fbpx

Wypalenie zawodowe NBA: przypadek Andrew Bynuma

20

Do ligi NBA wszedł wprost z liceum w wieku 18 lat. Karierę zakończył mając 26 lat. W sumie wystąpił w 493 meczach wliczając All-Star Game. Za swą pracę zarobił 72.8 miliona dolarów brutto. Dużo? Pewnie, że dużo! Pamiętajmy jednak: był czas kiedy uważano go za drugiego najbardziej dominującego centra NBA, ma w kolekcji dwa mistrzowskie pierścienie z Lakers (2009, 2010) a jego rekordowy mecz obfitował w 42 punkty 17 zbiórek 5 asyst 6 bloków oraz 17/24 z gry! Przy okazji zraził do siebie całą Filadelfię i setki fryzjerów. Tak w skrócie można przedstawić zawodowe perypetie Andrew Bynuma.

Warsztaty z umierania

Katarzyna Boni napisała znakomity reportaż Ganbare! Warsztaty z umierania, który opowiada o Japończykach, dla których zmagania z katastrofami stały się codziennością. Ostatni rozdział opisuje właśnie tytułowe warsztaty ze śmierci, na stole należy położyć dwadzieścia kartoników, pięć białych, pięć niebieskich, pięć czerwonych i pięć żółtych. Na białych zapisujemy ulubione rzeczy, na niebieskich miejsca, na czerwonych nasze pasje, a na żółtych w końcu imiona istotnych dla nas ludzi. Nie wolno oszukiwać. Następnie należy odczytać historię o postępującej chorobie nowotworowej, co pewien określony czas zgniatać i wyrzucać na podłogę kolejne karteczki. Aż do końca.

Zapewne Andrew Bynum jako pierwszy ze swoich skarbów na ziemię odrzuciłby czerwony kartonik z napisem koszykówka. Wam polecam książkę Katarzyny Boni, a szczególnie jej ostatni fragment i zrobienie opisywanego w nim ćwiczenia, można się mocno zastanowić. I zdziwić.

Draft

Szczerze uradowany Andrew podrywa się z miejsca w Madison Square Garden gdy David Stern w 2005 roku wyczytał jego nazwisko. Wybrany z numerem dziesiątym (przez Lakers) jest jednym z ostatnich zawodników trafiających do NBA wprost z liceum. Drużyna z LA potrzebowała gabarytu i sprawności, a wszystko to zapewniał dzieciak z Saint Joseph High School. W dniu draftu Andrew miał 17 lat i 8 miesięcy spędzone na planecie Ziemia. Dla porównania linijka Kobego to 17 i 10.

Z dzisiejszej perspektywy wybór Bynuma był udanym ruchem kierownictwa Lakers, z dwójką w 2005 roku poszedł Marvin Williams, z piątką okrąglutki Raymond Felton, a tuż przed Andrew wybrano Ikechukwu Somtochukwu Diogu.

Ciężko jest w dzisiejszych czasach wybrać wartościowego środkowego. Uznaliśmy, że z kombinacja umiejętności i gabarytu, jaką prezentuje Andrew, pozwala uznać go za naszego centra przyszłości [Mitch Kupchak w dniu draftu]

Myślę, że to dobra decyzja. Kobe chce być liderem, teraz dostał “świeżaka” którego należy wychować. Zobaczymy jak mu pójdzie [Stephen Wyrocznia Smith]

Plan był jasny: Bynuma traktowano w LA jak typowy prospekt z zamierzeniem delikatnego i stopniowego wprowadzania do gry. Na początku mocno przyhamowano minuty tego wielkiego młodzieniaszka. Pierwszy sezon przyniósł mu zaledwie 1.6 punktu w 46 meczach. W tym dwa potężne oczka zdobyte przeciwko Shaqowi.

Vs O’Neal

Shaq był wówczas w wieku chrystusowym i jak Jezus prowadził swoją owczarnię Miami Heat do finałów NBA, po drodze młócąc kolejnych rywali. Zapewne uznał, że młody podopieczny Lakers to znakomity cel na wywarcie małej, osobistej zemsty na włodarzach klubu i samym Kobe. Walcząc o zbiórkę na atakowanej stronie boiska z łatwością przepchnął przeciwnika, pakując nad nim piłkę do kosza. Komentator zaczął mówić: Bynum na pewno zapamięta to do końca życia…, musiał jednak przerwać, gdyż Andrew miał inne plany…

W kolejnej akcji Andrew dostał podanie na low post, i nie zastanawiając się wiele zaskoczył Shaqa obrotem przez ramię, po czym nastąpił solidny wsad. Bryant patrząc na to musiał z uznaniem kiwać głową.

