fbpx

Doug Moe: twórca koszykarskiego Run and Gun

10

Przeciętnemu fanowi koszykówki nazwisko Doug Moe zbyt wiele nie powie. Szybki research na wikipedii pozwala ustalić, że to były zawodnik, a także trener. Jako gracz nie zahaczył o NBA, ale jako szkoleniowiec prowadził takie kluby jak Denver Nuggets, San Antonio Spurs czy Philadelphia 76ers. Każdy kolejny szczebel doświadczenia pozwalał mu odkrywać następną niewiadomą w równaniu, jakie przez całą karierę starał się rozwiązać. W skali micro, chodziło mu o to, o co chodzi każdemu trenerowi: żeby nawrzucać więcej niż przeciwnik. W skali macro cel był jednak inny. Jak rzucać tyle, ile jeszcze nikt nie rzucał?

Dziś, patrząc na wyniki w każdej kolejnej kolejce, nie mam wątpliwości, że dzieło Douga Moe jest wciąż kontynuowane.

#Brooklyn we go hard

Brooklyn w latach pięćdziesiatych był koszykarską wylęgarnią talentów. W całej swojej historii dał lidze 90 zawodników, a to więcej niż urodziło się w Hiszpanii (16), Francji (22), Niemczech (25), Serbii (21) i Polsce (3) razem wziętych. Graczy takich jak Michael Jordan, Carmelo Anthony czy Lance Stephenson nie trzeba nikomu przedstawiać. Bardziej obeznani w historii NBA kibice znają też Connie Hawkinsa, Lenny’ego Wilkensa, Reda Holzmana i wielu, wielu innych.

Doug Moe również stamtąd pochodzi. W jednym z wywiadów wspominał kiedyś, że szczególne dla koszykówki miejsce znajdowało się na boiskach u zbiegu Nostrand i Foster Avenue. Uczniowie z okolicznych szkół zbierali się tam po lekcjach, by do późnych godzin wieczornych grać w kosza. Potyczki nie należały do najłatwiejszych,  wręcz przeciwnie. Doug Moe zawsze miał wrażenie, że przychodzi mu stawać naprzeciw zawodników przewyższających go rozmiarem i formą fizyczną.

Ze względu na niedostatki siłowe, zawsze szukał przewag szybkościowych, gry jeden na jeden i błyskawicznych kontrataków. Jego styl osiągnął swą ostateczną formę na uniwerku w Północnej Karolinie, gdzie w barwach Tar Heels grał pod skrzydłami m.in. Deana Smitha. Legendarny Smith przez pierwsze trzy lata Moe na uczelni był asystentem trenera, by w jego seniorskim sezonie objąć posadę głównego szkoleniowca.

Doug był wyjątkowym zawodnikiem, szczerze wierzył w wolny styl, który charakteryzował go jako zawodnika. Najlepszy sposób ataku to atak swobodny i to staraliśmy się zaimplementować tutaj, w NC Tar Heels w połowie lat 70’tych. Nie widzisz Denver klepiących zbyt długo piłkę. Grają piłką wysoko, biegając, podając… [Dean Smith]

Te słowa uznania, płynące z ust dawnego trenera, potwierdzają sukcesy Moe jako zawodnika NCAA: trzykrotny All-American, 2x w pierwszej piątce Konferencji ACC, średnia około 17 ppg na przestrzeni całej uczelnianej kariery… Dziś, w czasach koszykówki bieganej i rzucanej nie wydaje się to może niczym niezwykłym, ale wtedy, lata temu, rzeczy wyglądały nieco inaczej.

#Be italian!

Gdy mówimy o rywalizacji NBA z ABA, która istniała w pewnym okresie ich wspólnej koszykarskiej historii, nie sposób uciec od spostrzeżenia, że dzisiejsza NBA ma o wiele więcej wspólnego z ABA z lat 60. i 70., niż z NBA z tamtego okresu. Warto o tym pamiętać w kontekście tego, gdzie lata swej zawodniczej kariery przepędził Doug Moe. Na początku jednak, mimo ofert z Pistons (NBA) i Chicago Packers (ABA), zdecydował się na przeprowadzkę do słonecznej Italii, a konkretnie do Padwy, by grać w (przeciętnej dość) ekipie Pallacanestro Petrarca.

Klub, dotychczas rekrutujący się jedynie z zawodników lokalnych, postanowił skorzystać na złagodzeniu ligowych przepisów odnośnie gry obcokrajowcami i zatrudnić u siebie kogoś z amerykańskiego zaciągu. Środków dostarczyło lokalne środowisko biznesowe, dzięki czemu sprowadzenie Moe i jugosłowiańskiego trenera Aleksandara Nikolicia stało się w ogóle możliwe.

