fbpx

Gracze NBA, którzy nigdy nie rzucali do kosza

27

Historia o nich głucho milczy. Czy to w ogóle możliwe, żeby grać w koszykówkę bez rzucania? A można, jak najbardziej, jeszcze jak! Taki na przykład Dennis Rodman w sezonie 1993/1994 miał łącznie 13 meczów bez ani jednego punktu. W tych spotkaniach jego średnia zbiórek przekraczała 18 (a ogólnie w całym sezonie zaliczał średnio 17.3 zbiórek) ale nie o zbiórkach będziemy teraz rozmawiać. Cztery z tych wspomnianych trzynastu spotkań rozegrał Dennis bez oddania żadnego rzutu do kosza. Można śmiało powiedzieć, że był zawodnikiem “Reb & D”, gdybyśmy chcieli zamknąć go w jakichś ramach. Może jeszcze z dopiskiem “show” do tego.

Niniejszy artykuł z show nie ma jednak nic wspólnego. Będzie on traktował o graczach, którzy grali w NBA tak, że… patrz pierwsze zdanie tego tekstu.

Nie chodzi o zawodników, którym, tak jak Dennisowi, zdarzały się mecze bez ani jednej próby, czy to z pola gry czy z linii rzutów wolnych. Nie chodzi również o takich, o których mówiło się “ten gość nie rzuca, nie rzuciłby koła ratunkowego swojej matce, gdyby się topiła” mając na myśli czyjś absolutny brak kompetencji strzeleckich. Chodzi o takich zawodników, którzy mogą powiedzieć, że trafili do NBA, grali w niej, ale nigdy, przenigdy nie zdobyli ani jednego punktu.

#Ilu ich było?

Niewielu, mówiąc krótko. To w zasadzie jednostkowe przypadki, biorąc pod uwagę ogrom nazwisk, jaki przewinął się przez 75 lat istnienia NBA. Pierwszym z nich był Ken Corley, który w sezonie 1946/1947 rozegrał trzy spotkania dla Cleveland Rebels. Dalej Jack Maddox i Paul Napolitano. Każdy z nich ma na swoim koncie jeden mecz w barwach Indianapolis Nets w 1949 roku. W poszukiwaniu kolejnego takiego przypadku musimy przeskoczyć aż do roku 1954. Wówczas to niejaki Norm Grekin rozegrał jeden mecz dla Warriors… i słuch po nim zaginął.

W latach 1954-1992 nie trafił się żaden gracz, który spełniałby te kryteria. Przede wszystkim miało to związek z rozwojem NBA i jej coraz większym uzawadawianiem się. Liga była coraz bardziej profesjonalna i coraz mniej było w niej jednomeczowych “karier”. Podobnych do przebłysków formy w lidze amatorskiej, kiedy to ściągacie jakiegoś kumpla z drugiego końca miasta, bo ktoś zapił albo się rozchorował.

Dopiero w latach dziewięćdziesiątych, gdy upowszechniły się krótkie kontrakty, umowy dziesięciodniowe, można było dopisać następne nazwiska do tej listy. I tak w 1992 roku Cedric Hunter rozegrał jeden mecz dla Charlotte Hornets. Potem Larry Sykes dla Boston Celtics w 1996.

Objawienia

Kolejni zawodnicy to Michael McDonald w 1998 roku, ponownie jeden mecz dla Charlotte i Trevon Winter w Minnesota Timberwolves rok później. W 2001 roku mieliśmy przypadek Andy’ego Panko w Atlancie. W 2003 roku objawił się Guy Rucker w Golden State Warriors.

Piszę “objawił się”, bo on, podobnie jak wspomniany wcześniej Corley, rozegrał aż trzy spotkania. Jak na gościa o wzroście 211 cm i 120 kg wagi jest to dosyć niewykorzystany potencjał. W necie można również znaleźć zapis jego prób w preseason 2002 z Lakersami, ale nic z tego nie wyszło.

Wyliczankę kontynuują Deng Gai z Philadelphii (2 spotkania) oraz Alex Scales z San Antonio Spurs w 2006 roku. Kolejnym przypadkiem był JamesOn Curry (to jest właściwa pisownia) zawodnik LA Clippers w 2010 roku i Gani Lawal, który w 2011 roku przewinął się przez skład Phoenix. Swój jedyny mecz rozegrał 31 grudnia i było to spotkanie z Detroit. Ciekawe, czy Marcin Gortat pamięta gościa, bo on też tam wtedy był. Zdobył 4 punkty 5 asyst i 8 zbiórek.

Gani Lawal, numer 31

Kilka linijek wcześniej pojawił się Curry, ale od razu mówię, to nie z tych Curry’ch. Teraz natomiast pora omówić przypadek Chrisa Smitha i tak, jest to brat J.R.

W składzie Knicks 2014 utrzymał się dwa mecze. Po nim mieliśmy Jerrelle Benimona, który również może się pochwalić dwoma meczami dla Utah w 2015 roku. To powoli złoty standard tej listy. Również dwa spotkania (oczywiście jak wszyscy tutaj – bez rzutu) rozegrali Trey McKinney-Jones i Ben Moore. Obaj dla Pacers 2018. Nasze zestawienie zamyka George King, zawodnik Phoenix w 2019 roku i Ashton Hagans, którego kibice mogli oglądać, czy może lepiej “obejrzeć” w barwach Minnesoty w minionych rozgrywkach.

