fbpx

Ready or not, here they come

20

Wsady, choć były ozdobą boiskowego stylu, stanowiły jedynie dopełnienie jego boiskowej aktywności. W pierwszym roku na uniwerku był szóstym graczem rotacji, pierwsze skrzypce w drużynie grali wówczas Antawn Jamison i Shammond Williams. W swoim drugim sezonie w barwach UNC występował już w pierwszej piątce, niestety, Tar Heels odpadli w półfinale NCAA z prowadzonymi przez rozgrywającego Mike Bibby zawodnikami z Arizony. Kolejny rok przyniósł ponowne rozczarowanie i przegraną z Utah o krok od finału.

[vsw id=”CRF0i3iraoo” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

Vince powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że jego dni na Uniwersytecie dobiegają końca i że więcej już się tu nie nauczy. Przystąpiwszy do draftu w rok po kuzynie wybrany został przez Golden State Warriors z numerem piątym, jednak szybko wymieniono go z Toronto na Antawna Jamisona, z którym znał się z ekipy Tar Heels.

#Lądowanie Air Canada

Kuzyni poznali się  1996, kiedy McGrady nagrywał jakiś trening pokazowy, a Vince miał być jednym z jego “statystów”. Od razu zrodziła się między nimi więź i szczera przyjaźń. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że łączą ich koligacje rodzinne. Doszli do tego przypadkiem, podczas rodzinnego spotkania, kiedy babcia Vince’a wdała się w pogawędkę z Tracym. Któż mógłby się spodziewać, że dwa lata później obaj staną się zawodnikami drużyny NBA i to w odległej Kanadzie. Tracemu bardzo zależało by jego kuzyn grał w Raptors, przeżył więc chwile grozy, gdy czapeczkę Toronto przywdział Jamison, na szczęście dla niego, jeszcze tego samego dnia udało się wszystko odkręcić.

Lato 1998 przyniosło NBA lockout, który dwójka kuzynów przepracowała ramię w ramię, tak by u startu rozgrywek jeden od drugiego nie odstawał w żadnym aspekcie koszykarskiego rzemiosła. Jak stwierdził wówczas Dee Brown:

Podobno to kuzyni, ale mnie się wydaje, że to bracia syjamscy…

1

Humory dopisywały też samym zainteresowanym:

Czasem gadamy ze sobą przez komórkę, siedząc na dwóch końcach klubowego autobusu. Resztę chłopaków doprowadza to do furii… No cóż, nie każdy może mieć rodzinę w drużynie [Vince]

1

Ich wspólna gra była odzwierciedleniem tej relacji. Duet McGrady-Carter na chwilę zawładnął wyobraźnią Kanadyjczyków odbierając palmę pierwszeństwa ich ukochanemu hokejowi. Reszta była już historią…

[vsw id=”ZPT-Qxccfo4″ source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

Dziś Tracyego nie ma już w NBA a Vince wciąż, tak jak bohater filmu Moneyball, Billy Beane, stara się wygrać swój ostatni mecz sezonu i zdobyć upragniony pierścień. I nie wiem jak, ale bardzo bym chciał, żeby mu się to udało…

[BLC]

1 2 3

20 comments

  1. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    Od samego początku wiadomo, że BLC 🙂
    Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałem, że Vince jest spod skrzydeł Deana Smitha. Niestety szanse na pierścień u Cartera już dosyć niskie, a szkoda bo zasługuję jak mało kto. Takiego Melo nie będę załować jak nie zdobędzie, ale Carter zasługuję równie mocno jak np. zasługiwał Malone.

    (71)
  2. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Bardzo dobry artykuł!
    W sumie to się wzruszyłem na końcu jak wspomniałeś o pierścieniu VC. Zdajesz sobie sprawę, że Vince może odejść bez pierścienia .. Przypominasz ułamki z jego kariery . Pozdrawiam BLC
    Wesołych Świąt! 😀

    (20)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    to wlasnie ‘przez’ Vince’a zaczalem kibicowac Toronto. Myslalem, ze mi przejdzie jak on odejdzie ale jednak co mecz zaslaniam wynik na nba.com i wlaczam skrot bo milosc tam pozostala. Ale Vince oprocz Gortata jest jednym z niewielu ktorych statystyki sprawdzam po kazdym meczu po dzis dzien…

    PS. ile to sie czlowiek okombinuje zeby nie zobaczyc wyniku a wlaczyc skrot…

    (18)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Fajowy art 😉 śledziłem ich karierę od początku. Niesamowicie efektowna przygoda. Vince od początku wymiatał, T-Mac potrzebował czasu i sprzyjających warunków. Bardzo mu kibicowałem ale obawiałem się że pewnego poziomu nie przeskoczy. Na szczęście moje obawy szybko się rozwiały 😉 W Houston oglądanie go to sama radość. Fajna historia fajnych zawodników. Będzie mi ich brakowało.

    (7)
  5. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Świetny artykuł o dwóch niemalże ikonach NBA. Postacie doskonale znane każdemu koszykarskiemu wyjadaczowi i na pewno warte zapamiętania. Wsady Cartera, kunszt T-Maca i stare dobre Toronto… Świetna retrospekcja.

    (4)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    I takie artykuły powinny być częściej, szacun dla redakcji.
    Oglądając video vince/tracy przypomniałem sobie dlaczego ubzdurałem sobie prawie 20 lat temu że zrobie windimila choćby nie wiem co..
    Tak to się dzieje jak pozwalasz dzieciakom oglądać nba i raptors 99:)
    Tak vince i tracy dominowali umysły ludzi.
    MJ mnie zaraził niewyleczalną chorobą w 93 i z każdym fade awayem z ręką na twarzy obrońcy rzucałem mu tekst jak mj z najlepszych lat, kiedy piłka lądowała w siatce.
    Tak samo zaraził mnie vince w 99 i choć z pewnych względów rozstałem się z basketem po 2002,
    dopiełem przyrzeczenia z 99 i windimila zrobiłem (tylko raz w życiu mi się udało).
    Może to wydawać się śmieszne marzenie zrobić zwykły dunk ale jako dzieciak tak nie myślałem.
    tylko moje stawy/kręgosłup/kolana tego żałują , bo przy 175cm wzrostu i zasięgu 225 stojąc było to
    zadanie dość czasochłonne do realizacji i mające konsekwencje….szczegulnie jeżeli nie masz talentu do skakania bo 50cm od których zaczynałem ledwo mogłem musnąć siatkę paznokciami,
    a jak stawałem centralnie pod koszem i patrzyłem w górę to wydawało się wręcz niemożliwe.
    Ale po niespełna 15 latach spełniłem obietnice złożoną sobie tego wieczoru w 99 oglądając Cartera pierwszy raz.Szczerze muszę się przyznać ze zapomniałem z czasem powodu dlaczego tyle uwagi poświęcałem pracy nad vertikalem i obsesji dlaczego wypruwam flaki aby zrobić zajebisty wsad, ale dzięki wam moge w pełni zamknąć ten rozdział życia i choć od pamiętnego dunka mineły prawie dwa lata mogę wreszcie rzec “udało się ,zrobiłem to”.
    Dobra kończę bo się rozpisałem i sentymenty mnie atakują, idę pyknąć sobie w mgs1 jak już jestem w klimatach końca ubiegłego wieku.

    P.S Czy ktoś może mi powiedzieć nazwe utworu z vince/tracy zaczyna się ok. 55 sekundy i zajeżdża troch transformersami.

    Pozdro

    P.S II Sory za błędy wciąż piszę na uszkodzonym ekranie i nie widzę co napisałem w większości.

    (9)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Takie artykuły, wspominające minione, ale jednak nie tak strasznie odległe czasy, uświadamiają mi, że należy doceniać wszystkie formy wybitności bez względu na to czy jest się kibicem Lakers, Celtics czy Knicks itp. Swoje kariery zaraz skończą wielcy zawodnicy jak Kobe, KG, Timmy czy Dirk. Zanim się obejrzymy na parkietach już nie będzie D-Wade’a, LeBrona, Parkera. Trzeba doceniać ich wielkość, bo takie momenty się nie powtórzą. Peace

    (5)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Perfekcyjne, Vinceowi tak jak T-Macowi pierścień należał się jak psu buda. Mówcie co chcecie ale dziś takich zawodników już nie ma…

    (3)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    No Vince – pomimo braku pierścienia może być traktowany jak gracz spełniony. Wykorzystał co dostał, nie udało się z pierścieniem.
    Co inego T-Mac. Gracz o wydawałoby się nieograniczonych możliwościach ofensywnych, który grał najlepiej w wieku, kiedy inni dopiero wchodzili w swój prime. Niestety kontuzje i poddawana w watpliwość etyka pracy i trudności we wpasowaniu go w zespół spowodowały, że jest to gracz z grupy “woulda shoulda”.

    (3)

Komentuj

Gwiazdy Basketu