fbpx

Wspomnień czar: New Jersey Nets

15

1

Dziś przeglądając internet znalazłem zdjęcie, które widzicie powyżej. Popatrzyłem chwilę i wspomnienia wróciły szybciej niż Russell Westbrook po kontuzji. New Jersey Nets sprzed dziesięciu lat było jednym z najfajniejszych zespołów do oglądania w tamtym czasie. Szybka gra napędzana inteligencją Jasona Kidda, boskością Vince’a Cartera oraz motoryką Richarda Jeffersona, miała stały abonament w pierwszej trójce podsumowania najefektowniejszych akcji tygodnia w NBA Action. I pomyśleć, że jeszcze sezon wcześniej zamiast Cartera piłkę od Kidda na wysokości 3 piętra odbierał pan po środku w koszulce Nuggets. Gdyby tylko został, byłaby to chyba najbardziej “fun to watch” ekipa w historii ligi. Szkoda, ale i tak było wesoło. Żałuj K-Mart. Żałuj…

Nets w sezonie 2004-2005 to było przede wszystkim trzech panów wspomnianych powyżej. Wszyscy razem zagrali dopiero w PO, jednak to właśnie ten sezon był pierwszym, gdy byli razem w drużynie. Kidd stracił początek sezonu z powodu operacji, której poddał się w wakacje. Kiedy wrócił, klika meczów później do końca sezonu wypadł Jefferson, ale na zasadzie wymiany przywędrował Carter. I tak to wszystko się zaczęło.

Pierwszy do wspominek niech ustawi się ten, który ostatnio w barwach Dallas Mavericks zaprosił na poster Michaela Kidda-Gilchrista. Gość zdecydowanie miał sprężynę w nogach, Panie i Panowie, przed Wami: Richard Jefferson.

Został wybrany przez Houston Rockets z nr 13 w drafcie 2001. Tego samego dnia został oddany razem z kilkoma zawodnikami do NJN w zamian za wybranego z 7 numerem Eddie Gryffina (obecne tu dinozaury pamiętają tego busta?). Pierwszy sezon nie był Jeffersona przełomowy.  Głównie wchodził z ławki jednak grał przyzwoitą ilość minut. Drugi sezon to już nominacja do pierwszego składu. Dzięki temu podwoił wszystkie swoje osiągnięcia z sezonu debiutanckiego i na stałe przyjął rolę niskiego skrzydłowego. Sezon numer 3 to również podniesienie osiągnięć, lecz już w minimalnym stopniu.

We wspomnianym sezonie 2004-2005 średnia jego punktów wynosiła 22.5 i zwiastowała najlepszy sezon w jego karierze. Niestety w czasie rozgrywania 33 meczu w sezonie przeciwko Detroit Pistons, podczas wjazdu pod kosz został umyślenie podcięty przez Chaunce’ya “Mr. Big Shot” Billupsa, przez co doznał kontuzji lewego nadgarstka i stracił resztę sezonu regularnego.  Powrócił na play-off’s jednak rdza spowodowana kontuzją i zasiedzeniem się na ławce skróciły jego zdobycze prawie o połowę. Nets niestety odpadli z walki o finał już w pierwszej rundzie z Miami Heat pod wodzą Stana Van Gundy.

Jefferson wyróżniał się dla mnie tym, że był zawsze tam gdzie wymagała tego sytuacja na boisku. Potrafił przyzwoicie bronić oraz uczestniczyć w szalonych kontrach, które sam napędzał po dobrej akcji w obronie. Posiadał dobry rzut z półdystansu, jednak jego ciąg na kosz dawał kibicom prawdziwą radość. Jego rozkwit w ataku można powiązać z obecnością Kidda w składzie, jednak później kiedy został oddany w wymianie do Milwaukee Bucks, również zanotował bardzo przyzwoity sezon. Teraz stanowi wsparcie z ławki w Dallas. Trochę zapomniana postać, a to wielka szkoda.

CZYTAJ DALEJ >>

1 2 3

15 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Kidd był fenomenalny, niczym król Midas zamienił przeciętny team w złoto. Był najefektowniejszym graczem 1996 all star game, powinien dostać MVP 2002 roku. Cieszy fakt, ze razem z Dallas zdobył Misia. Jego przegląd pola, no look passy… koleś posiadał szósty zmysł. Widać, ze do trenerki też ma smykałkę. Obok Iversona mój ulubiony player, zdecydowanie miał to coś. 😉

    (25)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    No nie mogę się zgodzić, że para Kidd – Carter to najlepsza od czasów MJ-a. Wszyscy pamiętamy duet O`Neal – Bryant… Tak samo nie zgodzę się, że Kidd to drugi koszykarz wszechczasów, spośród PG wyżej od niego stawiam na pewno Magica i Robertsona, może Stocktona też.

    (1)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    no proste od tego zespołu zacząłem oglądać nba 🙂
    pamiętam jak zainstalowałem nba 2003 i od tego się wszystko zaczeło.

    (10)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    ja pamietam jak gralem pierwszy raz w nba live 2003 i do tego jeszcze demo,byly odblokowane tylko dwie druzyny nets i la,ahh pamietam te czasy kiedy moglem godzinami grac :))

    (1)
  5. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    PHX z Nashem Stoudemirem i Marionem. Ogólnie uważam że Steve był lepszym PG niż Kidd ale to tylko moja opinia.

    (-7)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    > Eddie Gryffina (obecne tu dinozaury pamiętają tego busta?)

    Griffina jeśli już. I nie trzeba być aż takim koszykarskim dinozaurem żeby go pamiętać, nie były to aż tak odległe czasy 😉

    (0)
  7. Odpowiedz

    Fajnie by było jakby do Michaela CARTERA-Williamsa w Bucks, dołączył Michael KIDD-Gilchrist z Hornets, ciekawe ile do ich duetu wniosłby “nadprogramowy” duet Williams-Gilchist.
    Trenerem oczywiście Jason KIDD, hehe.
    Może jeszcze po zakończeniu kariery half man half amazing chciałby być asystentem gościa, który mu tyle razy asystował na parkiecie 😛

    Ciężko byłoby wytłumaczyć tę sytuacje niedzielnemu kibicowi.

    (1)

Skomentuj sledziu 24 Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu