fbpx

NBA: 61 punktów Jalena Brunsona | król kosza Victor Wembanyama | wielka forma Kyrie Irvinga

14

WTMW. Wpadam na szybkości życzyć Wam szczęśliwych świąt Wielkiej Nocy w gronie najbliższych. NBA nie jest najważniejsze, ale skoro już mnie odwiedziliście, najważniejsze wydarzenia minionej nocy w lidze listuję poniżej. Patronem tegoż, przyspieszonego odcinka jest Michał Machał, dziękuję stary!

Warriors 115 Hornets 97

Bez niespodzianek, chłopaki Steve’a Kerra robią co mogą, aby podreperować bilans i nie wypaść poza dziesiątkę play-in. Rozkwita wiosenny Andrew Wiggins, Steph trzyma strukturę gry, Moody podał dziś 4/5 zza łuku, a naciśnieniowany jak zwykle Draymond Green znów był bliski kopnięcia rywala w krocze. Pozytywną zmianę stanowi obrona, w ostatnich trzech meczach stracili 92, 93 i 97 punktów, wszystko na wyjeździe. Zatem do boju chłopaki!

Lakers 90 Pacers 109

Z dala od domu, występujący trzeci raz w czwartą noc, Lakers zdeklasowani przez zbilansowaną ekipę Pacers. 5/30 zza łuku, nogi ciężkie. No i właśnie, z jednej strony rywale świetnie kryją obwód i nie podwajają, a z drugiej sami widzicie, to już nie ta sama Indiana co w finale In-Season Tournament. Wtedy nabici Lakers dominowali warunkami, dziś Pascal Siakam (22 punkty 11 zbiórek 6 asyst) na “czwórce” wyrównuje szanse. Na zbiórce remis, w polu trzech sekund nawet nieznaczna przewaga Indiany. Sporo biegania i jakieś podania / piąstkowania (mam na myśli podanie LeBrona: 16 punktów 10 zbiórek 8 asyst).

Clippers 100 Magic 97

Ogórki George i Harden osiągnęli do spółki 7/26 z gry w tym 2/12 zza łuku i doprawdy mają furę szczęścia mogąc wsadzić ciężar zdobywania punktów na barki Load Managera. Ten bez wielkich efektów specjalnych, beznamiętnie jak zwykle, rzucał celnie: 29 punktów 11 zbiórek 5 asyst 4 przechwyty 2 bloki 12/21 z gry. To jeden z jego najlepszych występów w tym sezonie i źródło największej przewagi gości w tym spotkaniu.

Bulls 108 Nets 125

Niesamowity pokaz strzelecki urządzili panowie Nowojorczycy: 25/44 zza łuku brzmi dumnie, z czego aż OSIEMNAŚCIE trafień przypadło na drugą połowę. To wyrównanie rekordu NBA, jakby kto pytał. Mikal Bridges 7/11 za trzy, Dennis Schroder identyczne 7/11 za trzy, Cam Thomas 5/9 za trzy. Ciężko przy czymś takim ustać, jak możecie się domyślać. Chicago od początku sezonu stawia na obronę obręczy, tracą niewiele z pola trzech sekund, ale dziś zostali przykładnie ukarani. Kolejny nasz człowiek Nicolas Claxton spudłował 0siem rzutów z gry oraz siedem rzutów wolnych (!) ale wciąż double-double w zębach przyniósł. Angażują go w atak bardziej niż kiedykolwiek, sporo piłkę klepie / akcje inicjuje Thomas i proszę jak im ładnie zaskoczyło.

Blazers 82 Heat 142

Miami otrzymało z powrotem proch strzelniczy (Butler, Jacquez, Martin wrócili, dostępny był także Love, ale nie było sensu go fatygować). Gospodarze suchej nitki nie pozostawili na Portland, którego młoda gwiazda, rookie Scoot Henderson właśnie pobił niechlubny rekord NBA: 20 punktów 6 zbiórek i 6 asyst przy -58 wskaźnika plus/minus.

Suns 103 Thunder 128

Shai nieobecny, jego rolę na piłce przejął Josh Giddey i świetnie się z niej wywiązuje: 23 punkty 9 asyst 7 zbiórek w trakcie dwóch kwart! Wszystko klikało gospodarzom (56% z gry, siedmiu ludzi z dwucyfrową zdobyczą) duża efektywność, entuzjazm i uśmiechy. Ciekawostka: fani w Oklahomie wciąż buczą na Kevina Duranta ilekroć ten dotknie piłki. Za to gdy do miasta przyjeżdża Westbrook jest oklaskiwany. Myślicie, że to kwestia charakterów, sposobów w jakim obaj zawodnicy opuścili klub czy poczucie zmarnowanej szansy miejscowych kibiców?

