fbpx

Arvydas Sabonis: Bóg i jego Syn

29

W reprezentacji Domas, został najmłodszym debiutantem, wyprzedzając o 4 dni środkowego Jonasa Valanciunasa, być może znacie. Pierwsze międzynarodowe trofeum zdobył w 2015 roku: srebrny medal EuroBasketu po porażce w finale z Hiszpanią. Jednak największym osiągnięciem młodego Sabonisa jest z pewnością decyzja o udziale w drafcie 2016, zgodna z jedyną radą jaką dostał od ojca: graj twardo i nie bój się próbować nowych rzeczy.

Draft

1980 rok, Bill Walton sugeruje porwanie Sabonisa i przewiezienie go do USA:

Chłopak ma umiejętności jak Larry Bird i Pete Maravich. Atletyzm Kareema i w dodatku rzuca za trzy. Umie podawać, dryblować. Gra przodem i tyłem do kosza.

1985 rok, zostaje wybrany przez Atlantę Hawks z 77. numerem. Liga anuluje wybór ze względu na zbyt młody wiek gracza.

1986 rok, zostaje wybrany przez Portland Trail Blazers z 24. numerem. Władze ZSRR nie zgadza się na wyjazd Sabasa z kraju, a sam zainteresowany dowiaduje się o wszystkim z gazet.

1988 rok, Arvydas przechodzi kurację w klinice w Portland, żeby być gotowym na zbliżające się igrzyska olimpijskie. Pomoc imperialistów nie skutkuje jednak podpisaniem kontraktu w NBA.

1995 rok, nieśmiały jak zawsze w kontakcie z dziennikarzami, mówi do mediów jedno słynne zdanie:

W europejskiej koszykówce nie mam sobie już nic do udowodnienia. Pozostała tylko NBA.

Mając ponad 30 lat i sztywne od kontuzji kolana, podejmuje nowe wyzwanie.

2016 rok, Arvydas ze łzami w oczach ściska swego syna, po tym jak Adam Silver wywołuje młodego na podium. W pierwszym wywiadzie, mając jeszcze na głowie zabawną czapeczkę Orlando Magic, którą niedługo będzie mógł wyrzucić do kosza (w paczce za Ibakę trafi do OKC) Domantas odpowiada na pytanie o ojca:

Mam wspaniałą rodzinę, mój tata jest najlepszym koszykarzem, jakiego widziałem. To mój idol. W innej części sali z dziennikarzem rozmawia Arvydas: Nigdy nie miałem okazji by być tutaj, podczas draftu, Domas dał mi szansę żeby się tu znaleźć, zobaczyć jak to wszystko się odbywa. To dobry chłopak. Sam wie co ma robić.

NBA

Przy karierze Arvydasa Sabonisa za oceanem zawsze dodaje się słowo „gdyby”. Sam zainteresowany nie wchodzi w takie dyskusje:

Przyjechałem do Stanów w 1995 roku, co by się stało gdybym przyjechał wcześniej – nie wiem. Mogę rozmawiać tylko o tym co się wydarzyło.

A wydarzyło się sporo:

-> dwukrotny udział Portland w finałach konferencji przeciwko Lakers

-> prowadzenie 15 punktami na 10 minut przed końcem Game 7 w finałach konferencji i ostateczna porażka z LA

To jedno z najgorszych spotkań w mojej karierze. To trudne. To trudne do zapomnienia.

-> 12 punktów, 7 zbiórek i 2 asysty, czyli średnie kariery Sabasa w NBA

-> jego przemowa po przyjęciu w poczet Galerii Sław trwała 49 sekund. Specjalne podziękowania, po wymieniu żony, rodziny, trenerów, kraju etc. skierował do sztabu medycznego Portland, którzy wierzyli w jego powrót do koszykówki po tylu poważnych kontuzjach.

Przy Domantasie zamiast słowa „gdyby” stawia się wielki znak zapytania. Jest pierwszym rookie od czasów Duranta, który znalazł się od razu w wyjściowej piątce OKC. Sześć punktów i niecałe 4 zbiórki – to efekt jego starań na parkiecie w średnio 21 minut. Średnie mogą się zwiększyć dzięki bokserskim upodobaniom Enesa Kantera, który niefortunnie znokautował krzesło. No chyba że w mieście pojawią się Derrick Williams, Wilson Chandler albo Josh Smith, których wymienia się przy okazji ostatnich spekulacji transferowych.

More than a game

Historia Sabonisów to coś więcej niż opowieść o samej grze w koszykówkę, statystykach i rekordach. Ojciec miał niewiarygodny talent, ale polityka i kontuzje ograniczyły zasięg jego dominacji do byłego ZSRR i w późniejszych czasach – Realu Madryt.

Dzięki wywalczonemu przeciwko Wspólnocie Niepodległych Państw trzeciemu miejscu na IO w Barcelonie, w swojej niespełna 3-milionowej ojczyźnie fanatycznie zakochanej w koszykówce traktowany jest ja Bóg. W dodatku Bóg, który nie stawił się na wręczeniu medali, bo przepił w tym czasie pół wioski olimpijskiej siłując się co z mocniejszymi na rękę.

