Retro NBA: Bob Dandridge – lider z tylnego siedzenia

Myślę, że nie będę daleki od prawdy, jeśli powiem, że uwagę wszystkich obserwatorów tegorocznej ceremonii włączenia nowych gwiazd do Koszykarskiej Galerii Sław skradli w pierwszej kolejności panowie Bosh, Webber, Pierce, Wallace i Kukoc.
Owszem, Billa Russella także nie sposób pominąć, ale on wchodził tym razem jako trener, a chciałbym zawęzić nasze grono do zawodników i zawodniczek. W tym kontekście panowie Clarence “Fats” Jenkins i Bob Dandridge nie cieszyli się atencją dziennikarzy. Wszystko do czasu. W niniejszym artykule chciałbym przedstawić właśnie postać jednego z nich. Czym wsławił się Bob Dandridge, żeby zasłużyć na własną tabliczkę w Springfield?
#W cieniu
Ciągle we wszystkim byłem drugi. Na 1500 drugi, z polskiego drugi, w nogę drugi, z zielnika drugi…
To akurat Adaś Miauczyński, ale Bob Dandridge mógłby się pod tym obiema nogami i rękami podpisać. W lidze wiecznie był w cieniu innych, więc wejście do Hall of Fame bez przesadnego echa nie było dla niego żadną nowością. Do ligi trafił jako 45. wybór draftu 1969 roku. Był pierwszym w historii Norfolk State graczem, którego wybrano w drafcie.
Kiedy przyjechał trener Norfolk, zapytał mojej mamy “Proszę pani, czy w razie czego mogę udzielić mu reprymendy?” Wówczas była już kupiona na 75%. Gdy zapytał jeszcze “Czy będzie dobrze, jeśli co niedzielę będzie chodził do kościoła?” matka zwróciła się do mnie ze słowami “Synu, jedziesz do Norfolk State.” [Bobby Dandridge]
Jego kariera w Milwaukee i Washington Bullets (z obiema tymi drużynami zdobył mistrzowski pierścień) przebiegła bez przesadnej ilości gwiazdorstwa i fajerwerków, ale nie znaczy to wcale, że była przez to mniej wartościowa.
# Nazywali go Świstak
Dandridge urodził się w Wirginii. Od młodości przejawiał smykałkę do sportu. Był dość wysoki (198 cm), ale nie na tyle, żeby na siłę robić z niego koszykarza. Ot, po prostu chłopak z niezłymi warunkami, a co będzie to się zobaczy. Na plus z pewnością liczono mu szybkość, umiejętności defensywne, wysokie koszykarskie IQ i nieustępliwość w atakowaniu obręczy.
Nigdy nie notował dwucyfrowej liczby zbiórek, nigdy nie przekroczył średniej 21.5 punktów, ale mimo to jego obecność była na wagę złota w składach zasilanych takimi gwiazdami jak Kareem Abdul-Jabbar, Oscar Robertson, Wes Unseld czy Elvin Hayes.
W późniejszym okresie często przywoływano postać Dandridge’a w kontekście porównań z Kawhi Leonardem, jeszcze za jego czasów w San Antonio. I chociaż bohater niniejszego artykułu nigdy nie miał w rękach sterów żadnej ekipy, w jakiej grał, to podobnie jak w przypadku Leonarda jego główny aport stanowiło zwycięski nastawienie i zorientowanie na sukces.
Jak już pisałem wcześniej, Dandridge do Milwaukee trafił w 1969 roku, jako członek tej samej klasy pierwszoroczniaków, która dała lidze Lew Alcindora. Już w pierwszym sezonie udało im się awansować do finałów dywizji wschodniej. Tam jednak uznać musieli wyższość przyszłych mistrzów z Knicks. W kolejnym sezonie do zespołu dołączył Oscar Robertson, a Kozły poprawiły się o 10 zwycięstw w sezonie regularnym, wykonując skok od bilansu 56-26 do imponującego 66-16.
Retro NBA: historia legendarnego Oscara Robertsona, pierwowzoru Russella Westbrooka
Warto wspomnieć, że w sezonie 1970/1971, w przeciwieństwie do poprzedniego, Bucks grali już w konferencji zachodniej i po uporaniu się w finale z Bullets, sięgnęli po swój pierwszy tytuł.
