fbpx

Najskoczniejszy obieżyświat NBA: Nate Robinson

11

Chicago Era

Wielu młodszych fanów kojarzy Robinsona właśnie z tego okresu. W Windy City panu D-Rose kolana posypały się jak popiół w środę popielcową, co przełożyło się na ogromną dostawę minut dla Nate’a. Został wybrany graczem tygodnia, notując 17.8 punktów, 6.8 asyst i 2.5 przechwytów. Co więcej, zatrzymał serię 27 wygranych Miami Heat. Jednak prawdziwą klasę pokazał dopiero w playoffs.

Pamiętam jak z wypiekami na twarzy patrzyłem jak wkleja swojego niesamowitego floatera, prosto w papę Brooka Lopeza, w drugiej dogrywce, żeby ostatecznie po trzeciej dać Bykom zwycięstwo. Prawdopodobnie rozegrał wtedy najważniejsze spotkanie w swojej całej dotychczasowej karierze. Co prawda Bulls zostali w następnej rundzie wyciśnięci jak pomarańcz przez sokowirówkę przez kroczących w stronę tytułu Heat, ale w sercach kibiców Chicago zaznaczył się na zawsze.

Wydawało się, że po 6 latach marazmu i tułaczki po różnych klubach, Robinson w końcu znalazł swoje miejsce. Przeszło 13 punktów 4 asysty i 2 zbiórki robiły wrażenie. Szkoda, że Bulls nie podzielali jego entuzjazmu. Nie zaproponowali nic powyżej minimalnego kontraktu! To było nie do przyjęcia.

Ofertę złożyli Denver Nuggets, gdzie zabawił prawie dwa lata, następnie został wysłany w samolot do… Bostonu, którzy kazali mu iść precz. Wciąż ćwiczył i trzymał formę, co dało mu 10-dniowy kontrakt w Clippers, jednak biednemu to zawsze piach w oczy, złapał kontuzję podczas drugiej „10-dniówki”, a Los Angeles wypięło się na jego usługi. W kolejce czekali Pelicans, przez których również został zwolniony. Zdecydował, że spróbuje odbudować się w Europie.

Izrael wydawał się być dobrym miejscem. Rozegrał całkiem niezły sezon w Hapoelu Tel Aviv, osiągając 16.2 punktów, 2.9 asysty i 1.6 zbiórek, rzucając między innymi 46 oczek przeciwko Hapoelowi Jerusalem. Najnowsza historia, to już D-League i Guaros de Lara, występujący w wenezuelskiej ekstraklasie.

Slam Dunk Champion

Jego osiągnięcia w dziedzinie wsadzania piłki do kosza zasługują na oddzielny akapit. Po raz pierwszy wystartował w tym konkursie w 2006 roku. Komicznie musi wyglądać młokos, który wchodzi pod pachy swoim przeciwnikom w konkursie wsadów. Komizm tej sytuacji zmienia się w ironię, kiedy okazuje się, że w nogach ma dwie rakiety nośne. Josh Smith i Hakim Warrick nie dali rady, ale w grze utrzymał się Andre Iguodala. Ostatecznie Nate wygrał… jednym (!) punktem, zostając po raz pierwszy mistrzem.

Kolejny występ, który przyniósł mu tytuł to rok 2009, który pamiętam do dziś. Głównie dlatego, że ciężko jest zapomnieć, jak facet o wzroście niższym niż statystyczny Kowalski przeskakuje nad głową naładowanego masą mięśniową, 211 centymetrowego Dwighta Howarda. W szranki stanęli J.R Smith i Rudy Fernandez, a ten ostatni moim zdaniem został skrzywdzony oceną. Nas jednak interesuje finałowa runda, która rozegrała się pomiędzy niegdysiejszym filarem Orlando i Robinsonem.

Howard, w pelerynie supermana pakuje na podwyższoną obręcz demonstrując swój niewyobrażalny zasięg. Widzowie już w głębi ducha przyznają mu statuetkę, kiedy na horyzoncie, w zielonym kostiumie i kryptonitem na butach pojawia się Nate. Zielona piłka, mająca poskromić moc supermana i wsad, który zapamiętam do końca życia. Fani zdecydowali, 52% głosów dla Robinsona, który po raz drugi w karierze wygrywa konkurs.

Do trzech razy sztuka. Zapewne tym mottem kierował się nasz mały bohater podchodząc do konkursu w 2010 roku. Tym razem naprzeciwko DeRozan, Shannon Brown, czyli koleś od najlepszego niezaliczonego bloku w historii i Gerald Wallace. Sprawa znów rozstrzygnęła się na ostrzu noża, bo zaledwie 2% głosów widzów przeważyło na korzyść Robinsona.

Harpagan

Nate to nie tylko wsady, szalone floatery, szydera i kupa żartów na treningach. To nieustępliwość, która na boisku stawała się błogosławieństwem, a poza nim przekleństwem. Już w pierwszym sezonie, podczas pick-up game pokazał na co go stać. Na treningach dochodziło do rękoczynów z udziałem Nate’a, a w pewnym momencie z gołą klatą wyskoczył do największego w drużynie Jerome Jamesa. Wszystko niby rozeszło się po kościach, ale coach Larry Brown rozważał umieszczenie Robinsona w D-League. Skończyło się na 10 meczowej absencji i miejscu na liście tzw. „nieaktywnych zawodników”.

Na kolejny incydent nie trzeba było długo czekać, bo już rok później w trakcie poważnego spięcia zawodników Denver i Knicks, odegrał główną rolę, na spółkę z J.R Smithem. Najpierw bronił kolegów, potem sprowokował Smitha, zgrabny unik, a następnie jak nauczył się grając w futbol, rzucił się z wściekłością na kolegę po fachu. Skończyło się na 10-meczowym zawieszeniu dla obu.

Charakterek miał w istocie wybuchowy, a do tego był piekielnie szybki i silny. Osobowość dała o sobie znać ponownie w sezonie 2009-10, w którym Knicks prowadził słynny Mr.Pringles. Nate do tego stopnia kłócił się z D’Antonim, że wylądował na ławce na 14 meczów. Właściwie to przez te 14 spotkań ani razu z niej nie wstał, chyba, że wychodząc z hali. Jak się domyślacie, dla zawodnika nie jest to zdrowa sytuacja, więc agent i zawodnik nalegali na transfer.

Jednak 1 stycznia, trener ponownie dał mu szansę przeciwko Jastrzębiom, a Robinson pokazał mu jak wiele stracił przez ten miesiąc. Rzucił 41 punktów z ławki dając Knicks zwycięstwo w dogrywce.

Co dalej?

Jak dalej potoczy się kariera Robinsona? Tego nie wie nikt. Myślę, że dla każdego z nas, fanów NBA było by to olbrzymia frajda ponownie zobaczyć go w dużej lidze. Forma fizyczna na pewno jest, techniki się nie zapomina, wystarczy dać mu szansę. Potrójny champion wsadów, niesamowity gość z prawdziwym charakterkiem. Facet, który nie da Ci powodów do nudy. Trzymajmy za niego kciuki, bo mam wrażenie, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. W jakiej formie się obecnie znajduje? Sami zobaczcie:

[Adam Szczepaniak]

1 2

11 comments

    • Array ( [0] => subscriber )

      Na korzyść IT przemawia wiek i brak bogatej listy kontuzji. Po za tym gracze tacy jak Nate i Isaiah są wyjątkami w tej lidze.

      Zakładając, że w lidze jest około 450 aktywnych graczy, to ilu z nich ma wzrost poniżej 180? Leszczy o takim wzroście nie biorą.

      (3)
  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Bulls popełnili wtedy błąd, ale to chyba ich domena w ostatnich latach 🙂

    Robinson chciał pomóc Cavs, myślicie że J.R.Smith nie chciał Nate’a? 🙂

    (31)
    • Array ( )

      Bulls w tamtych czasach pozbywali się paru solidnych zadaniowców. Pamiętam, że żałowali dolarów dla Korvera i C.J. Watsona, którzy dawali solidne wsparcie z ławki.

      (9)
    • Array ( [0] => contributor )
      PATRON

      Tylko do redakcji? 😉 Z tego co widzę nie ma żadnego pakietu na play-off, może się jeszcze pojawi. 17 kwietnia możesz sobie odpalić darmowego triala – wszystkie mecze z tego dnia za free (ale pewnie tylko live).
      Na pewno możesz wykupić miesięcznie, w tej chwili to koszt 75,99 PLN. Całe play-offy wyjdą Ci max 151,98 PLN: wszystkie mecze (z RS też możesz sobie obejrzeć) live i retransmisje, wsio co potrzeba, polecam 🙂

      (2)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Nate the Great! Jeden z moich ulubionych zawodników. Dziwne jest to, że jedyny jego mecz “na żywo” jaki ogladalem to właśnie ten w Chicago z playoffs bo był o wczesnej porze 🙂 No i niezapomniany (świetny) konkurs wsadów z 2009 i pojedynek z Howardem

    (6)

Komentuj

Gwiazdy Basketu