fbpx

Who the f*** is Sam Bowie?!

10

Michael Jordan, Charles Barkley, John Stockton, Alvin Robertson, Kevin Willis, Othis Thorpe, Jerome Kersey… Draft NBA 1984 obrodził w wielkie gwiazdy. Jego uczestnikiem był również człowiek, którego przeciętny fan NBA raczej nie kojarzy, a którego zespół Portland Trail Blazers wybrał przed Michaelem Jordanem i resztą wyżej wymienionych zawodników. Kim u licha jest Sam Bowie i co zadecydowało, że Portland tak bardzo mu zaufali? Poznajcie jego historię.

Na początku mała uwaga do młodszych czytelników. Musicie pamiętać, że kiedyś NBA wyglądała nieco naczej niż dzisiaj. Kto miał centra, ten miał władzę, ponieważ ongiś to właśnie wysocy zawodnicy rozdawali karty w Dużej Lidze. W finałach ścierali się Robert Parish z Kareemem Abdul Jabbarem, a budowę teamu z mistrzowskimi aspiracjami zaczynało się od pozycji numer pięć. Nic dziwnego, że z numerem pierwszym draftu 1984 do Houston powędrował Hakeem Olajuwon (przy okazji, czy wiecie, że Olajuwon po raz pierwszy w życiu miał piłkę od kosza w 1979 roku, a już pięć lat później był pierwszym numerem draftu NBA?)

Nikt się nie dziwił tej decyzji, chociaż rok wcześniej do zespołu trafił Ralph Sampson, mierzący 224 cm środkowy z Virginii.

[vsw id=”jfejFdqLJyI” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

Z numerem drugim wybierali Blazers. Oni, w odróżnieniu od Rockets, “na gwałt” potrzebowali nominalnego gracza na piątce. Inne pozycje mieli jakoś obstalowane. Trzon zespołu stanowił All-Star SG Jim Paxson, mający ledwo 26 lat. Oprócz niego w drużynie grał też Calvin Natt, będący u progu życiowej formy (w sezonie 84-85 wykonał niesamowity postęp, zagrał w ASG) i rookie SG/SF Clyde Drexler.

Z perspektywy roku 1984 Sam Bowie wydawał się być bardzo łakomym kąskiem. W 1981 roku został wybrany Consensus All-American, co oznacza, że pojawił się w pierwszej piątce najlepszych graczy uniwersyteckich w co najmniej połowie oficjalnie publikowanych zestawień. Niestety, opuścił też dwa sezony z powodu kontuzji. Portland miało zawsze pecha (i ma do tej pory), jeśli idzie o kontuzje kluczowych zawodników. Niestety, kolejni managerowie drużyny nie wydają uczyć się na błędach poprzedników.

Blazers w późnych latach siedemdziesiątych borykali się z problemami zdrowotnymi Billa Waltona, więc w tym kontekście wybór obciążonego zdrowotnie Bowiego był inwestycją wysokiego ryzyka. Być może jednak ktoś w klubie rzucił “kto nie ryzykuje, nie pije szampana!” i BAM! Sam Bowie założył czapeczkę Dumy Oregonu.

[vsw id=”2nERNj0afyY” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

Oczywiście trywializuję, w rzeczywistości wyglądało to trochę inaczej. Wszelkie doniesienia pokazywały, że Bowie świetnie uporał się z kontuzją goleni, a szybkość jaką demonstrował i lekkość biegu były niespotykane u graczy o takich gabarytach. Co więcej, Bowie po prostu chciał grać dla Blazers, do Nowego Yorku, gdzie odbywał się draft, przyjechał w kurtce z logiem Portland na plecach. Władze klubu dodały dwa do dwóch i Sam Bowie z miejsca stał się ich starterem na piątce.

