Charlie Ward: najlepszy futbolista w NBA
W przemówieniu z okazji włączenia do Hall of Fame Allen Iverson nazwał siebie „najlepszym futbolistą na świecie”. W szkole średniej rzeczywiście był fantastycznym zawodnikiem i to z tym sportem wiązał swoją przyszłość. Ja jednak zaryzykuję stwierdzenie, że nie był najlepszym graczem futbolu nawet wśród koszykarzy NBA. To miano przypada bohaterowi tego tekstu.
Wiele talentów Charliego
W 1989 roku na uczelni Florida State zjawił się 19-letni Charlie Ward. Nieśmierdzący groszem, skromny i niezwykle pracowity chłopak w liceum był gwiazdą nie tylko futbolu i koszykówki, ale także bejsbola, tenisa, a nawet golfa. Codziennie dojeżdżał na uczelnię z odległego o ponad 50 kilometrów miasteczka Thomasville, gdzie mieszkała jego rodzina. Uczelnia zaoferowała mu miejsce z prostego powodu: miał pomóc drużynie Seminoles w osiąganiu sukcesów sportowych. Zastanawiacie się, czy Ward wybrał parkiet czy boisko? A po co w ogóle miał wybierać?
W pierwszym sezonie futbolu Charlie był “punterem”. Po naszemu: zawodnikiem rozpoczynającym grę wykopem piłki na połowę przeciwnika. We wczesnych latach dziewięćdziesiątych, przez pełne cztery sezony był zarówno futbolistą, jak i koszykarzem. Jako rookie point guard notował 8 punktów 3.4 asyst i ponad 2 przechwyty na mecz, a Seminoles dotarli do II rundy turnieju finałowego.
Podwójny rozgrywający
Latem 1991 roku Ward mimo niebyt imponujących warunków (188 centymetrów, 85 kilogramów) został rezerwowym rozgrywającym. W listopadzie wróciła koszykówka, a wraz z nią regularne starty. Point guard notował podobne średnie jak rok wcześniej, docierając z drużyną do najlepszej szesnastki w kraju.
W 1992 roku Charlie został głównym quarterbackiem (rozgrywającym) i poprowadził drużynę do bilansu 11-1. Zaliczył bilans podań 204/365 i był uważnie obserwowany przez skautów z ligi NFL. Jednocześnie z zespołem koszykówki w sezonie 1992/1993 dotarł do Elite Eight I dywizji. Mimo cichej i spokojnej natury Ward stał się liderem, często pomagającym kolegom w rozwoju sportowym i problemach osobistych.
Kulminacja nastąpiła rok później. Charlie zdobył łącznie 3032 jardy na fantastycznej skuteczności 69.5%. Jego akcje zakończyły się 31 przyłożeniami, z czego sam zdobył 4. Dzięki świetnym wynikom Ward został laureatem szeregu prestiżowych nagród, w tym Heisman Trophy – absolutnie najważniejszej, będącej marzeniem każdego trzymającego owalną piłkę chłopaka w USA. Co więcej, w głosowaniu Charlie zgarnął ponad 83% wszystkich głosów, co było wówczas rekordem w prawie 60-letniej historii trofeum (dziś jest to piąty wynik).
Przeciążenia?
Wyróżnienia bardzo zmotywowały sportowca. Rozgrywający poprowadził futbolowych Seminoles do finału rozgrywek uniwersyteckich. W tzw. Orange Bowl Florida State pokonali Nebraska Cornhuskers, zdobywając swój pierwszy tytuł mistrza I dywizji. Dwa tygodnie później zawodnik wrócił na parkiet, by dokończyć sezon koszykarski. W baskecie powiodło się jednak gorzej i Seminoles nie awansowali do turnieju finałowego. Co nie zmienia faktu, że do dziś jest najlepiej przechwytującym w historii uniwersytetu.
To zdumiewające, że Ward był w stanie łączyć uprawianie dwóch tak wymagających fizycznie dyscyplin. Wyobraźcie sobie trenować coś, co Steve Kerr nazwał „cotygodniowym wypadkiem samochodowym”, po czym za parę dni grać w kosza na najwyższym akademickim poziomie. Sezon na owalną piłkę trwa od sierpnia do grudnia, a basket startuje w listopadzie, więc teoretycznie było to „tylko” kilka tygodni w roku. Jego organizm był niesamowicie obciążony, a mimo to Ward był niekwestionowaną gwiazdą obu sportów, i to na poziomie krajowym.
