fbpx

We the North, historia Toronto Raptors odcinek 1: Air Canada

20

Droga od kuriozum ligi do finałów NBA nie jest prosta. Opowiem Wam o ponad dwudziestu latach historii Toronto Raptors, ani razu nie używając ksywki rapera na D. Pojawią się za to postaci takie jak Charles Oakley, Vince Carter, Tracy McGrady, Chris Bosh i DeMare DeRozan. Zapraszam do lektury!

Dwukrotnie byłem w Toronto i ani razu nie udało mi się trafić na mecz rozgrywany w Air Canada Center, to znaczy Scotiabank Arena, bo taka jest aktualnie oficjalna nazwa hali Raptors. Za pierwszym razem odwiedzałem rodzinę gdy było lato po sezonie. Innym razem, po zakupie biletów samolotowych komisarz Stern i przedstawiciele zawodników ogłosili akurat lockout w sezonie 2011/2012 a mnie szlag jasny trafił.

Z wielkim żalem przechadzałem się w okolicach Air Canada Center, w walizce mając niewypakowany ani razu jersey Cartera, przyciasny już i za krótki, który dostałem od wujka lata temu. Wszyscy wokół powtarzali mi radośnie: “Nie przejmuj się, przecież jest hokej”.

Koszykówka na lodowisku

Tradycje koszykarskie sięgają w Kanadzie do 1946 roku, kiedy to w lidzie Basketball Associaton of America występowali Toronto Huskies. Po zaledwie jednym sezonie Toronto zniknęło jednak z koszykarskiej mapy świata by ponownie wyłonić się z lodu i wichru prawie pięćdziesiąt lat później w sezonie 1995/1996, w którym to komisarz Stern zapragnął rozszerzyć swoje imperium o dwa kanadyjskie miasta. Tak właśnie powstały drużyny Vancouver Grizzlies i Toronto Raptors.

Kanadyjczycy są dla Amerykanów trochę jak dzicy za murem. Żyją w mroźnej krainie, oddają się niezrozumiałym rytuałom gry w hokeja, piją przedziwne trunki typu syrop klonowy, a klubów nocnych jest tam tyle, co w Nawiedzonym Lesie. Mówiąc w skrócie – żenada.

Amerykanie już sam wyjazd do Kanady uważali za przygodę. Z pewnością nie wiedzieli czego się spodziewać [Steve Nash]

Przyszli fani koszykówki w Toronto wybierali swoją nazwę spośród tak kuriozalnych propozycji co Smoki, Tarantule, Wieprze, Terriery i Raptory:

I oto jest, najnowsza, najświeższa i najbardziej głodna sukcesów drużyna w NBA – wyczytał spiker, rozsunęły się chaszcze imitujące równikową dżunglę i w jednym z budynków Toronto zaprezentowano logo z kozłującym dinozaurem. Wyborców przekonał zapewne będący na fali film Stevena Spielberga, Jurassic Park. Pierwsze trzy sezony funkcjonowania Raptors przyniosły delikatnie mówiąc rozczarowanie. Gracze nie chcieli reprezentować barw zagranicznej drużyny i mieszkać w pozbawionym blichtru i rozrywek Toronto. Wielu kibiców w ogóle nie znało zasad gry, spiker Raptors wspominał, że fani buczeli i wymachiwali gadżetami do robienia hałasu gdy rzuty wolne oddawała drużyna gospodarzy. Na boisku rządzili filigranowy Damon Stoudamire i center Marcus Camby uzyskując maksymalnie trzydzieści zwycięstw w sezonie. W 1997 roku wybrano z dziewiątym numerem młodziutkiego Tracy’ego McGrady, a rok później nadszedł czas na prawdziwe szaleństwo.

Air Canada

Dla filmu “The Carter Effect” założyłem konto na Netflixie, mam nadzieję, że zdążę je usunąć zanim pożre mój czas i pieniądze. Sam dokument stawia odważną tezę jakoby Vince Carter stworzył Toronto na nowo, osobiście wprowadzając je do świata NBA… i muszę przyznać, że reżyser prawie mnie przekonał.

Gdy próbuję kogoś skłonić do piękna koszykówki puszczam zawsze dwa filmiki: Slam Dunk Contest A.D. 2000 i pochodzący z tego samego roku “Le Dunk de la Mort” nad 218 centymetrowym Frederickiem Weisem podczas turnieju olimpijskiego w Sydney. Vinsanity, Half Man Half Amazing, występuje nieprzypadkowo w obu w roli głównej.

Niewiele osób wie, że Vince Carter został wybrany w drafcie (5. pick) przez Golden State Warriors. Moment wcześniej po Antawna Jamisona sięgnęli Raptors. Obie drużyny dokonały wymiany gdy panowie stali jeszcze na podium. Gracze wymienili się czapeczkami i tak zaczął się nowy czas dla drużyny z Kanady.

Jestem podekscytowany możliwością gry dla Toronto, odbyłem tam świetny trening, miałem też okazję zwiedzić miasto. Ponadto gra tam mój kuzyn, więc będzie to z pewnością niesamowite doświadczenie, którego nie mogę się doczekać.

Tako mówił Vince zaraz po wyborze w drafcie 1998 roku, rzecz jasna jest w tym nieco kurtuazji, ale Carter rzeczywiście nie miał żadnych obiekcji przed graniem dla Toronto, czego obawiali się włodarze klubu w przypadku innych gwiazd. Jeszcze przed pierwszym treningiem młodym zawodnikom objawił się w całej swojej krasie…

Charles Oakley – mentor pierwszy

… który zorganizował zebranie zespołu. Oakley to w skrócie gość, z którym nie warto zadzierać. Przekonał się o tym w swoim pierwszym sezonie Scottie Pippen, po twarzy dostał Charles Barkley, a ostatnimi czasy z krewkim 55-latkiem walczyła ochrona Madison Square Garden. W Toronto spędził dwa sezony, wyznaczając pewne standardy potrzebne młodej organizacji.

Objął mnie za ramię i powiedział: hej, pomogę Ci zostać najlepszym graczem ligi. Oczywiście takim osobom się nie odmawia [Vince Carter]

Znałem swoje umiejętności i możliwości. Wiedziałem, że mogę uczynić Tracy’ego i Vince’a lepszymi zawodnikami. Grałem z Jordanem i Ewingiem, dzięki mnie stali się lepsi, nie na odwrót [Charles Oakley]

Kuzyni

Carter miał 21 lat, McGrady 19. Dwóch gówniarzy w obcym, wielkim mieście. Weterani dobrze ich pilnowali, budowali motywację do gry, pracowali nad twardością charakteru, rożnymi ponoć metodami. Kuzyni trzymali się razem, mieszkali w jednym domu, spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Obaj niezwykle utalentowani, pewni siebie i dominujący w grupie. Zawsze jednak to Carter był o krok przed McGradym. Był lepszym dunkerem, z miejsca stał się twarzą organizacji Raptors.

W ostatnim wspólnym roku gry, Tracy rzucał 15.4 punktów na mecz, a Vince jako drugoroczniak aż 25.7 W rezultacie młodszy z kuzynów postanowił poszukać szczęścia w Orlando, by tworzyć własną legendę. Air Canada poczuł się oszukany, o czym mówił także w wywiadach. Po latach obaj panowie przyznają, że żałują iż ta drużyna nie dostała od nich szansy na jeszcze kilka sezonów wspólnej gry. Gry, trzeba przyznać, elektryzującej. Po wspomnianym konkursie wsadów NBA opanowało Vinsanity. Potężne wsady Cartera co wieczór emitowano w stacjach telewizyjnych przez co Raptors wywalczyli sobie czas na antenowy i dotarli do kibiców także w Stanach.

Dyplom i porażka

Piłkę wybija kozłem z autu Dell Curry. Carter dzięki zapaśniczej wręcz zasłonie uwalnia się spod kurateli obrońcy, kolejnego posyła pompką w górę, rzuca… piłka odbija się od obręczy, publika w Filadelfii oszalała. Tak zakończyła się rozciągnięta na siedem spotkań batalia Raptors z 76ers, prowadzonych przez Allena Iversona. W ostatnim meczu serii Vince rzucił 20 punktów, rozdał 9 asyst i zebrał 7 piłek. I właśnie dlatego niektórzy dziennikarze kanadyjscy tegoroczny rzut Kawhi Leonarda trafiony na wagę awansu nazywają “Redemption Shot”. Carter jednak zaliczył swoje prywatne odkupienie, gdy bliźniaczą akcją w trzecim meczy playoffs 2014 roku posłał w górę samego Manu Ginobili wygrywając mecz dla Maverics.

