fbpx

Klątwa Portland Trailblazers i kolana nieboszczyka

11

Festus Ezeli nie postawił w tym roku stopy na parkietach NBA. Możliwe, że już nigdy nie postawi. Szkoda, bo wygląda na to, że jego kariera, pomimo zdobycia mistrzowskiego pierścienia w 2015, już zawsze widziana będzie przez pryzmat feralnych dziesięciu minut Game 7 w 2016.

Pamiętacie, co się wtedy działo? W nocy 19 czerwca 2016 cały koszykarski świat stał się widownią dla spektaklu rozgrywanego na deskach Oracle Arena. Historycznie, górą powinni być Warriors. Wszyscy doskonale wiedzieli, że jeszcze nikt nigdy nie napisał innego zakończenia dla scenariusza, który rozpoczął się od prowadzenia 3-1, ale Cleveland Cavaliers mieli inne plany.

Zresztą, komu ja to mówię, też wtedy nie spaliście. Heroizm LeBrona i spółki i rozpacz GSW z pewnością nie uszły Waszej uwadze. Mogliście jednak przeoczyć coś innego. Historię o wiele mniej spektakularną niż główny nurt wydarzeń tamtej nocy.

#11 minut

Festus Ezeli wyszedł w tamtym meczu w pierwszej piątce. Nie byłoby na to szans, gdyby nie kontuzja Andrew Boguta. Dla 26-letniego zawodnika był to pierwszy start w playoffs od dwóch lat. Mecz siedem finałów, całkiem niezły moment na przełamanie… Trash Man Ezeli zdążył przywyknąć do grania ogonów w końcówkach kwart i pojawiania się na parkiecie w tzw. “garbage time”. Do pierwszej piątki przywyknąć nie miał kiedy. Marne 0/4 z gry, 1 zbiórka, 1 asysta i dwa faule to jego dorobek zgromadzony w ciągu niespełna 11 minut na boisku. Boli zwłaszcza ten faul na rzucającym za trzy LeBronie, który James zamienił na trzy celne osobiste oraz trójka przez ręce dająca prowadzenie Kawalerzystom chwilę potem.

Zanim jednak stwierdzisz, Drogi Czytelniku, że “słabe charaktery są nie do ocalenia”, musisz wiedzieć, że Ezeli na boisku walczył z czymś więcej niż “tylko” własną tremą i przeciwnikami. Wciąż dochodził do siebie po lutowej operacji. Chirurgicznie usuwano mu złogi w lewym kolanie. W sezonie 2013/2014 również poddano go operacji, jednak wówczas problemy dotyczyły prawego kolana.

Stając do rywalizacji w playoffs 2016, Ezeli miał w życiorysie 2 operacje kolan w ciągu 3 lat i 172 mecze sezonu regularnego na koncie, wszystkie w barwach Warriors, którzy wybrali go w drafcie z numerem trzydziestym w 2012 r. To z nimi w 2015 sięgnął po tytuł. Całkiem nieźle jak na gościa, który zaczął grać w basket dopiero jako piętnastolatek. Biorąc pod uwagę, że zdobywając pierścień miał 25 lat, to naprawdę błyskawiczna kariera. Dodajmy, że za swoją grę zmiennika zbierał wówczas całkiem niezłe recenzje. Wszystko do czasu.

#Portland

Rzadko się zdarza, żeby tak krótki epizod (to przecież niespełna jedna kwarta!) decydował o karierze zawodnika, niemniej w przypadku Ezeliego tak właśnie było. Po meczu finałowym nikt już nie pamiętał, że rekonwalescent Ezeli budził większe zaufanie trenera niż Anderson Varejao. Liczył się wynik.

Nie było opcji bym nie zagrał w tym meczu. Wyszedłem tam i dałem z siebie wszystko. Taki już jestem. Jednak zawsze, kiedy przegrywasz, wyrzucasz sobie, że mogłeś zrobić więcej [Ezeli]

No cóż, nie mam wątpliwości, że Ezeli chciał zagrać w tamtym spotkaniu. Niestety, jego kolana nie chciały. Tak, czy inaczej, po sezonie, żądni pomsty Warriors rozpoczęli kuszenie Kevina Duranta…

Możemy wygrać tytuł albo dwa bez ciebie. Ty bez nas też masz szansę. Ale razem? Razem wygramy kilka! [GM Bob Myers do Kevina Duranta]

…co oznaczało zaciskanie pasa i gimnastykę z budżetem. Ezeli nie był drogi, ale niezbędny też nie, więc odstąpiono od jego kontraktu, opiewającego na kwotę 5.2 mln $, czyniąc go niezastrzeżonym wolnym agentem. Już ósmego lipca podpisał umowę z Blazers, dwuletnią na 15.2 mln dolarów. Na pierwszy rzut oka sytuacja win-win. Warriors mają kasę na Duranta, Ezeli odchodzi do klubu, w którym będzie mieć większą rolę i za lepsze pieniądze.

Portland mieli jednak asa w rękawie. Z tych 15.2 mln zielonych gwarantowane było jedynie 7.4 w sezonie 2016/2017 i milion w rozgrywkach 2017/2018. By uniknąć płacenia pozostałych 6.8 miliona, ekipa z Oregonu musiałaby podziękować Ezeliemu przed 30 czerwca i dziś już wiadomo, że tak się stanie, co jasno dał do zrozumienia Neil O’Shey, generalny manager zespołu.

CZYTAJ DALEJ >>

1 2

11 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Dobry artykuł jak zawsze BLC, co do Ezeliego mam nadzieje ze wroci jeszcze na parkiety bo młody jest i doswiadczenie mistrzowskie jako takie ma więc mysle ze w niejednej drużynie odnalazlby swoj kąt

    (23)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Najbardziej z nich wszystkich szkoda Waltona, jaki to był gracz w Portland, lepsza wersja Sabonisa i Dr Marca Gasola.

    (6)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Ciężko ich nie lubić. Los kopie ich regularnie w dupę, a oni co chwila odradzają się na nowo. Z jednej strony gdyby nie kontuzja Roya czy Odena to nie byłoby Lillarda zapewne czy CJ’a ale nie ma co tak stawiać sprawy. Liczę, że bez ściągania wielkich nazwisk wynajdą więcej nieznanych nikomu McCollumów i powalczą o pierścień. #ripcity

    (15)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Szkoda mi Ezeliego strasznie, gdyby był zdrowy i w pełni formy grajac za plecami Nurkicia tworzyliby super duet, mam nadzieje, że Portland uda sie cos w tym off-season, moze George’a sciagna, wtedy to by bylo na zachodzie ostro

    (12)
    • Array ( )

      na geogra nie ma miejsca w salary, ogólnie to portland jest w dupie na kilka lat przez kraba i leonarda

      (7)
    • Array ( )

      Pamiętaj że Portland ma w zanadrzu 3 picki 1 rundy, można jakoś opchnac crabbe a meyersa nawet zwolnić, mówię że to będzie niezły offseason dla O’Shleya, liczę na cud

      (1)
    • Array ( [0] => administrator )

      Kawhi Leonard walks into shootaround with no brace and no sign of a limp. Looks like he will be good to go for tonight’s game.

      (7)

Komentuj

Gwiazdy Basketu