Gwiazda draftów
Podwójny rozgrywający miał świadomość swoich umiejętności i statusu, dlatego w 1994 roku przystąpił aż do trzech draftów: NBA, NFL i MLB, choć bejsbolu nie trenował od dawna. Jednocześnie stwierdził, że zagra w futbol jedynie wtedy, gdy zostanie wybrany w I rundzie. Deklaracje Charliego i jego wątła budowa odstraszyły menedżerów NFL. Ward stał się drugim w historii zdobywcą Heisman Trophy, który nie został wydraftowany! W pozostałych dyscyplinach poszło lepiej. New York Yankees wybrali go z numerem 507, ale sportowiec podpisał kontrakt z inną nowojorską drużyną – Knicks, którzy sięgnęli po niego jako numer 26.
Ekipa Pata Rileya była w czołówce ligi, kilka tygodni wcześniej ulegając w finałach Houston Rockets. Ward został zmiennikiem weterana Dereka Harpera, ale jako rookie wszedł z ławki tylko 10 razy. W lecie 1995 roku trenerem został Don Nelson, którego po kilku miesiącach zastąpił Jeff Van Gundy. Charlie dostał więcej szans na grę, zwłaszcza pod okiem Van Gundy’ego w sezonie 1996/1997. W tym sezonie doszło też do prawdopodobnie najbardziej znanego wydarzenia z udziałem Warda w czasie jego koszykarskiej kariery.
Koszykarz z charakterem
Rzecz miała miejsce w piątym meczu II rundy playoffs. Knicks prowadzili z Miami Heat 3-1, choć na dwie minuty przed końcem spotkania ekipa z Florydy wygrywała 88-74. Podczas rzutów osobistych Ward starał się uniemożliwić PJ Brownowi ewentualną zbiórkę po osobistych, co nie spodobało się graczowi Miami…
W efekcie bijatyki Brown został zawieszony do końca serii, ale to Nowojorczycy ponieśli surowszą karę. W kolejnym meczu nie zagrali Ward, Ewing i Houston, a mecz siódmy opuścili Starks i Johnson. Osłabieni Knicks przegrali półfinały Wschodu 3-4!
Fani nie mieli jednak pretensji do rozgrywającego. Wręcz przeciwnie, Charlie był ulubieńcem tłumu w Madison Square Garden, który kochał go za niezwykłą twardość i poświęcenie względem kolegów z drużyny. Jako lider nie forsował rzutów, woląc tworzyć pozycje innym i podbijać morale zespołu. Dlatego jego średnie nie powalały, ale w baskecie nie chodzi przecież o indywidualne liczby.
To jeden z najtwardszych zawodników, przeciw którym mogłeś zagrać. Na parkiecie Charlie wyrwałby ci serce, a potem by się za ciebie pomodlił. Takich ludzi chcesz mieć dookoła [Jeff Van Gundy]
W kolejnym sezonie Charlie był już etatowymm starterem Knicks, chwaląc się linijką 8/3/6/2 oraz 45% skutecznością z gry. Pozytywny wpływ rozgrywającego umniejszyła jednak absencja Ewinga, który przez złamany nadgarstek opuścił ponad połowę sezonu. Nowojorczycy zajęli 7. miejsce w konferencji, w I rundzie wzięli rewanż na Miami, ale w półfinałach ulegli w pięciu meczach Pacers.
Prawie piękny sen
Latem 1998 roku zarząd Knicks postanowił zwiększyć moc po obu stronach parkietu i sprowadził do Madison Square Garden Latrella Sprewella i Marcusa Camby’ego. Ta dwójka miała stworzyć chemię z resztą składu i zdominować post jordanowską NBA. Niestety, graczy nękały rozmaite urazy, a poprzez skrócenie sezonu do zaledwie 50 meczów (lockout) panowie nie mieli czasu na odpowiednie dogranie się. Ekipa Van Gundy’ego rzutem na taśmę zajęła 8. miejsce i nikt nie dawał jej większych szans w playoffs.
Nieczęsto zdarza się, by najniżej rozstawiona drużyna wyeliminowała numer 1 w konferencji (Miami Heat), zwłaszcza po game-winnerze wbitym na 0.8 sekundy przed końcem ostatniego meczu. Jeszcze rzadziej (a konkretnie nigdy wcześniej) NBA nie była świadkiem by zespół z 8. miejsca wygrywa w II rundzie 4-0. Po odprawieniu Atlanty chłopaki z Nowego Jorku zmierzyli się w finałach Wschodu z Indianą.
Choć już po dwóch meczach Ewing zakończył sezon z naderwanym ścięgnem, to Knicks wymęczyli zwycięstwo 4-2. Sama seria należy do najbardziej wyrównanych w latach dziewięćdziesiątych, a średnia różnica punktowa wyniosła 5.5 oczek. Nowojorczycy stali się najniżej notowanym finalistą w historii. Dowodzeni przez Duncana i Robinsona Spurs nie poczuli się jednak onieśmieleni i w pięciu meczach rozbili marzenia Warda (średnie finałowe 6/3/4/2.6 na 46% z gry) i spółki o tytule mistrzowskim.
Kierunek: Teksas
Rok później to Pacers okazali się lepsi w sześciu meczach serii finałów konferencji. To był koniec wielkiej ery Knicks. Po sezonie Patrick Ewing został oddany do Seattle, a średnie pozostałych gwiazd drużyny spadły. Zaczęła także maleć rola Warda, który dostawał coraz mniej minut, a od sezonu 2001/2002 został nominalnym rezerwowym.
Rozgrywający swoim zwyczajem trzymał język za zębami, starając się pomóc drużynie jak tylko mógł. Jednak trwająca kilka (czy nawet kilkanaście) następnych lat przebudowa nie ominęła Charliego. W styczniu 2004 roku razem z Antonio McDyessem został wysłany do Phoenix w zamian za Stephona Marbury’ego i Penny’ego Hardawaya.
Suns natychmiast zwolnili Warda z kontraktu, więc zawodnik dołączył do San Antonio. Popovich puszczał go z ławki na niecałą kwartę, jednak u boku wielkiego trio Spurs Ward nie musiał i co ważniejsze nie mógł kierować drużyną tak, jak w Nowym Jorku. Do tego prawe kolano nie wytrzymywało już obciążenia. Rok później w barwach prowadzonych przez Jeffa Van Gundy’ego Houston Rockets rozegrał ostatni sezon w NBA.
To przejście od grania to trenowania, ale wciąż będę blisko chłopaków, mogąc przekazać im swoją wiedzę. Mogłem spróbować grać dalej w kosza, ale podjąłem słuszną decyzję [Ward]
Niedługo potem Ward dołączył do starego kumpla Ewinga jako asystent Van Gundy’ego w Houston. Następnie przyjął posadę coacha w miejscowej szkole Westbury Christian. Obecnie pracuje jako szkoleniowiec Florida High School, będąc też ambasadorem futbolu swojej alma mater. Facet ma 49 lat i wygląda tak:
[Jędrzej]
Młodzież nie pamięta ale to były czasy. 90te lata to złote lata NBA.
Mega ciekawy art, gratki za pomysł
Le floop 2 runda max
Ostatnie dobre lata dla NY Knicks. Dzieki za artykuł!
Ostatni!
Pamiętam jak pojawił się w knicks. Był bardzo fajnym graczem
Mega artykul! Dawno sie az tak nie wciagnalem 😀 Fajna forma – dzieki Jedrzej!
Nie miałem pojęcia o istnieniu tego gościa, dziękuję! 🙂
Super art, dzięki!
Fajna historia.
Charlie Ward jak dobrze pamiętam do Knicksow przyszedł w drafcie razem z Monty Williamsem. Mega karier nie zrobili, ale zaistnieli. NYK miał wówczas najwieksze stężenie koszykarskich “penerów” na m2 parkietu. Ech te lata 90… Szefie co z porannym shotem i szybką zapowiedzią kolejki? Brakuje tego. Kto jest za?
Świetna historia, nigdy o nim wcześniej nie słyszałem.
Wielkie dzięki za przypomnienie. Nie miałem pojęcia że koleś uprawiał tyle dyscyplin, musiał być bardzo utalentowany.
Bardzo go lubiłem za czasów Knicks. Dzięki za artykuł!
Dobry artykuł.
Super artykuł
Lubię artykuły tego typu, nie powiem 😀
Dzięki za przypomnienie. Lubiłem tamtych Knicks.
Dzięki takim tekstom dowiaduję się ciekawych rzeczy o dawnych idolach, których nie przyszło by mi do głowy, rzeby ich szukać.
Kuźwa, @żeby!!!
Śpiący jestem.
Strasznie lubiłem tego kolesia na parkietach. Typ cichego gracza, który rzetelnie wykonuje swoją robotę. Idę o zakład, że wszyscy uwielbiali z nim grać.
Złota Era NBA. Zawsze miło o niej poczytać. Zwłaszcza jak jest tak dobrze napisane 🙂
Bardzo fajny gracz, lubiłem tamtych Knicks. Ward i Chris Childs dwójka nieustępliwych rozgrywających NY tamtego okresu. Pamiętam, że w Magic Basketball był artykuł poświęcony właśnie Wardowi i Montyemu Williamsowi którzy w tamtym czasie trafili do Knicks.
Podobnie multi utalentowanym człowiekiem był chyba Scott Burrell m.in. mistrz z Bulls, ale aż tylu dyscyplin chyba nie uprawiał.