Początki były dosyć trudne. Barierę stanowił język, poziom sportowy ekipy, ale przede wszystkim nastawienie. Dotychczas Pallacanestro Petarca była ekipą przegrywającą, w której nie istniała kultura sukcesu. Ku niedowierzaniu Moe i Nikolicia, zawodnicy wychodzili na sparingi/mecze w zasadzie tylko po to, żeby, jak to się mówi w sportowym żargonie, “wystawić d***”, wiadomo do czego. Rozpoczęła się praca u podstaw, która ku uciesze nielicznych jeszcze wtedy kibiców, zaczęła szybko dawać dobre rezultaty. Padwa nieoczekiwanie wygrała 10 meczów z rzędu, przez pewien czas liderowała w tabeli, a rozgrywki zakończyła na trzecim miejscu. Czegoś takiego nie widziano tu od dawna. Niestety, w drugim sezonie coś zaczęło się psuć, skutkiem czego zarówno popularny Niko, jak i Doug Moe wrócili do swych krajów ojczystych.

#ABA

Na trenera czekała posada w Belgradzie w klubie OKK Beograd, natomiast na Moe wakat w Bucaneers z Nowego Orleanu. Moe był, jak to się często mówi o zawodnikach zmieniających barwy klubowe, “journeymanem”, który co roku dokładał kolejną koszulkę do swej własnej kolekcji. Z Bucaneers przeniósł się po roku do Oakland Oaks, potem w kolejnym sezonie do Carolina Cougars, by na dwa ostatnie lata w ABA osiąść w Virginia Squires.

Warto jednak zaznaczyć, że choć często zmieniał barwy, nie był żadnym drugorzędnym grajkiem. W pierwszym roku w ABA notował statystyki na poziomie 24/10 i grał w ASG, zaś na przestrzeni całej kariery uskładał solidne 16/7/3.

#Pewność siebie

Po zakończeniu kariery zawodniczej, Doug Moe wziął się za trenerkę. Pierwszym szczeblem kariery szkoleniowca był dla niego klub Carolina Cougars i posada asystenta. Larry Brown, który ich wtedy prowadził, lubił opowiadać anegdotę o tym, jak wysłał kiedyś Moe z misją scoutingową przed kolejnym spotkaniem. Ten wrócił bez żadnych notatek, za to oznajmiając:

Jeśli tej ekipy nie pokonamy, to już chyba żadnej i wtedy raczej nie powinniśmy nikogo trenować, bo krzywdę robimy tym chłopakom.

Ta pewność siebie przydała mu się później w Nuggets (asystent) i w SAS (head coach), których prowadził w pierwszym roku po fuzji NBA i ABA.

#The passing game

W San Antonio spędził 4 sezony, docierając z nimi m.in. do Finałów Konferencji w 1979. Pod jego auspicjami SAS byli najwięcej rzucająca ekipą NBA, znajdując się też w czubie zestawień skuteczności rzutów wolnych i rzutów z gry, oraz asyst.

Byli ekipą nastawioną na szybki atak, krótkie akcje i dużo rzutów. Głównymi założeniami taktycznymi było to, ażeby nikt nie przetrzymywał piłki dłużej niż przez sekundę, każde podanie miało zbliżać piłkę w stronę kosza. Znakomitą większość akcji miał kończyć któryś z 3 najlepszych strzelców ekipy, ale w sposób naturalny, bez forsowania rzutu kosztem kolejnego podania.

Idealnym przykładem takiego stylu gry była ekipa Denver Nuggets, do której Moe wrócił w 1980, już jako główny szkoleniowiec, który prowadził ich aż do 1991. W tym czasie Nuggets przez cały czas byli ekipą na miarę playoffs, a ich styl gry zasadzał się na założeniu, że każde posiadanie to wyścig z czasem, w którym trzeba oddać rzut nim rywal ustawi swą obronę. By zwiększyć swe szanse w tym wyścigu należało, choć brzmi to karkołomnie, wprowadzić stały element zaskoczenia. Rywal nie będzie wiedzieć, co zamierzamy zrobić bo… my sami tak naprawdę też tego nie wiemy. Każda akcja to czysty spontan, przy autostradowej prędkości. Po prostu… biegaj i rzucaj, czyli Run n Gun!

#Run and Gun

Oczywiście, łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale w Nuggets się udawało. Tylko raz, w czasie gdy prowadził ich Moe spadli poniżej średniej 115 punktów. Ba, przez pierwszych pięć sezonów nie schodzili poniżej 120! W sezonie 1981/82 notowali oszałamiające 126.5 punktów. Dla porównania: Warriors w swym rekordowym sezonie (73-9) zdobywali zaledwie 114.9 punktów. To właśnie ten styl gry, bardziej niż cokolwiek innego, stanowił o spuściźnie Moe po zakończeniu jego przygody z Denver Nuggets. W dzisiejszej koszykówce ofensywni specjaliści pokroju Mike’a D’Antoni czy Paula Westheada z powodzeniem implementują i starają się udoskonalać styl Moe, idealnie pasujący do dzisiejszych realiów basketu.

Wspominają grę Phoenix Suns za kadencji Steve’a Nasha, czy dzisiejszych Sacramento Kings albo Atlanta Hawks. Czy spodziewałeś się, Drogi Czytelniku, że ten styl w zawodowej koszykówce narodził się w dalekiej Padwie?

[BLC]

10 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Wszystko spoko, tylko czy takim stylem gry ktoś coś kiedykolwiek wygrał? W sensie takim prawdziwym run and gun, bo to ze tacy warriors są wybitni ofensywnie, albo ze liga jest nastawiona na atak to trochę inna kwestia.

    (4)

Komentuj

Gwiazdy Basketu