fbpx

NBA: historyczny występ Giannisa Antetokounmpo zmarnowany | ciekawy przypadek Trae’a Younga

35

WTMW.

Hawks 120 Magic 119

Towarzystwo wybrało się do Meksyku w celach promocji produktu NBA za granicą. Ciekawostką jest fakt, że hala Mexico City Arena położona jest na wysokości 2240 metrów nad poziomem morza, w polskich warunkach nie do wyobrażenia. Nie wiem jaki wpływ na performance zawodników miało ciśnienie powietrza, problemów z absorpcją tlenu nie miał na pewno Trae Young, który po korzystnych dla siebie przekazaniach krycia, już do przerwy miał na koncie przeszło trzydzieści oczek, a cały mecz zakończył z dorobkiem 41 punktów i 8 asyst. Oddał 27 rzutów do kosza (viva la Mexico!) z tego piętnaście zza łuku, to będzie 1/3 wszystkich rzutów zespołu (!)

Na pewnym etapie forsował izolacyjną grę czym zamroził kolegów, a Hawks z jedenastu oczek prowadzenia wpadli w jedenaście punktów dołka ma osiem minut przed końcem. Na szczęście (haha) w czwartej kwarcie trener Quin Snyder na parę minut posłał Younga na ławkę, a Hawks mogli zacząć grać w koszykówkę. Dwucyfrową stratę na dystansie czterech minut odrobili panowie (musieli się spieszyć, bo Trae wracał na końcówkę):

  • Jalen Johnson – dwa wjazdy zakończone floaterami
  • Bogdan Bogdanovic – klasyczna trójka z przekazania piłki i layup po zasłonie
  • Clint Capela – którego nareszcie udało znaleźć się pod koszem (2/4 z gry w całym meczu)
  • Dejounte Murray – atakujący w tranzycji

Nade wszystko, podczas tej parominutowej absencji lidera, poprawiła się obrona, która powiedzmy sobie uczciwie nie stała w tym meczu na wysokim poziomie, zresztą jak cała reszta elementów. Obie strony raźnie pobiegały popełniwszy łącznie 37 strat, które przerodziły się w aż 44 punkty z szybkiego ataku. Nikt nie kontrolował tempa, zwycięstwo stało się niejako dziełem przypadku.

Nie pomogli sędziowie, miało być wiele punktów w pokazówce, więc panowie arbitrzy przyznali w tym spotkaniu aż 65 rzutów wolnych skutecznie zamykając wszelką przestrzeń do fizycznej przepychanki (a zarazem niwelując przewagi fizyczne Orlando).

Dość powiedzieć, że Trae powróciwszy na parkiet na 3:34 minuty do końca przy jednopunktowym prowadzeniu Magic nie trafił już żadnego rzutu z gry, a najlepszą akcją, jaką przeprowadził było drive and kick do Dejounte Murraya, którego trójka z rogu parkietu dała Hawks prowadzenie, a w konsekwencji jednopunktowe zwycięstwo.

Jak oceniać to wszystko? Oto masz gościa, który skacze jak pchła i rzuca przy każdej możliwej okazji, trafia czy nie trafia, święcie w sukces wierzy czym wywiera presję na obronie, każe obrońcom za sobą latać, zajmuje ich uwagę, czym czysto teoretycznie otwiera przestrzeń kolegom. Teoretycznie, bo często piłka do nich wcale nie trafia, a tym odechciewa się starań, bo choć są oczywiście profesjonalistami, zawodowymi koszykarzami, są także ludźmi.

Jednocześnie Trae ma na czole czerwony marker, laserowy celownik. To w niego biją rywale w ataku pozycyjnym. Filigranowy obrońca jest atakowany za każdym razem i trzeba udzielać mu pomocy. Gdy siada na ławce, jak mówię, ofensywa Orlando staje na moment, Atlanta odrabia straty. Następnie znów wchodzi Trae, po dwóch kolejnych pudłach zdaje sobie sprawę, że już nie ma co szukać rzutów, bo będzie przypał w szatni, zaczyna szuka kolegów i w końcu jednego przytomnie znajduje. Koniec.

Bucks 124 Pacers 126

Ależ fatalnie popsuta została ekipa z Milwaukee. Wciąż jest świeżo, krótko w sezon, rozumiem, ale… no nie jestem fanem działań klubu ani trenera Adriana Griffina. Nie oglądaliśmy dziś na boisku Damiana Lillarda, który ma problemy z mięśniem łydki. Jego miejsce w wyjściowym składzie zajął Cameron Payne.

Nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że Pacers nie mają żadnej odpowiedzi na Giannisa Antetokounmpo. Zawodnik z numerem jeden, czyli Obi Toppin to jedyny gracz spełniający warunki gry na silnym skrzydle, niestety wyjątkowo niewyrazisty jako obrońca. Zresztą nie ma co owijać w bawełnę, Toppin to może być najgorszy obrońca ligi w relacji do warunków, coś jak Jabari Parker, którego jak wiadomo już w NBA nie ma (za to jest jeszcze Marvin Bagley).

Tak więc Giannis zanotował w tym spotkaniu 54 punkty i 12 zbiórek, trafił 19 z 25 rzutów z gry oraz 16/18 wolnych. To pierwszy przypadek w dziejach gdy gwiazda zalicza ponad 50 punktów na skuteczności ponad 70%, a zespół przegrywa mecz. No właśnie. Khris Middleton w regulaminowych dla siebie, nakazanych przez lekarzy dwudziestu minutach, także rzucał skutecznie (19 punktów 7/13 z gry) ale całości po prostu nie dało się spiąć.

Pierwsza linia obrony ogrywana niemiłosiernie przez cwanego Haliburtona (29 punktów 10 asyst) zwalisty Brook Lopez wykorzystywany FATALNIE przez sztab szkoleniowy (2 punkty 1 zbiórka). Oddelegowany na obwód, przeciwko obronie strefowej, żadnych wrzutek w środek, próby gry Lopeza tyłem do kosza, przekazania stamtąd piłki, przeniesienia jej bliżej obręczy, żadnej próby użycia Giannisa bez piłki (!!) spowolnienia tempa, które narzucili Pacers, ale to jeszcze nie koniec! Lopez latający w obronie na wysokości zasłony z wycofanym Antetokounmpo. To są jaja panie Griffin. Facet wybałusza, robi szalone oczy, próbuje wywierać presję na sędziów, twierdzi, że biją jego zawodnika (Giannis) który notabene w każdej akcji wali głową w mur i siłowo rozwiązuje sprawy.

Tymczasem Indiana rąbie swoje, przewaga energetyczna, szybkościowa, ruch, ogrom wjazdów, odegrań, trójek – cały czas presja. Falowanie wody, seria trójek siedzi – jest odlot, kilkanaście punktów przewagi, pojawia się dołek – przewaga topnieje. Nijak nie byli w stanie spowolnić Giannisa i na pięć minut przed końcem przegrywali bodaj dziewięcioma punktami.

Ostatnia prosta to zacieśnienie szyków i dojechany już Greek Freak. Pacers wywalczyli swoje i bardzo dobrze, Haliburton (29 punktów 10 asyst) wygląda jeszcze lepiej niż w minionym sezonie, duży progres w grze obronnej dokonał się po stronie Bena Mathurina (26 punktów 11 zbiórek) a środkowy Myles Turner (21 punktów 4/9 zza łuku) ze zdobyczami punktowymi chyba nigdy nie stał lepiej. Trzeba było popatrzeć jak zasuwa po placu. Odstawali warunkami na pozycjach podkoszowych, ale dopięli swego. Brawo. Milwaukee nie ma koszykarskiego IQ, ani wizji aby walczyć o mistrzowski tytuł, przepraszam najmocniej, już się zaczynam powtarzać.

Zobaczcie na tę sekwencję, jaka świeżość Haliburtona, który udaje, że idzie dla niego zasłona, obrońca przyspawany do ziemi. Jednocześnie patrzcie jaki ruch i aktywność po stronie Indiany oraz jaka statyka Milwaukee:

Ostatnia, absolutnie kluczowa akcja Milwaukee, widzicie tu jakiś zamysł? No właśnie… a ja głupi się Mike’a Budenholzera czepiałem… bywało różnie, ale przynajmniej zespołowość jakaś była, każdy spełniał swoje zadania, Lopez kandydował do miana Defensive Player of The Year, a w tym sezonie? Idziemy w kierunku izolacyjnej koszykówki przy czym cała współpraca, czyli pick and roll Giannisa z Damem w tej układance też jest (i będzie) myślę przereklamowany.

