Sezon regularny przespał. To młodzież miała biegać, bić się o przechwyty, zbiórki i takie tam. Wałęsał się po boisku, okazjonalnie rzucając do kosza. Nic dziwnego, to jego siedemnasty rok w lidze. Do NBA trafił w wieku 21 lat, dziś ma 37 i zwyrodnienia w stawach. Washington Wizards zatrudnili go w innym celu, miał stanowić element stabilizacji psychicznej w playoffs. Dostarczać punkty gdy innym zaczynały się trząść kolana. Być sobą.

Dziś Paul Pierce znów święci trumfy. Toronto Raptors potraktował średnio 15.5 punktami na skuteczności 58% z gry i tyleż samo zza łuku. W czterech meczach wpakował rywalom czternaście trójek upewniając się, że John Wall będzie miał miejsce na rajdy podkoszowe, a Marcin Gortat na operowanie piłką ze środka. Obaj zawodnicy zaliczyli wyborną pierwszą rundę, a Raptors po ogoleniu na gładko zostali odesłani do domu. 4-0 . To nie zdarza się często u niżej rozstawionej ekipy bez przewagi własnego parkietu.

Wracając do Pierce’a widzieliście jak odniósł się do Drake’a -> ambasadora Raptors?

I co? Myślicie, że ktokolwiek ma mu za złe przechwałki czy trash-talk? A gdzie tam! Z niebywałej odporności psychicznej i wkurzającego charakteru słynie przecież nie od dziś. To już drugi z rzędu sezon, który zakończył ekipie Toronto. Rok temu na Brooklynie wołał:

[vsw id=”0YnwODYGeuM” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

CZYTAJ DALEJ >>