Kobe żąda transferu

W drugim roku gry Bynum rozegrał wszystkie 82 spotkania (jedyny raz w karierze) w tym 53 w pierwszej piątce u boku Bryanta, Odoma, Waltona i Smusha Parkera. Średnio zebrało się tego 7.8 punktów i prawie 6 zbiórek, ale Kobe jasno dał szefostwu do zrozumienia, że to za małe wsparcie jak na jego mistrzowskie ambicje. Bryant otwarcie zażądał transferu z LA, a opinię publiczną zaszczycił słowami:

W tym momencie poszedłby grać nawet na Pluton

Od tamtego czasu cały świat koszykówki czekał na decyzje Bryanta i zarządu Lakers. Koniec końców przyobiecali Black Mambie wsparcie i rozeszło się po kościach. 24 sierpnia 2006 roku astronomowie odebrali Plutonowi status planety, a cudotwórca Jerry West po raz kolejny dokonał niemożliwego. Do zespołu Lakers sprowadzono najwybitniejszego hiszpańskiego koszykarza – Pau Gasola. Efekt był natychmiastowy. Prędko nadeszły zwycięstwa, a porozumienie Pau i Kobe wykraczało poza zrozumienie przeciętnego gracza. W zamian Lakers oddali do Memphis prawa do Marca Gasola, nieszczęsnego Kwame Browna, późniejszego przestępcę Javarisa Crittentona oraz (jeśli mnie pamięć nie myli) II rundę draftu.

Nie traćmy jednak z oczu najważniejszego, znaczny wkład w dwa mistrzostwie tytuły oraz trzy awanse do NBA Finals miał nasz dzisiejszy bohater Andrew Bynum.

Kontuzje, pieniądze i pierścienie

Problemy z kolanami pojawiły się w 2008 roku zmuszając rozwijającego się centra do opuszczenia aż 46 spotkań. Niemal co rok zmagał z urazami, a lista jego kontuzji wygląda równie imponująco co cyfry wykręcane w rekordowym roku 2012, gdy był obok Howarda najlepszym wysokim ligi: średnio 18.7 punktów 11.8 zbiórek i 2 bloki na dystansie 60 spotkań. W swoim dorobku miał już wówczas dwa tytuły mistrzowskie. Na liście mniej pochlebnych uczynków zapisał znokautowanie łokciem wchodzącego pod kosza JJ Barea. Zagranie było wynikiem frustracji, Lakers zamiast obronić tytuł odpadli z późniejszymi mistrzami Dallas Mavericks (0-4).

Gdy w Polsce budowaliśmy na gwałt stadiony i autostrady przed Euro 2012 -> cztery zespoły doprowadziły do transferu, z którego zadowoleni mogą być dziś właściwie tylko ci ostatni:

  • Sixers: Andrew Bynum, Jason Richardson
  • Lakers: Dwight Howard, Earl Clark, Chris Duhon
  • Nuggets: Andre Iguodala
  • Magic: Moe Harkless, Nikola Vucevic, Arron Afflalo, Al Harrington, Christian Eyenga*, Josh McRoberts
  • Stelmet Zielona Góra: przejmuje gracza z gwiazdką

Kręglarz Andrew

Bynum nigdy nie postawił stopy podtrzymującej kontuzjowane kolano na parkiecie w Filadelfii i właściwie obok Sama Hinkiego można uznać go za ojca projektu zwanego dziś jako The Process.

Brad Miller kontuzjował się zmywając naczynia, Luc Longley surfując, Kobe odkurzając, Arenas goląc brodę, a Amare Stoudemire przegrał nierówny pojedynek z gaśnicą. Andrew Bynum grając w kręgle w trakcie trwania rehabilitacji kolana wpisał się do Galerii Sław Idiotycznych Kontuzji. Utrata potencjalnej gwiazdy zespołu “wymogła” na włodarzach 76ers trwającą wiele lat przebudowę.

Wiarę w Andrew nawet po tym incydencie pokładali jeszcze Cavs i Pacers, w obu jednak klubach były All-Star nie odnalazł swojego miejsca. Możliwe do zarobienia w Cleveland 24 miliony przez dwa lata zamienił na gwarantowane sześć odmawiając ponoć trenowania z drużyną i latania na mecze wyjazdowe. Gdy już zawitał na trening zdarzało mu się bezczelnie oddawać rzuty z połowy podczas sparingów i gierek kontrolnych. Niewiele później odkrył zamiłowanie do dziwacznych fryzur i w rezultacie miał więcej na głowie, niż w niej samej.

Dwie legendy Lakers w wywiadach nie pozostawiły na Bynumie suchej nitki. O ile Magic czasem plecie co mu ślina na język przyniesie, to Kareemowi wierzę bez zastrzeżeń, w końcu rozmawiał z Przemysławem Babiarzem i jest wyższy od Pałacu Kultury:

Pracując z Andrew uważałem go za zaangażowanego i błyskotliwego gracza. Myślę, że znudził go powtarzalny, codzienny trening nad podstawami koszykówki, a to właśnie on jest kluczem do długofalowego sukcesu. Nie sądzę by Bynum był kiedykolwiek zainteresowany graniem w kosza [KAJ]

Na marginesie: Kareem jeszcze gorszą opinię miał o D-Howardzie, który pojawił się na miejsce Bynuma. Dwight w ogóle nie chciał pracować na treningach, a Kareem zdradził, że nie ma pojęcia na czym polega jego fenomen.