Trae vs Hali

Na koniec jeszcze porównanie Trae’a Younga i Tyrese’a Haliburtona. Dwaj liderzy NBA jeśli chodzi o prowadzenie piłki i liczbę tak zwanych “potencjalnych asyst”, czyli podań, po których padają rzuty. Jeden i drugi zalicza osiemnaście takich podań w meczu, przy czym zespół Younga generuje w ten sposób średnio 26 punktów, zaś Indiana 32 punkty. Weźmy też pod uwagę, że Hali spędza na parkiecie o trzy minuty mniej. W tym sezonie:

  • Young 21.7 punktów 10.4 asyst 2.9 zbiórek 27% zza łuku 43% z gry
  • Haliburton 22.9 punktów 11.9 asyst 4.0 zbiórek 37% zza łuku 49% z gry

Którego z chłopaków wolałbyś w zespole? Steve Kerr wolał Haliburtona powołując go do kadry USA mimo, iż Trae był w Select Team i otwarcie mówił o chęci gry dla reprezentacji narodowej. Dwa lata, jedenaście centymetrów i 10 kilogramów różnicy, która oczywiście przekłada się na bronioną połowę. Na tle kolegi Haliburton to tuz defensywy. Nade wszystko uważam, że Hali ma więcej inteligencji boiskowej, a jego podania są serdeczniejsze, bardziej naturalne, szczerze. Zawierają “ładunek dobrego życzenia” efekt, trochę jak u młodego Magica Johnsona. Cała organizacja zmienia się na lepsze, zaangażowanie aż kipi, w czym niemała zasługa (świetnego) trenera Ricka Carlisle’a.

Dobrego dnia wszystkim. Dziękuję bardzo za wsparcie serwisu, trzymacie mnie przy nadziei, jestem wdzięczny Panowie:

  • Herlender
  • Rafał P
  • Marcin Za
  • Michał Ma ⚡️⚡️

35 comments

    • Array ( )
      Eliminator Gawiedzi 10 listopada, 2023 at 10:20

      Siedzi Duduś na dachu i spogląda przez lupę,
      Wtem się księżyc odwrócił i pokazał mu…
      Duduś siedzi na dachu…

      (-4)
  1. Array ( )
    Odpowiedz

    @admin super porównanie! czy jest szansa na podobne Wembanyama vs Holmgren? Przy całym hype na Victora
    i oczywiście jego nieprzeciętnych skillach moim zdaniem na ta chwile wyścig o Rookie of the year powinien być przynajmniej na równi. Chet jest wprawdzie w lepszym, będącym w trochę innym miejscu, zespole, jednak mimo wszystko, rzuca skuteczniej, punktują i zbierają podobnie, +/- na stronę Cheta. Zapowiada się niezła rywalizacjia, oby bez żadnej kontuzji

    (30)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Ja od pierwszej sekundy po transferze Lillarda nie dowierzam, że oddali za niego Jrue. Ten chłop był jednym z głównych powodów sukcesów tej drużyny. Defense przez cały mecz na poziomie kosmicznym plus chłodna głowa gdy reszcie paliły się styki. I nagle z dupy oddali go za Lillarda, który nic nigdy nie wygrał i jakby nie patrzeć robi się już stary. Nie rozumiem tego transferu i nie zrozumiem. Zagrali w stylu Clippers i strzelam że skończą jak oni. Milwaukee dało Bostonowi w prezencie wielką szansę na misia i tyle.

    (31)
    • Array ( )

      Wiele razy pisałem i jeszcze raz powtórzę:
      To niezły chichot losu, że na transferze Lillarda do Bucks najlepiej wyszedł Boston 😀

      (24)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    To że wymienili beznadziejnego trenera na jeszcze gorszego nie znaczy że poprzedni był dobry w tym co robił. Pamiętajmy że wtedy mieli Jrue który był mózgiem tej ekipy i łatał braki Budenhollzera. Ten trade to kryminał. Zmiana trenera na jeszcze gorszego to też trzeba umieć. Czy tam w tych stanach jest ktokolwiek kto ma pojęcie o koszykówce? Ja mam wrażenie że decydenci ze stanów byliby za słabi na polską koszykówkę

    (16)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Czy Indiana pójdzie drogą Kings z zeszłego sezonu? Grają dość dobrze, Hali ciśnie piłę do przodu aż miło się patrzy. Oby taka dalej i najważniejsze oby jak najmniej kontuzji w tym sezonie

    (6)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    A to gówno z CS’s Tzw brązowy nigga czyli J. Brown zarabia 300mil $ za 11 punktów na mecz 😆😆😆😆😆 żenada

    (-6)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Griffin w porównaniu do Budenholzera to jak Paulo Sousa do Mourinho. Czyli jednak szkoleniowa myśl Popovicha nie była taka zła.
    Millwaukee za Buda to był potwór (przynajmniej w regular season), teraz to jest żenada Panie.
    Trochę tak jakbym oglądał Lakersów. Bucks i Lakers mają star power ale pomysłu na grę nie ma wcale.