#Trzeci filar
Słusznie jako głównych architektów tamtego mistrzostwa wspomina się przede wszystkim Jabbara i Robertsona. Jednak rola Dandridge’a, zwanego przez kolegów Świstakiem, również była nie do pominięcia. Był to dla niego ledwie drugi sezon na parkietach NBA, a już notował 18.5 punktów i 8 zbiórek na przeszło 50-procentowej skuteczności z pola w sezonie regularnym. W playoffs jeszcze poprawił te wyniki, wznosząc się na 19,6 i 9,8 zbiórek oraz 52% skuteczności. Wykonał też dobrą robotę w kryciu Jacka Marina, najlepszego strzelca Baltimore.
#Czas nie czeka
Bucks po zdobyciu mistrzostwa byli liczącą się siłą mniej więcej do połowy lat siedemdziesiątych. Do finału powrócili jeszcze w 1974 roku, ale wówczas uznać musieli wyższość Boston Celtics. Dla weterana Robertsona był to trzynasty sezon na parkietach i w kolejnych rozgrywkach już się w składzie nie pojawił. Pozbawieni tego wsparcia Jabbar i Dandridge nie zdołali awansować do playoffs (38-44).
Wówczas Kareem Abdul Jabbar poprosił o transfer. Miał dosyć peryferyjnego Milwaukee, był młodym, bogatym sportowcem i intelektualistą. Senną atmosferę prowincji znosił jedynie dzięki szansom na pierścień. Bez nich nie trzymało go tu nic. Na kolacji w Sheratonie ogłosił włodarzom i kolegom “I want out” i tyle go widzieli.
Retro NBA: jak Kareem Abdul Jabbar trafił do Los Angeles Lakers
#It’s on you, Bob…
Dandridge pozostał w klubie do 1977 roku, kiedy to podpisał kontrakt z Bullets, jako wolny agent. Co tam zastał? Ekipę, która od czasów przybycia Wesa Unselda w 1968 roku rokrocznie awansowała do playoffs, ale bez sukcesu na miarę pierścienia. Dwukrotnie przegrali finały. Nawet dokoptowanie do składu mocarnego Elvina Hayesa w 1973 roku nie było w stanie odmienić ich losu. Do czasu aż w zespole pojawił się Dandridge…
W klubie zaadaptował się błyskawicznie, zdobywając średnio 19.3 punktów, ale dopiero w playoffs pokazał pełne spektrum swej maestrii. Rzucał średnio 20 punktów przeciw Atlancie w pierwszej rundzie, 20.4 przeciw San Antonio w kolejnym etapie zmagań i 22.8 na 51% skuteczności przeciw Sixers samego Juliusa Ervinga! Po sześciomeczowej przeprawie Bullets wyeliminowali Sixers i ruszyli na finał przeciw Seattle.
Dandridge notował w serii finałowej linijkę 20,4/7.1/4.1. Oddelegowany do krycia go John Johnson ginął gdzieś w tłumie zamknięty na 7 punktach i 38% trafień. Nagroda MVP Finałów trafiła finalnie w ręce Wesa Unselda. Wielu obserwatorów (w tym komentujący spotkanie dziennikarze) było jednak zdania, że statuetka należała się właśnie Bobby’emu D.
No cóż… nie pierwszy i nie ostatni raz został w karierze pominięty. W kolejnym roku rola Dandridge’a była jeszcze donioślejsza. Washington Bullets powrócili do finału gdzie znów czekało Seattle, które tym razem jednak nie dało sobie odebrać trofeum. Po jeszcze dwóch sezonach w Stolicy, Dandridge wrócił do Milwaukee na wieńczący etap swej kariery.
Dandridge, grając w obu klubach nie tyle drugie, co nawet trzecie skrzypce, pozostawił po sobie bardzo imponujące curriculum. Jego 450 punktów w finałach NBA w latach siedemdziesiątych to najwyższy wynik dekady.
Kiedy rozmawiam dziś z innymi zawodnikami, mówią byłeś jednym z tych wiecznie wkurzonych graczy. Gdy o tym myślę to 90% zawodników, jakich kryłem to goście z Hall-of-Fame. Nie cieszysz się na myśl o kryciu Connie Hawkinsa czy Ricka Barry’ego. Obu w przeciągu 4 dni, bo nie było wówczas czegoś takiego jak “time management” czy jak to tam teraz nazywacie…
No cóż, trudno z tym dyskutować.
[BLC]
serdecznie pozdrawiam
Co mnie to obchodzi?
Nie martw się, ciebie nie pozdrawiam
BLC jak zawsze klasa. A Admin to jeszcze będzie, czy weekend się wydłużył?
