fbpx

Najbrutalniejsze kontuzje w historii NBA

36

ph

Wyobraź sobie, że trzymasz w ręku butelkę z magicznym napojem. Kosmicznym lekarstwem, którego wypicie gwarantuje stuprocentowe uzdrowienie, pozbycie nawet najpoważniejszej kontuzji. Możesz podarować je dowolnemu graczowi NBA na przestrzeni lat. Komu je wręczasz? Czyją karierę ratujesz/ przedłużasz?

Pod uwagę wzięliśmy zawodników, których brak zdrowia zatrzymał najbrutalniej. Takich, którzy spadli z najwyższego konia, o których zwyczajowo mówi się “co by było gdyby”.

Zanim jednak przejdę do zasadniczej części tekstu chcę podzielić się z Wami historią niejakiego Maurice’a Stokesa, jego kontuzja jest bowiem najtragiczniejszą w ligowej historii. Był rok 1958, wchodząc pod kosz Stokes został sfaulowany w wyniku czego upadł głową na parkiet i stracił przytomność. Kilka dni później przeżył udar mózgu i zapadł w śpiączkę. Niestety po wybudzeniu nigdy nie odzyskał już sprawności ruchowej, sparaliżowany od stóp do głów zmarł dwanaście lat później w wieku 36 lat. To tak na przyszłość, gdybyście kiedyś wpadli na pomysł koić życiowe frustracje podczas meczu, zwłaszcza na rywalu znajdującym się w powietrzu.

No dobrze, teraz już do rzeczy, oto nasza piątka kandydatów. A kogo Wy proponujecie?

#Greg Oden

W swym jedynym sezonie na uczelni dosłownie miażdżył system, jego średnie wynosiły 16 punktów, 10 zbiórek i 3.5 bloków. Ohio State (także pod przewodnictwem Mike’a Conleya) niemal bez porażki przez cały sezon awansowali do finału ogólnokrajowego, a Oden przepowiadany był jako najbardziej dominujący center od czasów Shaqa. Rzecz jasna poszedł z jedynką draftu, a Blazers już zacierali ręce na przyszły sezon.

Być może ich błędem były próby uczynienia go jeszcze bardziej muskularnym i potężnym. Nie wytrzymało kolano! Zaledwie kilkanaście tygodni później 19-letni wówczas Greg musiał poddać się poważnej operacji usunięcia luźnych fragmentów kości i odtworzenia części stawu. Stracił cały sezon, w kolejnym zawiodła rzepka, następnie drugie kolano. Parę obiecujących meczów zaliczył, ale chyba wszyscy zgodzimy się co do jednego: był to zaledwie cień jego możliwości.

[vsw id=”fOeehjQfGrA” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

CZYTAJ DALEJ >>

1 2 3

36 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    sorry za off topic, mozecie zrobic jakis art dotyczacy butow? Jakies top 3 za cene 200-300 zl , top 3 za cene 300+ itp? Dawno nie bylo nic dla buciarzy:)

    (34)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Ratuje Odena
    Reszta w lidze pokazała sie z dobrej strony, zagrała w lidze i pokazała swoja wartość
    A Oden?
    Zagrał w Portland 83 mecze w Miami 23 i konca zycia bedzie zapamietany jako koles wybrany przed Durantem
    I do tego chciałbym zobaczyc naprawde dominujacego centra w lidze ktory dostaje pilke w poscie i wygrywa mecz dla druzyny

    (51)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Penny największy pechowiec NBA.
    Apropo mam na sprzedaż oryginalną koszulke z czasów magic jak by ktos chciał to kontakt e-mail
    lp.teno@colgO

    (3)
  4. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    ja uwielbiałem Penny’ego. Uwielbiałem jego styl, miekkość ruchów i przegląd pola. Lata 95-97 wspominam z najwiekszym sentymentem nie tylko dzieki Mj-owi ale właśnie Pennemu.
    Fajnie grali z Grantem Hillem w Atlancie. szkoda chłopów.

    (5)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Bez momentu wahania T-Mac. Dlaczego? Według mnie ofensywnie bardziej utalentowany od MJa oraz Kobe czyli dwóch największych zawodników w historii. Co prawda miał swoje “dłuższe 5 minut” jednak liczne kontuzje nie pozwoliły mu moim zdaniem pokazac 100% swojego potencjału. Zobaczyliśmy może 80% z tego co potrafi. MOIM ZDANIEM. T-Mac G.O.A.T.

    (30)
  6. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Chciałbym zauważyć, że twierdzenie “(Grant Hill) to zawodnik, który bez wątpienia zostałby supergwiazdą zanim problemy zdrowotne nie zawróciły go z powrotem na ziemię.” jest fałszywe. Grant Hill był supergwiazdą w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie chodzi tuaj tylko o wykręcane przez niego średnie. W połowie lat 90-tych kreowano go na jedną z nowych wizytówek ligi. Nawet w Polsce w tamtym czasie, gdyby zapytało się przeciętnego nastolatka, kto to jest Grant Hill, to wiedziałby, o kogo chodzi. Spróbujcie tak teraz z Westrbrookiem, Rosem albo Curry, to większość rozłoży ręce. Pomijam fakt, że za czasów Hilla NBA było w Polsce mniej bardziej na topie, ale też skala jego sławy była nieporównywalna do dzisiejszych coniektórych supergwiazd.

    (11)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    ratuje Odena,chciałbym zobaczyć dominującego centra,nie mam nic przeciwko centrom takim jak Marc Gasol czy Noah ale Oden by ich zniszczył,gdybym mógł uratować jeszcze kogoś byłby to Brandon Roy bo z taką s5: Lillard,Roy,Batum,Aldridge i Oden Portland by miażdżyło

    (9)
  8. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Może zostanę zminusowany ale dla mnie D-Rose. Chłopak rozwijał się znakomicie, był szalenie efektywny a zarazem efektowny. ROTY, MVP zapowiadało się świetnie. Oczywiście ktoś zaraz powie że przecież gra, że kontuzje nie skończyły jego kariery. Owszem, gra, ale to już nie ten sam Rose co przed kontuzjami i strasznie mi tego brakuje.

    (5)
  9. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    zawsze byłem wściekły na tego “u góry” za pennego. żartuję,ale koleś zapowiadał się i rozwijał niesamowicie. tamta ekipa magic to uczta dla oka chyba każdego kibica koszykówki. z resztą … lata 90-te rulez i nie ma ch..a na mariolkę 🙂 później też oden i roy wyglądali na przyszłych dominatorów. odena żal,bo centrów z jajami na lekarstwo,a takich rutyniarzy w młodym wieku jak roy też ze świecą szukać. historię falpha #50 sampsona myślę,że mało kto dokładnie zna. można by było osobny wpis zamieścić. z hakeemem zaczynali tworzyć wcześniejsze tween towers nie znane chyba nikomu wcześniej. ralph naprawdę nieźle sie zapowiadał. pamiętam kosmicznego game winnera z serii z lakers jakieś 148 lat temu. chyba decydujący mecz finału zachodu… co by było gdyby … nie kontuzje…

    (6)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Ja do tego towarzystwa dodałbym:
    – Bobby Hurley’a
    – Sama Bowie
    i przede wszystkim Lena Biasa, ale tutaj nie wiem czy eliksir by zadziałał bo zawczasu trzeba by było wyleczyć głowę. Bardzo mnie ciekawi jak wyglądałaby liga w latach 80, 90 i dziś gdyby u chłopaka “głowa wytrzymała”. Może teraz zamiast porównywać wszystkich do MJ’a porównywalibyśmy ludzi Lena… To taka moja mała dygresja.

    (1)
  11. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Jak napisał kolega Ernie Johnson -Sam Bowie. Polecam film dostępny na Youtube – “Sam Bowie Going Big”. Tam zobaczycie dlaczego Portland postawiło na niego przed całą plejadą supertalentów z klasy 1984, pomimo ryzyka jakie ze sobą niósł. Być może teraz obok Hakeema, Davida i Patricka Bowie byłby wymieniany jako jeden z wielkich przełomu lat 80 i 90-tych.
    A jak nie jemu to Grantowi. Jak już wspominali koledzy powyżej – w połowie lat 90-tych on był na poziomie popularności dostępnej wówczas tylko dla Jordana (wspomnijcie głosowania na ASG).