Bynum nie jest typem zawodnika spędzającego lato na treningach. Po kontuzjach zawsze wolno zabierał się do rehabilitacji i nie wkładał w nią serca. Podpisałbym go maksymalnie na jednoroczny kontrakt (wywiad z 2013 roku) gra, bo zarabia pieniądze i może pozostawać w centrum uwagi [Magic]

Czerwona karteczka

Nie wiem co sądzić o tym graczu, oglądając wideo z Draftu czy pojedynek z Shaqiem w pierwszym sezonie na parkietach NBA widać, że Bynum jest zaangażowany, nie boi się rywalizacji. Jak bardzo utalentowany był to środkowy niech zaświadczy poniższy mixtape:

Dziś w sieci od czasu do czasu pojawiają się filmiki czy zdjęcia Bynuma z fanami, zrobione w różnych miastach Stanów Zjednoczonych. Może Andrew osiągnął swój cel, pieniądze, zainteresowanie i nieustające wakacje? Może na jego czerwonych karteczkach określających życiowe pasje w ogóle nie było koszykówki?

Artykuł dedykowany “Gdańszczaninowi” i dwóm osobom, które polubiły jego komentarz pod poprzednim artykułem. Pozdrawiam, Grzesiek

20 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Super. Zawsze czekałem na jakiś post o nim, zawsze ten gracz wzbudzał moją ciekawość. Dzięki, miła niespodzianka.

    (14)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    “O ile Magic czasem plecie co mu ślina na język przyniesie, to Kareemowi wierzę bez zastrzeżeń, w końcu rozmawiał z Przemysławem Babiarzem i jest wyższy od Pałacu Kultury” uśmiechnąłem się pod wąsem

    (24)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Dzięki Grzesiek! Jednak marzenia się spełniają ?? Brakuje mi troche w tych czasach centrów takich jak bynum, shaq, duncan, perkins. Zawsze lubiłem grę fizyczna w trumnie zamiast miotania trójek. Pozdrowienia dla wszystkich i miłego popołudnia!

    (15)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Jaka niesamowita szkoda! Nba zacząłem się interesować w 2010 roku i kibicowałem zdobywającym wówczas mistrzostwo Lakers na czele z Kobasem. Jednak jako ledwie 12 latek najciekawsze dla mnie były statystyki graczy i filmy typu BEST KOBE BRYANT BEST PLAY na youtube. Stąd tak mocno cieszyłem się grą Bynuma, kręcił bardzo fajne staty i zagrał w meczu gwiazd! A i każde powroty na parkiet czy to w clev czy w indianie dawały promyk nadziei, bo grał naprawdę dobrze! Pamiętam ten skład w nba 2k(chyba)13 Młody kyrie Bynum Bennet Luol Deng(!) T Thompson Varejao solidny jak zawsze, Jarret Jack który chyba był wtedy po solidnym epizodzie z gsw, Seth curry, Spencer hawes, i podkradnięty Lakers Earl Clark oj grała ta ekipa (oczywiście w grze)

    (3)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Myślę że Kobe też przyłożył cegiełkę tak jak i Jordan z Kwame. Nie jestem fanem wchodzenia do ligi takich małolatów!

    (0)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Świetny art. Pamiętam dokładnie tego gościa, jak i większość lakerów z ostatnich 20 lat. AB jak mu się chciało, robił różnice.
    Ale co innego mnie tutaj frapuje. Znam historię Kobe’go bardzo dobrze. Oglądałem go od początku kariery aż do końca, ale to:
    “Brad Miller kontuzjował się zmywając naczynia, Luc Longley surfując, Kobe odkurzając…”
    widzę pierwszy raz. Można rozwinąć, jakieś źródło?
    Pozdrawiam

    (4)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Nie będę oceniał tego konkretnego przypadku, ale bywa tak czasem, że Bóg da komuś predyspozycje (talent), ale mimo wszystko kogoś bardziej interesuje zupełnie coś innego. Swoją droga jest to piękne, inni znowusz nie mają nic, a chcą być najlepsi i dążą do tego pomimo przeciwności.

    (0)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Dla takich artykułów warto tu zaglądać bo można dowiedzieć się czasem czegoś więcej niż wiadomości o baskecie.

    (1)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Może poruszając historię Adrew Bynuma odświeżycie również ciekawą historię Lena Bias’a ?
    Podejrzewam że większość czytelników go nie zna a żywot prowadził ciekawy 😉

    (0)

Skomentuj nyers Anuluj pisanie odpowiedzi

Gwiazdy Basketu