Niestety, jego zdrowie nie wytrzymało tempa gry w Dużej Lidze, w drugim sezonie opuścił 44 mecze, w trzecim… 77, w czwartym 62. Frustracja i zniechęcenie bardzo szybko zawładnęły psychiką tego gracza. Coraz częściej mówiło się o Bowie w kontekście osiągnięć reszty zawodników wybranych po nim. Po pięciu latach od draftu lepszym pożytkiem dla Portland był już Jerome Kersey, wybrany przez nich w tym samym roczniku z numerem 46. Michael Jordan z miejsca stał się najlepszym strzelcem ligi, zgarnął ROTY, potem DPOY i MVP i razem z Hakeemem co rok zasilał składy ASG.

Barkley, po pięciu latach od wejścia do NBA miał już na koncie 3 występy w Meczu Gwiazd i bardzo udanie budował swoją reputację regularnymi występami rzędu 20 punktów/ 10 zbiórek. Alvin Robertson, prócz 3 występów w Meczu Gwiazd, mógł pochwalić się nagrodami DPOY i Most Improved Player, a John Stockton był już od dwóch sezonów najlepszym podającym w NBA (całkowita liczba asyst w sezonie), a kibice Utah, którzy wygwizdali jego wybór w drafcie, zdążyli już pokochać go bardziej niż swoje własne dziewczyny.

[vsw id=”sV2AjFAXYxQ” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

Wybrany przed Bowie Olajuwon w swych pierwszych pięciu sezonach nieprzerwanie występował w ASG, był jednym z czołowych zbierających i punktujących NBA, nigdy nie wypadł poza pierwszą czwórkę najlepiej blokujących graczy (całkowita ilość bloków) i regularnie przebijał się do czołówki przechwytujących.

Sami widzicie, że po pierwszych pięciu latach gry w NBA porównanie Bowiego z resztą jego klasy draftu było po prostu miażdżące. Po dziurki w nosie mieli tego kibice, więc Bowie szybko przejadł się także klubowym włodarzom. Posłali go i pierwszy wybór w drafcie 1989 (Glen Rice, Shawn Kemp, Mookie Blaylock, Nick Anderson, Tim Hardaway, Vlade Divac…) do New Jersey w zamian za Bucka Williamsa. W Netsach Bowie grał calkiem całkiem, w ciągu czterech sezonów dla tej drużyny zaliczał 12.8 ppg i 8.2 rpg, jednak Michael Jordan w tym czasie zaliczał swoje pierwsze 3Peat…

NJN posłali Bowiego do Lakers, by tam dogorywał przez ostatnie lata kariery w cieniu Vlade Divaca. I tak jego historia dobiegła kresu.
Cóż można powiedzieć na zakończenie? Wielu graczy ery Jordana zalicza się do tzw. Straconej Generacji, ponieważ w cieniu His Airness nie byli w stanie rozwinąć skrzydeł. Sam Bowie znalazł się w tym cieniu trochę przez przypadek. Co ma do powiedzenia uszczypliwym fanom po latach?

Tak, ludzie. Sam Bowie został wybrany przed Jordanem i musicie to jakoś przełknąć!

[BLC]

10 comments

  1. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    @up Spier**laj. A tak wogole zastanawiam sie co musieli sobie myslec menadzerowie Portland widzac kogo puscili w drafcie. Ciekawe jak potoczylby sie los Jordana gdyby poszedl do Blazers? 😀

    (40)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Sam Bowie to człowiek znany wyłącznie z tego, że był wybrany przed Jordanem. Miał chłopak pecha, bo jakby poszedł w jakimkolwiek innym drafcie miałby spokojne życie.

    (4)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Bardzo fajny dokument, szkoda goscia, ale jak sam powiedzial na testach jakie zafundowali mu Portland, juz wtedy wiedzial ze cos jest nietak ale nie przyznal sie, bo wtedy zapewne nikt by go nie wybral. Zeby nie bylo to Jordan tez mial powazna kontuzje i opuscil prawie caly swoj drugi sezon gry.

    Przekladajac jego kontuzje na dzien dzisiejszy, oby nie bylo tak ze Rose pojdzie w slady Bowiego, bo jak narazie zanosi sie na ponad 2 sezony gry z rzedu z glowy, a nawet wiecej wliczajac inne kontuzje

    (7)

Skomentuj Lu Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu