fbpx

NBA: historia jednego zdjęcia, czyli Michael Jordan na turnieju w Paryżu

12

Na początku tego artykułu pozwolę sobie na szybki reality check. Oto podsumowanie tegorocznej NBA Paris Game okiem naszego Admina:

Tegoroczne NBA Paris Game, zwłaszcza w wykonaniu Detroit Pistons to był policzek w twarz dla europejskich fanów basketu. Grubo ponad 400 milionów złotych rocznego budżetu, a my oglądamy ludzi, którzy nie potrafią grać w koszykówkę! Ivey i Diallo jako “rozgrywający”. Livers sześć razy skaczący w ten sam sposób do pompki DeRozana, nabierający się na ten sam zwód. Kompletny brak ataku pozycyjnego, skuteczność na poziomie 35% i podania w aut. Kwintesencja wszystkiego co złe w NBA, g%wno zawinięte w papierek. Parę wsadów, które jutro wyświetlą w highlights…

Nie zawsze jednak tak było. Zdarzało się, że gościnne występy drużyn NBA w Paryżu budziły podziw i przechodziły do historii. Stolica Francji bywała bowiem nie tylko areną zmagań przedsezonowych i meczów sezonu zasadniczego. Zdarzało jej się być i miejscem potyczek między klubami NBA a drużynami z innych zakątków globu. Podobna rzecz  miała miejsce w turnieju McDonald’s Championship, zwanym też McDonald’s Open. Choć w turnieju tym, zdominowanym przez drużyny NBA (tylko one zdobywały mistrzostwa) goszczono prawdziwe sławy. Wśród nich m.in. Larry Bird, Magic Johnson, Patrick Ewing, Charles Barkley czy Tim Duncan, to nikt nie wzbudził takich emocji jak…

His Airness, Michael Jordan

W czasach gdy telewizja stanowiła podstawowe okno na świat dla większości mieszkańców globu, Jordan przełamał bariery w promocji NBA na starym kontynencie na skalę o jakiej ci, którzy próbowali tego przed nim, mogli tylko pomarzyć. MJ stał się fenomenem popkultury w takim stopniu, że ciężko było orzec gdzie kończy się zawodnik, a zaczyna produkt marketingowy. NBA zdawała sobie z tego sprawę i upewniła się, że koszulka z numerem #23 i rogi Byka z logotypu Chicago Bulls dotrą do każdego zakątka globu.

W szczytowym punkcie popularności Jordana, zespół dowodzony przez Phila Jacksona zawitał do Europy, by wziąć udział w turnieju McDonald’s, zapoczątkowanym w 1987 roku. Słynna sieć hamburgerowni była w końcówce lat osiemdziesiątych kluczowym sponsorem NBA. Zapoczątkowała coś, co połączyło NBA z koszykówką spod znaku FIBA, dając możliwość konfrontacji drużynom rozdzielonym przez ocean.

W 1997 roku, już po zdobyciu piątego tytułu przez Chicago, Bulls stawili się w Paryżu by podjąć zespół FC Barcelona, mistrzów hiszpańskiej ACB, drużynę PSG Racing a także Olympiakos z Grecji i włoski Benetton Treviso. Amerykę Południową reprezentowała drużyna Atenas de Córdoba.

#Karnisovas

W drużynie z Grecji największą gwiazdą był utalentowany Litwin Arturas Karnisovas, dwukrotny brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich. Wzrastający w koszykarskim rzemiośle pod okiem ojca, Mykolasa, przyszły vice szef do spraw operacji koszykarskich Chicago Bulls stał się jedną z najjaśniejszych gwiazd złotej ery litewskiej koszykówki.

Kiedy otworzyła się przed nim możliwość gry w NCAA skorzystał z niej i wylądował w Seton Hall. Występował pod okiem trenera PJ-a Carlesimo, nie znając ani jednego zdania po angielsku. Był do tyłu z językiem Szekspira do tego stopnia, że podanie o przyjęcie na uczelnię napisał po grecku. Po zakończeniu studiów w roku 1994 powrócił na Stary Kontynent, gdzie grał we francuskim Cholet a potem w Barcelonie. W sezonie 1997/1998 był zawodnikiem Olympiakosu.

#Internal affairs

Bulls zjawili się w w Paryżu rozdarci problemami wewnątrz klubu. Niepewny los przedłużenia kontraktu Scottiego Pippena (ech, gdyby wiedział to co dzisiaj). Nieprzewidywalny Dennis Rodman ze swoimi wyskokami (zabrakło go na turnieju). To tylko niektóre z niepokojów trapiących w tamtym czasie ekipę z Wietrznego Miasta. Nad wszystkim unosił się jednak nimb legendy Jordana, któremu nikt nie umiał sprostać na drodze do finału. Tam już czekał Karnisovas z Olympiacosem, który wywalczył awans rzutem w końcówce meczu z Atenas de Córdoba.

Mam nadzieję, że fani będą zadowoleni, pomimo krótkiego czasu, jaki spędziłem na boisku.

Tymi słowami zakończył Michael swój udział w turnieju, zwyciężając 104:78 i to bez pomocy Pippena i Rodmana. Kibice, którzy na bilety na ten mecz wydać musieli ponad 300 dolarów amerykańskich, nie mogli czuć się zawiedzeni. Te 27 punktów Michaela Jordana to coś, na co wszyscy zgromadzeni liczyli, ale i Karnisovas pokazał się z dobrej strony, notując, jako pierwsza opcja Greków, 19 punktów. Nie ustrzegł się jednak bycia po złej stronie kilku highlightów MJ’a, ale ciężko mieć do niego pretensje o porażkę w starciu z GOAT’em.

Wspominając moją grę naprzeciw Michaela Jordana wracam myślami do czasów, kiedy byłem zawodnikiem Olympiakosu. To coś niesamowitego, kiedy człowiek zda sobie sprawę, że był on na drodze do swojego szóstego mistrzostwa NBA [Karnisovas]

#The return

Gdy po niemal 23 latach od tamtych wydarzeń Karnisovasowi dane było po raz kolejny zasmakować paryskiej atmosfery, był już członkiem egzekutywy Chicago Bulls. Niemniej, odpowiedź na pytanie czy ów sportowy spektakl był równie pamiętny co ten z roku 1997, dał już Bartek we wstępie. A co Wy uważacie?

[BLC]

12 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Tamten mecz był strasznie jednostronny jak na 30 punktów przewagi. Zawodnicy bali się nawet rzucać mając za plecami MJa. Michael był na poziomie kilka razy wyższym i się nawet nie spocił, a grał z takimi „wirtuozami” koszykówki jak Randy Brown, Steve Kerr, Luc Longley, Bill Wennington. Lepszy był wcześniejszy mecz. W Pippenem i Rodmanem byłoby +60 gdyby im się chciało.

    (7)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Przecież całe NBA tak teraz wygląda jak zgraja licealistów biegających po boisku i ten pierwszy kto dostanie piłkę to kozłuje wchodząc pod kosz,ewentualnie wszyscy stoją na 7 metrze tzw center przed nimi i stawia im zasłony żeby inni mogli rzucić albo za 3 albo z dystansu ,center w sumie już do niczego nie jest potrzebny, bo nie gra tego co powinien grac ,zero kreatywności, mam wrażenie ze ogladam cyrk objazdowy a nie ligę zawodowa .

    (8)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Jacy wirtuozi. Przecież koszykówka lat 90 była najlepsza…. Technicznie zaawansowani atletyczni zawodnicy którzy teraźniejszych i tych z lat 00 i 10 wgnietli by w ziemię.. spacing bez porównania z dzisiejszym obrona indywidualna genialna… Gdzie jakieś Jokicie Doncicie czy Hardeny by sobie dali radę. Oni by nawet kozła nie zrobili…

    (9)
    • Array ( )

      Odpowiedz do komentarza Veenn tylko coś odpowiedzi nie mogę wkleić z telefonu nie wiem czemu

      (0)
    • Array ( )

      Gdzieś komentowałem, że koszykówka lat 90tych była lepsza niż obecna? Napisałem tylko, że MJ był graczem wyraźnie lepszym od najlepszych w Europie i w pojedynkę otoczony totalnymi zadaniowcami bez problemu wygrywał. To nie moja opinia, tylko po prostu oglądałem ten mecz i sam wynik też sporo mówi.

      Czy obecna koszykówka jest lepsza/gorsza? Nie wiem … jest inna. Teraz bardziej liczy się rzut. Streetball na którym się wychowałem też się zmienił, bo kiedyś grało się fizycznie i dynamicznie, a teraz się rzuca za 2.

      (8)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Piękne wspomnienie. Miałem przyjemność być na pierwszym meczu Bulls na tym turnieju w 1997 roku. To było fenomenalne przeżycie zobaczyć na własne oczy, nie w tv, MJ grającego w koszykówkę.

    (2)

Komentuj

Gwiazdy Basketu