    (0)
  12. Array ( )
    Odpowiedz

    A ja bym wyratował w ostatnim możliwym momencie Lena Biasa, walenie koksu przez całą noc to raczej nie kontuzja, ale jeśli juz mówimy o ratowaniu kogokolwiek to właśnie byłby on. Bez wątpienia byłby top3 ligi, przez długie lata.

    (0)
  13. Array ( )
    Odpowiedz

    Zdecydowanie B-Roy !!! Niesamowity zawodnik,jeden z moich ulubionych. Nie wiem czy ktos z was pamięta co swego czasu powiedzial KOBE ‘Brandon Roy to najtrudniejszy zawodnik do zatrzyma w lidze ‘ to pokazuje jakim byl zawodnikiem w tych swoich kilku niesamowitych sezonach !!

    (0)
  14. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    warto wspomniec postac Brada Daugherty z cleveland…zagral tylko 7 sezonow a 5 razy gral w all star…po za tym srednie z kariery tez ma na poziomie !!!!
    osobiscie jak bym mogl podzielil bym ten magiczny napoj po polowie dla pennego i granta hilla

    (4)
  15. Array ( )
    Odpowiedz

    Czytam komentarze i nie wierze, że nikt nie mówi o Brandonie Roy’u, gdyby był zdrowy razem z Odenem, Lamarcusem i Lilaldrem teraz by miażdzyli wszystkich.. Gośc od sezonu rookie emanował pewną reką i jeszcze spojokniejszą głową, rutyna niczym u MIchałowicza:) T Mac jednak swoje pograł (99-2014) i trochę okazji miał na pokazanie się, Hill 17 sezonów( nawet minus rzeczonych 5 sezonów) też został wielka postacią NBA, czego najlepiej dowodzi obecnie komentowanie meczy na ogólnokrajowej antenie- tam, nie biora byle ziutka…

    (0)
  16. Array ( )
    Odpowiedz

    A tak swoją drogą nie macie wrażenia że częśc z tych kontuzji to efekt maksymalnej eksploatacji zawdoników w HS i NCAA? Przecież te dzieciaki przez całą swoją młodość tylko skaczą, lądują, zaliczają gleby i pincet zmian kierunku w każdym meczu? Nawet procentowo patrząc jeśli ktoś zagra 1000 razy w swoim życiu to przy 1001 cos sie musi stać… Z drugiej strony nie poświęcając się tak mocno nie byliby takimi kozakami…Ale już Vince Carter, na pytanie czemu nie sadzi już takich dunków jak kiedyś,odpiwedział że (…)…każdy dunk to 5 minut krócej grania w przyszłości…() ja na przykład w życiu wsadu nie zrobiłem a kolana trzesczą i tak:)

    (1)
  17. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Mi najbardziej szkoda Roya, aż łza się w oku zakręciła w trakcie oglądania.

    @unbeliver,
    Ze zdrowym Royem Portland nie miałoby Aldrige’a czy Lillard’a.
    W sumie ciekawe jakby to wszystko wyglądało dzisiaj, gdyby obyło się bez tylu skreślonych karier z powodu kontuzji.

    (1)
  18. Array ( )
    Odpowiedz

    Kolejny artykuł z bezsensownym tytułem. Powinno być np.: najlepiej zapowiadający się zawodnicy/najlepsze kariery zniszczeni/one przez kontuzje.

    (3)
  19. Array ( )
    Odpowiedz

    GJake

    niekoniecznie, Aldridge już był w Portland za czasów Roya, grał na debiutanckim kontrakcie, a Lillard został wybrany w 2012 roku z 6 numerem, Brandon musiał skończyć grę w Blazers rok wcześniej, ale w tymże 2012 podpisał dwa lata z Minesotą… przy odrobinie zniżki cała czwórka mogłaby grac razem

    (0)
  20. Array ( )
    Odpowiedz

    Brandon Roy – Chłopak, który nie zapłakał podczas narodzin, ale zapłakał podczas swojej koszykarskiej śmierci…. 🙁

    (0)

Komentuj

Gwiazdy Basketu