Niecelny rzut z 2001 roku był jednak z pewnością punktem zwrotnym dla postrzegania Cartera w Toronto, a wszystko dlatego, że z samego rana udał się na rozdanie dyplomów podsumowujące zakończenie nauki na uniwersytecie. Musiał przelecieć prywatnym samolotem właściciela klubu setki kilometrów, tuż przed kluczowym starciem spędzić kilka godzin w samolocie, zamiast na treningu. Kilkanaście lat później zapytany w ekskluzywnym wywiadzie, czy posiadając dzisiejsze doświadczenie zdecydowałby się na ten sam krok, odpowiedział:

Zdecydowanie tak. Czułem, że jestem w stanie wypełnić oba z moich zobowiązań. Dla każdego studenta, który poświęcił godziny na uzyskanie dyplomu, ten moment jest bardzo ważny. Jednego dnia doświadczyłem absolutnego szczęścia i absolutnego smutku. Mimo to byłem w stanie zejść z parkietu z podniesioną głową. Kiedy wróciłem do domu, do Toronto, powtórzyłem ten sam rzut siedem razy z rzędu, za każdym razem trafiając. Tak po prostu czasem bywa [Vince Carter]

Wielu kolegów z zespołu jednak uważało zupełnie inaczej, otwarcie mówiąc w mediach, że Carter zaburzył swoją meczową rutynę i wszedł w spotkanie zdekoncentrowany. Taką opinię głosił między innymi wokalny lider szatni, Charles Oakley, który zdania nie zmienił do dziś.

Nigdy nie protestowaliśmy w zarządzie klubu. To wciąż był nasz brat, podjął ważną decyzję dla siebie, dobrą dla swojego życia, ale nie dla drużyny. Przyjechał, zagrał dobre zawody, ale bez odpowiedniego rytmu. To się po prostu czuje [Oakley]

Carter twierdzi, że dzień przed wylotem rozmawiał osobiście z każdym graczem w szatni i żaden nie wypowiedział słowa sprzeciwu. Z przekazu medialnego dowiedział się jednak czegoś zupełnie innego.

Rozpad

Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los trzeba będzie stracić – śpiewała Anna Jantar. Status Cartera jako gwiazdy zachwiały kontuzje, a w prasie zaczęły pojawiać się głosy niezadowolenia i plotki o potencjalnych transferach z jego udziałem. Aż wreszcie stało się: tyle że wymiana z New Jersey Nets nie przyniosła Raptors nic, absolutnie nic. W zamian za swego rozgoryczonego franchise-playera otrzymali Alonzo Mourninga (w Kanadzie nie zagrał ani spotkania) dwójkę drętwych “zadaniowców” (Eric i Aaron Williamsowie) oraz dwa picki draftu, które ostatecznie zamieniono na panów Joey Graham i weteran Antonio Davis. Młodsi kibice mają prawo nie znać, bo nie ma powodu by ich wspominać.

Dodajmy, że 27-letni Carter naciskał na transfer po tym, jak kolejny raz nie udało się włodarzom wzmocnić składu, a zarząd zawiódł jego oczekiwania. Ponoć motywacja do pracy VC spadła (vide dzisiejszy Anthony Davis) a wraz z nią jego wartość rynkowa. Ponoć sabotował grę własnej drużyny wykrzykując na całe gardło, jaką zagrywkę grać będą. Ponoć rzucił przez plecy trenera Sama Mitchella…

No cóż, prawda pewnie leży gdzieś po środku. O kompetencji ówczesnego zarządu niechaj świadczy fakt, że oddali Cartera w zamian za starzejącego się Mourninga wznawiającego karierę po przeszczepie nerki -> nie przeszedł testów zdrowotnych, sam wykupił swój kontrakt.

Nigdy nie chciałem opuszczać Toronto – zarzeka się dziś Vince mając nadzieję, na zastrzeżenie jerseya w Kanadzie.

W każdym razie, gdy spiker wywoływał Cartera gdy w trykocie Nets po raz pierwszy wracał do Air Canada Center, tłum buczał z niezadowolenia. Potrzeba było trzech, czterech lat by Vince nie był witany w Toronto jak zdrajca.