Knicks 126 Spurs 130 [OT]

Ależ to był mecz! Spurs się ze smokiem na łby zamienili, bo w pierwszej połowie ziali ogniem zdobywając aż 74 punkty! Prędko osiągnęli 21 oczek przewagi, ale Knicks jak to Knicks nie chcieli zdechnąć, ani się poddać. W szczególności Jalen Brunson. Czy wiecie, że ten ancymon pozazdrościł wczoraj Dejounte Murrayowi (“to tak można?”) i gościa przebił pod każdym względem: 61 punktów 25/47 z gry!!! Dwadzieścia cztery oczka w samej trzeciej kwarcie, wołał żeby mu piłkę dawać i schodzić z drogi. Grał jeden na jeden nawet z bohaterem miejscowych, trzymetrowym Victorem Wembanyamą!

No i właśnie, w normalnych warunkach pewnie by to ogarnął. Knicks nie tylko dopadli w końcu San Antonio, ale wyszli na trzy punkty prowadzenia. Ogarnąłby, gdyby nie ten gigant z kosmosu: 40 punktów 20 zbiórek 7 asyst. Kiedy SAS potrzebowali trafienia, za każdym razem dostarczał. Fizycznością ani intensywnością nie dało rady go spowolnić, niesamowite. Takiego meczu (40/20) nie zaliczył żaden rookie od czasu Shaqa w 1993 roku! Całkowicie nieszablonowy, pozbawiony psychiki typ, zobaczcie:

Przy okazji, Donte Divincenzo pobił rekord klubu pod względem trafień zza łuku w sezonie, których ma już 245! Tom Thibodeau pieklił się strasznie na konferencji prasowej, tłumacząc że to niemożliwe, że jego człowiek (Brunson) zaliczył tylko sześć rzutów wolnych. Fakt, dali pograć obrońcom sędziowie w tym spotkaniu.

Wolves 111 Nuggets 98

Obrona gości górą. W szczególności Naz Reid wykonał świetną pracę kryjąc Jokera oraz umożliwiając Gobertowi klasyczne patrolowanie pola trzech sekund. Jamal Murray poza grą więc wynik jest jaki jest. Obrońcy tytułu potrzebują zdrowia, nie mają głębokiego składu i to jest problem. Ich rotacja w playoffs to ośmiu ludzi, może nawet siedmiu i pół. Joker także ma coś z nadgarstkiem, ale nie mówcie nikomu please. Statystyki: Mike Conley 23 punkty 8 asyst 5/6 zza łuku | Anthony Edwards 25 punktów 5 asyst | Rudy Gobert 21 punktów 12 zbiórek 3 bloki.

Sixers 114 Cavaliers 117

Donovan Mitchell wrócił na parkiet po sześciu (sześciu? chyba sześciu) meczach absencji wywołanej urazem nosa. Przywdział czarną maskę i wyglądał jak złoczyńca z komiksów Marvela. Wyglądał przeciętnie (12 punktów 1/7 zza łuku) ale najważniejsze jest, że Cleveland wraca do zdrowia i zaraz znów powinni odpalić silniki przy wrotkach. Co prawda przeciwko zdrowym Sixers byłoby im ciężko stawać w ewentualnej serii playoffs, ale choć trener Nurse zarzeka się, że Joel Embiid wróci lada dzień, ja nie daję temu wiary. Póki co zespół przez rozleceniem się ratuje Kyle Lowry, cóż za występ papuśnego weterana (23 punkty 6 asyst 7/12 z gry). Najważniejsze trafienie meczu zaliczył Evan Mobley, z dystansu, na 28 sekund przed wybrzmieniem końcowej syreny. Końcówka z tych bardziej wyrównanych, jeśli Wam czas pozwala, zerknijcie:

Rockets 101 Jazz 100

Nie uwierzycie, ale to już jedenaste zwycięstwo z rzędu podopiecznych Ime Udoki. Jalen Green znów błyszczy: 34 punkty 9 zbiórek 6 asyst 11/24 z gry. Dobrze widzieć, że panowie radzą sobie pod presją wyrównanej końcówki, może coś jeszcze z tego sezonu wystrugają? Amen Thompson (18/14/5) wielce widoczny na parkiecie pomimo kiepskiego rzutu. Zadziorność w obronie, piłki odbite od kosza same wpadają mu w ręce, wspiera rozegranie, a za sprawą niesamowitej windy w nogach Rockets sprytnie umieszczają go w tzw. dunker’s spot. Druga połowa ofensywnie należała do obwodowych Green i VanVleet, ten duet coraz bardziej mi się podoba, nie forsują. Coraz mądrzej grają!

Mavericks 107 Kings 103

Seria dwucyfrówek Domantasa Sabonisa (13 punktów 12 zbiórek 10 asyst) podtrzymama. Mavs kiepsko się bronią przeciwko wszelkiego rodzaju akcjom dribble-handoffs stąd kolejne triple-double na koncie Litwina. Fajnie. Szkoda tylko, że po minucie od wejścia na parkiet kontuzji kolana doznał strzelec Malik Monk (spadł na niego szarżujący z piłką Doncic) a badania wykazały uszkodzony MCL, czyli uraz więzadła pobocznego piszczelowego, odpowiedzialnego za stabilizację kolana od strony przyśrodkowej. Nie wiem czy da się z tym biegać, czy i ile przerwy czeka głównego kandydata do statuetki Sixthman of The Year, ale jest to z pewnością wielki cios dla ich aspiracji w playoffs.

Monk to dynamit, utrzymujący ofensywę w ryzach gdy liderzy siadają dupką na krzesełko. Bez niego nie ma siły ognia, o czym zresztą przekonaliśmy się dzisiaj. Ostatnia kwarta to 34:21 dla Mavericks, czyli decydujące minuty przegrane z kretesem. Największym katem gospodarzy okazał się “nasz człowiek” Kyrie Irving: 30 punktów przy 11/16 z gry. Kings po przerwie na All-Star Game są fatalni jeśli chodzi o obronę pozycji SG. Niby zdobycze punktowe słabo zbilansowane, ale Dallas tzw. guard play ma na najwyższym poziomie. Pamiętajcie, że oni dopiero zgrywają się z nowymi nabytkami. Popatrzcie na ten ruch piłki, bo jest na co. Dziesięć wygranych w ostatnich jedenastu spotkaniach także nie jest kwestią przypadku:

Powinni byli mnie wydraftować – Luka Doncic, po trafieniu kluczowych wolnych.

Niezorientowanym wyjaśniam, w drafcie 2018 roku, z pierwszym numerem poszedł DeAndre Ayton (do Phoenix) następnie Sacramento postawili na Marvina Bagleya, a dopiero później do głosu doszli Atlanta Hawks, którzy sięgnęli po Lukę. Dalej był Jaren Jackson Junior (Memphis) oraz Dallas, którzy wybrali Trae’a Younga uprzednio dogadując się z Atlantą na handel. Luka kosztował ich Trae’a oraz pick I rundy draftu kolejnego roku, w którym Hawks wybrali Cama Reddisha, obecnie w Lakers.

Dobrego dnia wszystkim, Alleluja! BG

14 comments

    • Array ( )

      … SAS szorują po dnie tabeli zachodu i jest niepewne, czy poprawia bilans z zeszłego sezonu. Poki co mierny ma wpływ na wyniki zespołu.

      (1)
  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Gdyby nie KD gówno by zobaczyli, a nie finały NBA i finały konferencji, więc po latach trochę respektu by się należało

    (-6)
    • Array ( )

      bez przesady xD traktują KD tak samo jak on potraktował ich. Fajnie, że ma dwa pierścienie, ale pokierował tak swoją karierą, że w żadnym klubie którym grał nie został legendą, a nawet gorzej, bo z każdego odchodził w atmosferze skandalu. Może i ma miliony na koncie i nie jest to dla niego zmartwieniem, natomiast gracze takiego kalibru zyskują szacunek kibiców na całe życie – KD tego mieć nie będzie.

      (24)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Mi u Wenby’ego najbardziej imponuje pokora. Ciężko o nią nawet u znacznie starszych ludzi, a on nie dość, że jest bardzo młody, to ma cały talent świata i uwielbienie mediów
    Wesołych Świąt wszystkim!

    (13)

Komentuj

Gwiazdy Basketu