    Biały trener to jednak podstawa sukcesu. Idąc wstecz do roku 1990 przez te 33 lata mistrzostwo zdobyło tylko dwóch ciemnoskórych trenerów: Ty Lou w historycznym come backu 1-3 Cavs z 2016 r. i Dyzma Rivers z Celtics 2008 r.

    (31)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    > jego podania są serdeczniejsze, bardziej naturalne, szczerze. Zawierają “ładunek dobrego życzenia” efekt, trochę jak u młodego Magica Johnsona.

    Ciekawe spostrzeżenie. To są właśnie takie małe, na pierwszy rzut oka niewidoczne aspekty basketu, których statystyki nie pokazują a które na pewno budują “chemię” w zespole. Kto grał w zorganizowany basket wystarczająco długo na pewno rozumie to odczucie.

    (35)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Od ogladania bucks oczy bola, cholowanie pilki przez greeka, jednoczesnie odpychajac na potege lewa reka, silowa brzydka gra. Na ich tle gra indiany to czysta zespolowa poezja nq czele z Haliburtonem ktory sprawia ze kazdy grac jest potrzebny i kazdy gra lepiej

    (10)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Czekam na spotkanie Bucks i Celtics w playoffach, oczywiście jeżeli wcześniej Jimmy nie powyciera nimi parkietu😉
    Oczami wyobraźni widzę, jak Jrue gasi Lillarda jak peta i kamienną twarzą idzie sobie do szatni po wygranym meczu😀

    (10)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Mam wrażenie że sędziowanie się mocno zmieniło w tym sezonie. Nie każdy kontakt interpretowany jest na korzyść gracza ataku.
    Dlatego Trea czy inny Harden tracą na wartości.

    (4)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Ja kupowałem Younga. Przecież w play-offach coś tam pokazał.
    Ale faktycznie Young po prostu przetrzymuje gałę a Hali chce by piłka krążyła.
    Ostatnio mam taką teorię, że drużyna gra tak jak jej lider. Jeżeli lider nie odpuszcza w obronie to drużyna też się stara. W Milwaukee jest taki problem że oni się starają, ale nie wiedzą co mają grać. Jj ostatnio mówił że najgorsze jest jak drużyna nie wie co grać w obronie i ta sytuacja właśnie jest w Bucks 😁
    I dziękuję za świetny artykuł

    (4)
  12. Array ( )
    Odpowiedz

    Jure>>>>>Dame

    Te znaczki oznaczają “duuuuużo większy od”.
    Bucks z aspiranta do finału konferencji stali się tym samym aspirantem do Play-In.

    (4)
  13. Array ( )
    Odpowiedz

    Jeszcze się okaże że to Griffin był największym orędownikiem wymiany JrueDame i będziemy mieli murowanego kandydata na coacha roku xD

    (0)
  14. Array ( )
    Odpowiedz

    Kawałek o “serdecznych” asystach postawił mi przed oczami cytat z Magica “asysta cieszy 2 osoby”. Jak zaczynałem grać w zorganizowany basket 100 lat temu trener zakazał nam na jednym obozie kozlowac więcej niż 3x i rzucać dopiero po 5 podaniach. Na początku była tragedia bo wszak kazdy z nas byl co najmniej tak dobry jak MJ i chcial grac izolacje lub jechac coast to coast, ale pod koniec obozu grałem w najszybszy i najradosniejszy basket w całym życiu. Każdy miał udział, każdy w każdej akcji dotykał piłki i często naturalnie z 5 podań robiło się 10 czy 15. W NBA przypomniały mi o tym Ostrogi w 2014.
    Teraz zobaczyłem sobie Indianę i rzeczywiście widać tam ta “serdecznosc”. Fajnie się to ogląda.

    (5)
  15. Array ( )
    Odpowiedz

    Totalnie randomowa myśl – Haliburton stworzyłby świetny duet z Desmondem Bane’em. Kto wie, może się kiedyś ziści, w tej lidze wszystko jest możliwe.

    (-1)

Komentuj

Gwiazdy Basketu