Carter gra już tak długo, że Toronto co roku przygotowuje dla niego video mixtape i wśród owacji publiczności puszcza go na stadionowym telebimie. Za rok zobaczymy ponoć kolejny z nich. Dla mnie to Air Canada jest najwybitniejszym z graczy Raptors i życzyłbym sobie jego powrotu na ostatni sezon do Toronto.

No dobrze, w drugiej części przyjrzymy się postaciom kolejnych liderów: Chrisa Bosha i DeMara DeRozana, zbadamy sztuczki Masaia Ujriego i ocenimy obecnego przywódcę Jurajskiego Parku.

Dzięki za świetne komentarze pod poprzednim tekstem! Pozdrawiam, Grzesiek

20 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Wszyscy się tak zachwycają tym Toronto a skończy się w 5 meczach, tylko czekać na “RAPTORS IN 5” Pierce’a, a potem rozczarowanie. Niby człowiek wiedział a jednak się łudził.

    (1)
  2. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    uwielbiam VC, chociaż NBA się zajarałem jak już grał w Nets, to od początku zakochałem się w jego grze a to co robi do dzisiaj w tym wieku budzi jeszcze większy szacun. mam nadzieję że nie prędko nas opuści

    (3)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Gość wtedy był kotem ale teraz to żywa legenda, najbardziej szanuje go za ostatnie sezony w których nie goni pierścienia podpisujac kontrakty z pretendentami tylko szuka gry i pomaga młodym się rozwijać.
    Dokument netflixa rzeczywiście warty obejrzenia

    (8)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    “dwa picki draftu, które ostatecznie zamieniono na panów Joey Graham i weteran Antonio Davis. Młodsi kibice mają prawo nie znać, bo nie ma powodu by ich wspominać.”

    Antonio Davis nie został sprowadzony do Toronto za Cartera, a za 4 pick draftu Jonathana Bendera. Grał razem z Vincem i był kluczowym zawodnikiem Raptors, liderem zespołu walczącego w PO kiedy VC był kontuzjowany.

    Jestem niestety zawiedziony tym artykułem. Tyłu świetnych zawodników przewinęło się wtedy przez zespół, dostarczyli wielu emocji, a według autora tylko Vince jest warty zapamiętania…
    Mam wrażenie, że nie pisał tego fan zespołu, a raczej to zbiór informacji znalezionych w sieci.

    (7)
    • Array ( )

      Zgadzam się. Antonio Davis to był jeden z lepszych zadaniowców w swoim czasie. Zanim trafił do Toronto to był najważniejszym wchodzącym w Indianie. Nie ma słowa o Alvinie Robertsonie , który był w pierwszym sezonie w tej drużynie , a to też nie był byle jaki grajek.

      (0)
    • Array ( )

      oczywista oczywistość, klasyka
      ja dodatkowo sprawdziłem tekst,bo byłem przekonany,że powinno być ” … trzeba będzie spłacić…”
      no i jak ktoś już wspomniał, antek davis grał razem z vincentym,a nie został za niego wymieniony
      pamiętam z “wizja sport” i “tvn” 🙂

      (0)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Antonio i Dale Davis, z Indiany, swego czasu ten duet potrafił wybić z głowy wjazdy pod kosz praktycznie każdemu w NBA. Tak wiec Antonio to nie tak znowu nieznana postać, bo co najmniej solidny, jeśli nie bardzo dobry, podkoszowy. VC to dla mnie legenda, choc tak prawdę mówiąc, wszedł do Ligi w 1999 r., a więc w czasach, gdy juz nie zarywalem nocy, zeby oglądać Finały. Jesteśmy w zblizonym wieku, więc jeszcze wieksxy szacun, że mu sie chce to dalej robić ?

    (2)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Carter super gość, można nadmienić, że bodaj w 2003 (poprawcie mnie jeśli się mylę – bez minusów :-D) ustąpił miejsce w wyjściowej piątce samemu MJ-owi w All Star Game.

    (1)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    tak, to było w 2003
    arcytrudny rzut majka na dogrywkę z ręką mariona na twarzy (w sumie normalka…) no i kiecka mariah carey… ktoś pamięta..?

    (0)

Skomentuj Medżyk Pelynka Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu