest kolejna historia – dowodząca, że talent fizyczny to nie wszystko, a istotą wielkiego zawodnika jest ten magiczny gen 😉 Czasami zastanawiam się, czy tu także nie działa zasada Pareto i finalny sukces to tylko 20% to predyspozycje fizyczne a 80% to psychika i ten jordanowski gen 😉
    Szczególnie jak popatrzy się na takiego Larrego Birda, Steviego Nasha czy nawet Kobego. Zostawić im fizyczność – to w niektórych przypadkach nie byłby to może nawet poziom PLK 😉 Z drugiej strony Iversonowi czy Westbrookowi dodać tą magię – klękajcie narody.

    (0)
  14. Array ( )
    Odpowiedz

    świetny artykuł, super wspomnienie młodzieńczych lat! Też łupałem w NBA Live, ale mi chłopaku nostalgiczną “nutkę” z rana wrzuciłeś. Dzięki

    (1)
  15. Array ( )
    Odpowiedz

    Myślę że fajnie było by przeczytać art o Jasonie Williamsie aka White Chocolate 🙂 na yt jest parę filmików jak jego syn (chyba Jackson ma na imię) gra z synem Shaqa, Shareefem. I młody ma te same ruchy co jego papa hehe

    (0)

Skomentuj Luki06 Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu