fbpx

NBA: Luka nieźle puka | Steph też daje radę | Norm Powell bohater wieczoru

15

Welcome to my world.

Golden State 113 Dallas 116

Ach, gdyby tak wyglądały wszystkie mecze rundy zasadniczej, byłbym lepszym człowiekiem. Nawet stary, zblazowany wyga wśród kibiców NBA emocjonuje się takim poziomem i intensywnością gry. Może na początku kontekst sytuacyjny. Dla gospodarzy był to rewanż za ubiegłoroczne finały konferencji, w których Mavs odebrali prawdziwą lekcję basketu. Pamiętacie jak GSW dociskali Lukę Doncica każąc mu zgadywać jaki w danym momencie rodzaj obrony grają? Cofnijmy się do tych wydarzeń, wszystko jest w kronikach GWBA:

NBA: perfekcyjne przedstawienie Golden State Warriors

Dla tych, którzy nie lubią zbyt wiele klikać, dwie najważniejsze rzeczy z tamtej serii playoffs:

Make him run

“W całym spotkaniu Dubs 28 razy atakowali Doncica po przejęciu zasłony. To prawie połowa wszystkich posiadań Dubs w czasie gdy Słoweniec przebywał na parkiecie. Przy czym niekoniecznie były to bezpośrednie ataki. Wystarczyło, że jego spóźnienie / niemoc generowały podwojenia. Luka służył im za cel by zainicjować atak pozycyjny.”

Make him think

Tylko w pierwszej kwarcie Warriors zaprezentowali cztery rodzaje obrony:

  • przejmowali zasłony Luki
  • uprawiali hedging, czyli wysoki obrońca wychodził do zasłony by zatrzymać / uniemożliwić wjazd
  • następnie przeszli na chwilę w strefę 3-2
  • parę razy podwajali Lukę
  • a wisienką na torcie było Box+1, czyli czterech obrońców w kwadracie i indywidualne krycie Luki
  • aha, Wiggins chodził zarówno pod jak i nad zasłoną

Wszystko aby zmęczyć procesor Słoweńca, kazać mu kombinować, uniemożliwić nabranie jakiegokolwiek rytmu. Zobaczcie na tę synergię i intensywność. Przypominam, że zanim Green doznał urazu Dubs zaliczali najlepszy defensywny rating w lidze! To jest next level basketball! Kłaniam się.

Tak więc przechodząc do nocnych wydarzeń, każdy mecz z Dubs dla Luki to test sprawności, kondycji oraz czytania gry. Dziś może nie było aż takiego wyrafinowania po stronie obrońców tytułu, ale dla Dallas był to z pewnością mecz wielkiej wagi i papierek lakmusowy ich możliwości, czy też jak mówią za oceanem “measuring stick”.

Kontekst mistrzów? Prosta sprawa, bilans (11-11) wciąż nie pozwala spać spokojnie. Od dwóch tygodni grają co prawda znacznie lepiej, ale na wyjazdach notują niechlubne (2-10) co najlepszej drużynie NBA poprzedniego sezonu zwyczajnie nie przystoi. Dobra ruszajmy z tym meczem, heh.

Clank!

Może być taka onomatopeja? Onomatopeja to wyraz dźwiękonaśladowczy. Próbuję oddać odgłos piłki wielokrotnie odbitej od żelastwa, z którego wykonana była obręcz, na którą w pierwszej kwarcie rzucali Warriors. Pracowali pięknie, ruch ciał w przestrzeni wprawiał w zawirowanie, ale wykończyć nie potrafili: 2/11 zza łuku. Tym większy impet mieli rywale, jak możecie się domyślić. W pewnym momencie na budziku widziałem wynik 34:17 dla Mavs. No i co?

Jeśli masz tak mocną i sprawną maszynę, nie łamiesz się po chwilowym dołku tylko jedziesz dalej. Zwłaszcza, że Draymond Green pracujący jako środkowy w ramach drugiego składu odmienia Golden State. Odmienia nie tylko w tym meczu, ale na przestrzeni ostatnich kilku gier. Steve Kerr ściąga Draya z parkietu wcześniej w pierwszej kwarcie, w jego miejsce wstawiając JaMychala też Greena. Draymond ponownie wchodzi na plac wraz z drugim garniturem. Lineup z niewielkimi wyjątkami wygląda tak: Kuminga, Green, drugoroczniak Anthony Lamb, DiVincenzo i Poole. Trzech sprawnych strzelców, atleta skaczący do bloków i mózg operacji.

Tak więc po pierwszej, całkowicie nieudanej dla gości pierwszej kwarcie (faule, brak zastawienia tablicy, niecelne rzuty) rezerwowi przywiedli mistrzów z powrotem z dwucyfrowego dołka może na 1-2 posiadania. Najważniejsze, że kontakt został złapany, mecz rozpoczynał się na nowo. Inna sprawa, że Dallas bez Luki na parkiecie… w końcówce meczu podali statystykę:

  • Luka ON +18 punktów

  • Luka OFF -19 punktów

Czy jakoś tak. Doceńmy jednak drugi garnitur Kerra. Widziałem ikrę, przepiękne podania i energię Jordana Poole’a. Zwłaszcza pewien no-look pass JP do Draymonda schowanego zza tablicą rywala – duża klasa. Jeden pięknie odwrócił uwagę obrońcy odwracając wzrok, drugi ma świetne ręce i piłki łapie. Szkoda, że tak drewniane do rzutów, ale zauważmy: Draymond od paru gier jest aktywny strzelecko jak nigdy (13, 19, 12 punktów). Im aktywniej pracuje tym groźniejsi są Dubs. Taka intensywność normalnie zarezerwowana była na playoffs, ale aktualnie muszą cisnąć, bo bilans kuleje.

Środkowa część gry to popisy dwójki wirtuozów Luki (41 punktów 12 zbiórek 12 asyst) i Stepha (32 punkty 5 zbiórek 5 asyst). Oglądać obu panów przy dobrej dyspozycji sprawia, że zdajesz sobie sprawę jak bardzo cała reszta NBA z podstarzałym LeBronem na czele odstaje ofensywnie od tej dwójki. Na tym poprzestanę, komentujcie jeśli macie ochotę. Dwa zagrania Wam pokażę, zważcie na ciężar gatunkowy obu, presję czasu i wyniku:

Luka jednorącz

Splash Brother

Czwarta kwarta to wymiana ognia, walka kosz za kosz. Było jednak kilka momentów przełomowych, jak na przykład “niefortunna” próba wymuszenia faulu, jaką zaliczył Spencer Dinwiddie. Diabeł na ramieniu podpowiadał trzepnąć naciskającego Jordana Poole’a łokciem w gębę. No niestety, przydarzyło się. Po krótkiej naradzie arbitrzy usuwają Dinwiddie’go z parkietu, Mavs zostają bez drugiego kozłującego. Pozamiatane? Nie do końca, bo Luka trafia najważniejsze rzuty, a rolę “drugiego” nieco z przymusu, ale jakże pięknie i potrzebnie, wziął na siebie Josh Green. Niesamowicie szybkie ręce posiada ten chłopak, prawie tak szybkie jak ja.

Emocji ścisłej końcówki nie oddam słowami, obejrzyjcie choć skrót. Powiem tylko, że w kluczowej akcji sędziowie odgwizdali Stephenowi błąd kroków. Podobnie zresztą jak wielu innym. Luka i Poole również musieli oddawać piłkę po ofensywnych manewrach i to wielokrotnie. To cieszy, niech się nauczą. Ostatnia akcja na dogrywkę w wykonaniu Dubs miodzio, ale Klay Thompson zawiódł dziś po całości (5 punktów 2/9 z gry), ale obrona Mavs z tego właśnie słynie. Strzelcom dystansowym nie odpuszcza.

Knicks 140 Detroit 110

O rety, na tle powyższego to sieczka jakich mało. Trener miejscowych Dwayne Casey za wyjątkiem Cade’a ma już chyba wszystkich do dyspozycji. Do składu wrócili rekonwalescenci i teraz jest zgryz, jak poustawiać lineup, w którym występują:

  • PF/C: Isaiah Stewart / Marvin Bagley / Jalen Duren / Nerlens Noel
  • PF/SF: Bojan Bogdanovic / Saddiq Bey / Kevin Knox / Isaiah Livers

Dość powiedzieć, że oglądaliśmy Stewarta nominalnie jako silne skrzydło (!) a Bagleya na centrze. Ten ostatni oddał parę celnych rzutów za trzy na starcie, ale pod koszem tracił tyle, że bym go wyciepał wcześniej z placu.

To samo Stewart oddelegowany do krycia Juliusa Randle (36 punktów 14/24 z gry) gdzieś na obwodzie. Knicks to chcieli zmęczyć jak najmniejszym nakładem sił, bo dziś też grają. Tak więc gdy Randle zobaczył przed sobą byczka – szła trójka za trójką. Na desce Mitchell Robinson (13 zbiórek) i tak miał potężną przewagę fizyczną nad Bagleyem (w całym meczu Knicks wygrali zbiórkę 51-30) więc Julius mógł rzucać / forsować dalekie próby bez konsekwencji. Wpadły bodaj cztery na samym początku i się przewaga Nowojorczyków zaczęła rysować. Dalej przyszły problemy z rozegraniem Detroit i problematyczna, ale ambitna ekipa Knicks eksperyment rywali rozbiła do reszty. Bagley wyglądał jak naćpany i chyba faktycznie był, bo cały dzień była mowa o jego migrenie.

Clippers 118 Portland 112

Szacunek dla graczy zadaniowych Tyronna Lue. Nie korzystają z pomocy gwiazd (PG-13, Kawhi, Wall OUT) stawiają na charaktery, granie wysokim składem, pracę. Dużą rolę na ławce rezerwowych odgrywa w obecnym układzie Norman Powell, coraz częściej i wyraźniej eksponowany jest w ataku center Ivica Zubac.

Największymi strzelbami na placu byli jednak gracze Portland: Jerami Grant (32 punkty 12/24 z gry) od kilku gier nie schodzi z poziomu zarezerwowanego dla All-Stars, a Anfernee Simons (37 punktów 9/16 zza łuku) bez podwojeń i pułapek strzelcem jest wybitnym, o czym przypomniał po raz kolejny. Dość powiedzieć, że piętnaście minut przed końcem Blazers prowadzili 91:71. Dwudziestoma punktami, jeśli dobrze liczę. Co było dalej? Walka!

Robert Covington niemalże wypadł z rotacji zespołu, dziś przywołany awaryjnie pokazał trenerowi – 15 punktów 6/8 z gry 4 zbiórki lock down defense. Mimo iż rozgrywał doskonałe zawody w kluczowych fragmentach Lue i tak go zmienił na rzecz swego ulubieńca Marcusa Morrisa. Ten też walczył o bezpańskie piłki no i korzystając z mismatchu trafił kluczowe punkty z rogu parkietu.

⭐️

Ofensywnie zespół z powrotem przywiódł Norm Powell, który w czwartej tylko odsłonie zdobył… 22 punkty. Zaczęło się od trójki z 45 stopni (gdzie strefa jest najsłabsza) potem było szybkie przejście z obrony do ataku i atletyczny wjazd wzdłuż linii końcowej zakończony reverse layupem. Po takich dwóch akcjach, można było poczuć się pewnie. Kolejny layup to trochę nie fair, po przeciwnik był w osłabieniu, Nassir Little uszkodził biodro i leżał na parkiecie – było czterech na pięciu.

Następny wjazd środkiem, na kontakcie – niedopuszczalne przeciwko obronie strefowej, a jednak zdarzyło się. Następny layup po dwutakcie pasem środkowym Powella to już ośmieszenie defensywy Portland. Brak rim protection, słabiutki fizycznie Simons itd. Błyskawicznie na plac wrócił Nurkic i następną penetrację Normana zablokował, ale szczęśliwie piłka trafiła do rogu, a zawodnik był już w rzadkim gazie: bang! Mieliśmy remis przy trzech minutach do końca.

Minutę do końca Powell znów minął Simonsa i samym środkiem wbił layup. LAC prowadzili trzema. Pozamiatane. Trener Chauncey Billups zdaje sobie sprawę, że potrzebne mu lepsze POA (point of attack) defense. Chętnie wymieniłby Simonsa za takiego np. Marcusa Smarta, ale się zarząd nie zgodzi, Celtics zresztą też nie, hehe.

Dobrego dnia wszystkim, pozdrawiam w szczególności Panów Patronów:

  • bar9.5glo
  • T.Seraf

Tymczasem tabela, bo dawno nie było i trochę się w układzie sił pozmieniało:

B

15 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Prawie za każdym razem kiedy sprawdzam mecze NBA, to Lakers grają z przeciwnikiem, z którymi dzień wcześniej grali Clippers

    (6)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    1. Coś czuję, że zmarnują tego Doncica. Chłopak flaki wypruwa, ale sam nie da rady. Za słaby skład.
    2. No, nareszcie Kuminga rozruszał w końu tyłek . Przyjemnie było popatrzeć.
    3.A Wisemanowi ,żeby rozruszał tyłek to nie jest potrzebna G-League ale seria zastrzyków z testosteronem.
    Może wtedy przestanie snuć się po parkiecie i przepraszać wszystkich,że żyje. Jak patrzę na wyraz jego twarzy,
    to on przecież prędzej nadaje się na przedszkolankę niż goldenowego wojownika.

    (7)

Komentuj

Gwiazdy Basketu