#Rekordzista

Wspomniany przed chwilą Ben Moore zdążył rozegrać dwa mecze dla Pacers, ale pod względem minut jest tu prawdziwym rekordzistą. Ma ich na koncie dziewięć. Przy czym należy uczciwie zaznaczyć, że nie ma rejestru rozegranych minut dla Corleya (trzy mecze w 1947 roku) który mógłby tu sporo namieszać.

Co do Moore’a, aktualnie jest zawodnikiem australijskiego South East Melbourne. W minionym sezonie zdobywał dla nich 10.4 punktów i 6.4 zbiórek ze średnią skutecznością 59% z gry. Solidnie. Chłopak ma 26 lat i nie zrezygnował jeszcze ze swojego snu o NBA. W dopiero co zakończonej NBA Summer League reprezentował barwy Memphis Grizzlies. Jego dorobek to 5.3 / 5.1 przy skuteczności rzędu 56%.

Być może Moore dostanie kolejną szansę w jakimś zespole i będziemy go musieli z tej listy wymazać? Póki co, figuruje jako rekordzista pod względem minut. A kogo wybitnie “nierzucającego” spośród graczy o bogatszych karierach, pamiętacie z NBA?

[BLC]

27 comments

    • Array ( )

      Faktycznie, nie to zdjęcie wziąłem:D Telfair też był dobry, rewolwerowiec. Lawal też miał w Suns numer 31, a że kariera taka długa to ciężko o fotki. Potem nawet o polską ligę zahaczyl

      (6)
    • Array ( )

      suns chyba zawsze mieli ciekawy skład, tzn bardziej nazwiska niż prawdziwą ekipę
      jak 3 dekady śledzę ligę, to zawodników z górnej półki przewinęło się tam od groma…
      od hornacka i chambersa, przez barkleya, pennego, shaqa, nasha, cartera po bookera …
      ilu pominąłem…
      no i nasze 3 perełki z polandii
      jeśli chodzi o tych co rzucać nie potrafili to z suns mark west i shaq oczywiście
      pozdro dziadki

      (1)
  1. Array ( )
    Odpowiedz

    W antycznych latach 90, kiedy boxscore na nba.com prezentował jakiś poziom, zabawą było wyszukać graczy z klubu miliona (ileś miniut, 0 pktow, 0 za 3, 0 zbiorek, asyst, blokow)…

    (-2)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Dziwi mnie strasznie, a nawet lekko irytuje, że mówi się o Rodmanie, jako o zawodniku, który nie potrafił rzucać. Potrafił, potrafił, mówimy w końcu o gościu, który w Collegu zdobył 2465 punktów, co daje średnią na poziomie 25, 7 pkt na mecz. W NBA także średnią 7,3 punktu, przy 5,8 rzutu z gry, także nie świadczy o tym, że nie potrafił rzucać, tylko, że robił to stosunkowo rzadko. A gdy więcej akcji rzutowych kończyło się jego rzutem to potrafił zdobyć i 34 punkty. Do czasu przejścia do Chicaco Bulls zanotował ponad 200 meczów ze 10+ punktów, dopiero czasy Byków to mocne obniżenie takich spotkań, bo w ciągu trzech sezonów doliczyłem się 23 spotkań. Wszystko przez to, że miał zupełnie inną rolę niż w Det i SAS. Nie był od zdobywania punktów. Ale Rodman był solidnym rzucającym zawodnikiem, z dziwna mechaniką rzutu, ale potrafił rzucać co czynił, gdy tylko pozwalały mu na to założenia trenerskie.

    (2)
    • Array ( )

      Solidnie rzucający zawodnik? 23% za 3 przez całą karierę. 58% rzuty wolne… Proszę cię :))😂

      (1)
    • Array ( )

      Mający jednocześnie 52,1% z rzutów z gry, z czego dopiero w Bykach zaczął grac jako typowy silny skrzydłowy bliżej kosza. Rzutów za 3 także nie miał nie wiele 355 z czego 73 to były rzuty od czasów grania w Bykach. Owszem to nie jest wybitny snajper, ale także nie zawodnik, który nie potrafi rzucać.

      (3)
  3. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    BLC – uwielbiam Twoje teksty i zawsze czytam je z wielkim zainteresowaniem. Ale ten artykuł, a dokładniej jego temat, jest super słaby. Kilkanaście miliardów osób nigdy nie rzuciło punktów w NBA. Po co analizować graczy, którzy grali 9 minut przez całą karierę? Ani to ciekawe, ani pouczające. Nie można było zrobić artykułu o graczach, którzy mają najniższy współczynnik punkty/zagrane minuty z zastrzeżeniem, że chociaż te 100 meczów w karierze zagrali (tzn. że jakąś rolę odgrywali, a nie byli statystą na jeden mecz).

    (4)

Komentuj

Gwiazdy Basketu