Adm. dogadał się z wlodarzami klubu, iż na razie będzie siedział na ławce i nie uczestniczył w treningach. Podobno czeka na transfer😁
Wydłużyć to sie może penis po permen kingu. Weekend się może przedłużyć.
Dobroć, dzięki!
Złość, proszę!
Dzięki BLC, faktycznie koleś drugiego planu, nawet mi się nie obił o uszy. Miło było poznać.
Retro to historia i z doswiadczenia wiem, ze nie wszyscy młodzi ja kochają, wiec:
„ Indiana Pacers guard Malcolm Brogdon has agreed to an additional two-year, $45 million extension – guaranteeing him $89.3 million over the next four years, his agent Austin Brown of CAA Sports tells ESPN.:
Czyli Brogdon przedłuża z Indiana swoją dotychczasowy kontrakt o dwa lata.
Dalej
Ayton nie uzyskuje tego co chciał w rozmowie z właścicielami Suns czyli maxa
JJJ przedłuża z Miskami kontrakt o 4 lata wartość 105 milionów, także Miski zabezpieczają sobie trzon drużyny.
To tak z newsow jak się komuś nie chce szukać
Dzięki. Ja bym od siebie jeszcze dodał, z tego co wyczytałem, że Benek Simmons w niedzielę… Odbył pierwszy trening z Sixers.
Jak to stwierdził najlepszy trener 2 ostatnich dekad, niejaki Doc Rivers, “Ben jest podobno w dobrej formie, ale nie jest to jeszcze forma meczową”. Cytuje oczywiście niedokladnie, ale bez sarkazmu. Jak dodał jeszcze Rivers – “there is no game plan here…”.
😂😂😂😂
Dobrze się czyta takie historie, dzięki BLC
“Time management”….
Proponuję zrobić o tym artykuł i porównać ilość meczy i czasu spędzanego na parkiecie dla poszczególnych dekad i największych gwiazd.
Supet art
jestes kozak BLC. napisałem gdzie artykuł tej ze moze retro nba tej i pyk, jestes thebeściak BLC
BLC jak ja lubię te Twoje arty… Zawsze jestem czymś mile zaskoczony. No, ale móc poznać Ciebie osobiście i pograć razem w kosza to już była czysta przyjemność…
Pisz dalej i odgrzebuj kolejnych grajków dla młodego pokolenia, bo są warci Poznania:)
Pozdrawiam z Konina.
Darek
Starsza pani Dandridge miała rację. I wy też powinniście co niedzielę chodzić do kościoła. Byłoby dobrze spojrzeć na siebie i swoje życie z innej perspektywy.
Tylko żal, że takie artykuły jak ten mają koniec. Mógłbym czytać godzinami! Pozdrawiam Wszystkich!
nigdy za duzo nie wiedziałem o Bobie poza tym ze musiał byc dobry, teraz wiem czemu, dzięki za art
Czuć atmosferę toruńskiej starówki;)
Fajny tekst, Dandridge dobry zawodnik, ważny element mistrzowskiej układanki. Ps. Kareem poprosił o transfer przed sezonem 74/75, w którym nie weszli do PO, ale transfer miał miejsce dopiero po sezonie, jest to w Twoim tekscie, do którego wrzuciłeś odnośnik😉
@Olczakos: całą przyjemność po mojej stronie. Trzymaj się tam i do następnego!;)
BLC to taki DANDRIDGE Gwiazd Basketu. Bez niego Admin nie dałby rady tego ciągnąć.
Dzięki za kawałek historii.
Dzięki
Retro… najlepiej…
Kozak artykuł!! Nie wiedziałem wcześniej o istnieniu takiego zawodnika 🙂 dzięki!
Jako retro człowiek, lubię retro arty. Dzieki BLC.
Doskonały artykuł, piona BLC !
Niektorym lepiej sie wiedzie ‘pracujac’ w cieniu, bez presji publiki – fajny art!
Admin nie przetrwał weekendu? 😀
Avery Bradley spowrotem w LAL😂 zgadnijcie za ile?
Koniec z pisaniem! Ze zlotów lepszy hajs! Chlanie i żarcie za friko, praca w weekend a w tygodniu wolne. Sprawdzone info, spytajcie tych od wesel;))))
z tym hajsem to bym się nie rozpędzał, bo to nie elegancko1 b
Może art o tym kto był najlepszym strzelcem w finałach w danej dekadzie?