fbpx

Szybka jazda po 3. kolejce spotkań NBA 2011/12

14

Hawks @ Nets: różnicę klas obu drużyn zobaczyliśmy już od pierwszej kwarty. Goście wyszli na prowadzenie 8:0, aby powiększać przewagę z każdą rozegraną minutą. Przykro to mówić, ale Nets wyglądali jak drużyna patałachów. Nie trafiali, grali niedokładnie, szarżowali w ataku i przede wszystkim, nie wracali do obrony. Totalna maniana przez wszystkie 4 kwarty. W szeregach ATL skutecznie zaprezentowali się: Radmanovic, Teague, Pachulia i McGrady, którzy zdobyli łącznie 55 punktów przy skuteczności 20/34 z gry. Jay-Z obserwujący mecz z trybun musiał być wściekły. Po wczorajszym występie Nets powinni zwrócić kibicom kasę za bilety.

Celtics @ Miami: Rajon Rondo i spółka rzucali co się dało w wirnik maszyny zwanej LeBron & Wade. Sadzili trójki (Ray Allen 6/8 z dystansu), wbijali pod kosz i generalnie “próbowali trzymać śmigła”, ale i tak zostali zmieleni. Przez pierwsze trzy kwarty sławetna defensywa Celtów wyglądała na zdezorganizowaną i zdemoralizowaną kolejnymi wsadkami Heat, których akcje kończyły się albo koszem albo na linii rzutów osobistych. Jak napisał jeden z użytkowników live chata: “jak LeBron i Wade sami czegoś nie spaprają, to się ich praktycznie nie da bronić”. Jednak nie takie rzeczy widział w swoim życiu Doc Rivers. W połowie trzeciej kwarty, widząc bezradność własnej ekipy przy prowadzeniu gospodarzy 20 punktami – po raz pierwszy od wielu lat – kazał swoim graczom ustawić strefę. Z początku było nieśmiało, ale Heat zaczęli zastanawiać się w obronie. Nie przyzwyczajeni do oddawaniu rzutów z dystansu D-Wade i LeBron odgrywali piłki na wolne pozycje w rogi boiska. Nagle potężny “dwucylindrowy” silnik gospodarzy stanął. Celtics doszli na 6 punktów. Wówczas grę na swoje barki wziął rozgrywający swe drugie spotkanie w lidze Norris Cole. W czwartej kwarcie zdobył aż 14 punktów! Nie tylko atakował obręcz, ale co najważniejsze raz za razem trafiał do kosza rozbijając strefę Celtów. Zdaje się, że południowa Floryda ma nowego ulubieńca.

A teraz na serio: Miami mają najszybszą obronę w lidze. Są bezczelni do tego stopnia, że nawet Rondo podwajają po zasłonie. Co najgorsze, Celtics i tak nie mieli z tego łatwych pozycji do rzutu. Moment zawahania i akcję trzeba było budować od początku. Problem polega na tym, że Heat każdemu przeciwnikowi narzucają piekielnie szybki, oparty ma przewadze fizycznej i motorycznej styl gry. Wywierają nieustanną presję. Przeciwnicy wiedzą, że każde niedokładne podanie zakończy się kontrą. Dlatego wolą oddawać rzuty kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja – gubiąc przy tym zupełnie rytm ofensywny. Podobnie było wczoraj. Celtics oddawali rzuty z “przyspieszanych akcji” a wysocy: KG i Jermaine O’neal przez większość spotkania byli zupełnie nieprzydatni w ofensywie. Mimo to postawa Bostonu, grającego wczoraj bez Paula Pierce’a i Mikaela Pietrusa zasługuje na uznanie. Choć rozpoczynają sezon z bilansem 0-2, sam fakt zniwelowania 20 punktowej przewagi Miami daje im psychiczny komfort na nadchodzące spotkania.

[vsw id=”C6nMDzI1h0k” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

Wolves @ Bucks:  na wejście Ricky’ego Rubio czekaliśmy prawie do zakończenia I kwarty. Nie było już tak efektownie, ale wciąż poprawnie (6 punktów, 4 asysty, 3 przechwyty, 3 straty). Skutecznie grał za to (póki co) podstawowy rozgrywający Minnesoty Luke Ridnour (17 punktów). Monster game zaliczył Kevin Love (31 punktów, 20 zbiórek), ale nie wystarczyło to na dobrze dysponowanych gospodarzy. W drugiej kwarcie do głosu doszła obrona Bucks. Pod koszem dobrze ustawiał się Andrew Bogut, a ofensywę Wolves zdominował nieskuteczny JJ Barea. Chłopak wygląda jak weteran, nie czuje strachu, walki za trójkę jak Steve Nash, tyle że wczoraj grał wyjątkowo słabo. Nie wiadomo dlaczego Wolves tak wiele piłek kierowali w jego stronę, ale zapewne coś do powiedzenia na ten temat miała defensywa gospodarzy. Czuć rękę trenera Scotta Skilesa. Bucks prowadzenia z II kwarty nie oddali już do końca spotkania, a 24 punkty dla drużyny zdobył Brandon Jennings.

Kings @ Blazers: podobnie jak zeszłej nocy, bezkonkurencyjnie zagrały skrzydła Portland: Aldridge i Wallace zdobyli razem 49 punktów, trafiając 18 z 26 z rzutów z gry. O zwycięstwie zadecydowała trzecia kwarta, w której nieskuteczne akcje Sacramento – Blazers zamienili na szybkie przejście do kontry i łatwe punkty. Podobnie działo się w ostatniej odsłonie. Ogólnie rzecz biorąc, dało się zauważyć fizyczną przewagę Wesleya Matthews, Nicolasa Batum, Aldridge’a i Wallace’a nad rywalami. Wśród Kings na dodatek nie było wczoraj nikogo, kto wziąłby na siebie losy spotkania. Tyreke Evans mecz zakończył z dorobkiem 4 punktów…

Jazz @ Lakers: jak to mówią, do trzech razy sztuka. Lakers grający trzecią noc z rzędu odjechali rywalom w II kwarcie. Skutecznie zagrała stara gwardia: Kobe (26) i Gasol (22) ładnie wykańczali dwójkowe akcje, energią zaskoczył też Metta World Peace (14). Jazz grali bez ładu i składu nie potrafiąc znaleźć rytmu w ataku. Mają przeludniony, przebajerowany front-court, ale zdecydowanie potrzeba im lidera, strzelca, gracza do którego mogliby kierować podania. Spodziewajcie się trade’u w Utah.

14 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    @GreenHnadle, no i? xd

    Bosh też narobił trochę kroków w kilku akcjach, ale o tym już nie wspomnisz 🙂
    Ogarnijta sie, hejterzy.
    Go Heat!

    (0)
  2. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    brawo Heat 🙂

    a Rondo znowu z lewej strony prawą ręką, to jest nieuleczalne, chore i nie do przyjęcie, że zawodnik tej klasy nie umie grać lewą ręką!

    (0)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    na Heat w tym sezonie chyba nie ma mocnych, po ich pierwszych dwoch meczach jakos nie widze zespolu ktory moglby im zagrozic, moze jedynie Chicago, a na zachodzie Spurs, pozostalych zmiazdza…

    (0)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Celtics zmieleni!? pogubili się, fakt,ale nie doszli miami na 2 pkt przypadkiem? zagrali dwa trudne wyjazdy do tej pory, z drużynami typowanymi na mistrzów i pokazali się nieźle, dyspozycja Rondo fenomenalna, Ray robi swoje, Bass to widać udany zakup, jestem pewien, że KG też jeszcze złapie mocniejszy wiatr w żagle, wróci Paul Pierce… Rondo, Allen, Pierce, Garnett, O’neal i Bass na dokładkę?:) jeszcze zobaczymy kto kogo będzie mielił…

    (0)
  5. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Jak widzę znowu gdzie LBJ zrobił travel a kiedy nie to mnie to śmieszy :). Miami w końcu zaczęło korzystać ze swojej przewagi – atletyzmu. Świetnie zagrał w końcu Bosh, double-double i piękna prezencja inside the paint. Co do Cole’a, Triple A skandowało MVP kiedy stanął na linii rzutów wolnych w ostatniej kwarcie ;), widać że chłopak ma żelazną psychikę tj. Chalmers. Na pewno razem z Batierrem przyda się Miami w tym roku.

    BTW. Cole ma już pseudo – Chuck Norris Cole 😉

    (0)
  6. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Ładny mecz Miami, niesamowita forma Ray’a Allen’a, troszke zabraklo jednak w koncowce, pomalu zaczynam wierzyc w spelnienie idei “its ol ebałt ejtin”. Czekam na mecz LAC-SAS. Pozdro

    (0)
  7. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    @MG
    Rondo tak kończy dwutakt bo wie że przeciwnik jest za nim i nie da rady go zaczapować bez faulu.Wystawia po prostu łapę na faul 😀

    (0)
  8. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Jak Miami robi 20 punktowe przewagi w 2 kwarcie i to z kontenderami to strach pomyslec co bedzie dalej. Heat graja prosty, mega atletyczny basket. I jak ma sie w skladzie Wade’a i Jamesa to opcje sa dwie punkty albo wolne… Troche nudno bedzie jak zwyciezca bedzie znany juz w 2 kwarcie.
    Wade dzis znow dominowal atletyka. Boje sie tylko ze jego wyeksploatowane cialo zawodnika MMA juz dlugo nie pociagnie i czego Flash nie nauczy sie rzucac za 3?!

    (0)
  9. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Tak jak pisałem już wcześniej : Boston w tym sezonie zostanie zabiegany przez młode ekipy, co do Miami WOW!!! Jeszcze jakby mieli prawdziwego centra to byliby naprawdę niezwyciężeni i mogliby panować przez wiele lat.. Ale i tak są wielcy!!!

    (0)

Komentuj

Gwiazdy Basketu