Krążek na jego szyi zawieszono dopiero po dwóch dniach gdy znaleziono go w damskiej części hotelu. Dziś to stateczny Bóg, który odznaczony został Orderem Wielkiego Księcia Giedymina i zasiada w dwóch Galeriach Sław – amerykańskiej i europejskiej. Prowadzi szkoły koszykarskie dla dzieci na Litwie i w gigantycznej koszulce ogląda nocami zmagania swojego syna w NBA, który dorastał w innych czasach, mając więcej możliwości, ale znacznie mniej talentu. Dla obu panów, czapki z głów.

[autorem tekstu jest czytelnik, Grzegorz Szklarczuk]

~~

Jeśli podoba Ci się nasz portal, chciałbyś sprawić sobie koszulkę GWBA albo zwyczajnie wesprzeć nas w rozwoju, zapraszamy:

1 2

29 comments

    • Array ( )

      Bo jest biały, ma ciemne włosy i czasem jakoś fajnie poda? Fizycznie na pewno przypomina. Moim zdaniem to takie pozorne podobieństwo, zacząłem oglądać NBA w czasach Arvydasa, pamietam co potrafił ten człowiek, chociaż niewykluczone ze taki Jokic będzie równie dobry. Moze lepszy, kto wie 🙂

      (4)
    • Array ( )

      nie,
      za czasów swojego prime miałby średnie na poziomie 32pkt, 14reb, 7ast, 4blk i 3stl

      (6)
  1. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    ciekawy art ale kurcze… trochę niezgrabnie splecione historie dwóch zawodników… takie to poszarpane… w pewnych momentach nie wiedziałem o kim czytam… ale ogólnie na plus 😉

    (52)
    • Array ( [0] => subscriber )

      Dokładnie, wytrącało mnie to często z uwagi. O Sabonisie mogę czytać cały czas bo jego historia jest dość… smutna. Zasrane konflikty ukryły nam taki talent i oddały dopiero jak już był po swoim prime. Mimo to i tak pozostawił dużo. W takim wieku wyczyniać takie cuda 🙂 Co by było gdyby…….

      (16)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Wspomnienie Jana Pawła II w kontekście posiadania dzieci w internetowym tekście, to sie nie może skończyć dobrze xD

    (49)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Jedną z wersji powodu nieobecności na wręczeniu medali było “siłowanie się” ale z żeńską częścią reprezentacji Wspólnoty Niepodległych Państw 🙂

    (5)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Bez obrazy dla Kuby i BLC, ale to jeden z fajniejszych artykułów tutaj, propsy. Co do samej historii to pozostaje czekać aż Domantas napisze ostatni rozdział ^^

    (2)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Jak wyjechal za ocean, to juz byl cud, ze byl w stanie grac w koszykowke. Gdyby przyjechal do USA w swoim najlepszym okresie mozliwe ze spogladalibysmy na niego jako na jednego z najlepszych centrow w historii.

    (6)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Droga redakcjo.

    DURANT jako ROOKIE w OKC? W pierwszej piątce???????
    Wydaje mi się, że w Seattle Supersonics.

    (6)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    A teraz nie na temat.
    Czy ktoś z Was prześledził jak to Zen Master udupił na długie lata NYK jeśli chodzi o salary cap? Muszę przyznać że zrobił to wręcz podręcznikowo. To jest chyba jego zemsta na NYK za te lata ostrej walki z jego Chicagowskimi Bykami za czasów MJ’a.
    Melo (32) do 2019 za ponad 26mln rocznie
    Noah (31) do 2020 za ponad 18mln rocznie
    Lee (31) do 2020 za ponad 12mln rocznie;
    Lance Thomas (28) do 2020 za ponad 7mln rocznie

    Polecam zajrzeć tutaj:
    http://www.basketball-reference.com/contracts/NYK.html

    (7)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Bardzo dobry artykuł, szacunek!
    Moim zdaniem artykuł był dobrze poukładany, autor moim zdaniem celowo tak to poukładał, aby przedstawić dwie sylwetki równolegle które dorastały, dojrzewały i osiągały pierwsze sukcesy. Dla mnie git!
    Co do talentu młodego to nie oceniałbym za szybko, bo pamiętajmy że dzieci sławnych koszykarzy grają z ogromną presją i duzymi oczekiwaniami i czasami trzeba nieco poczekać. Tak zaczyna się dziać choćby w przypadku mojego Hardaway Jr. Jakiś czas temu spisałem chłopaka na straty, a tu proszę co ostatnio wyprawia w ATL..

    (10)
  9. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    W historii Sabasa – powtarzane są niemal zawsze 2 utarte standardy: co by było gdyby wcześniej zagrał w NBA i związane z tym “niespełnienie talentu”.
    Oba niesprawiedliwe i mocno naciągane – do tego krzywdzące dla Sabonisa, który bezsprzecznie był jednym z największych koszykarzy XX wieku.
    Pierwsze twierdzenie z gatunku “woulda/shoullda” – ma też drugą stronę medalu, o której sie zapomina, jeśli prześledzimy historię kontuzji Sabasa. Przy obciążeniach z NBA równych lub nawet większych niż miał a do tego biorąc rozrywkowy charakter, ilość pokus, a szczególnie problem z wagą (szczególnie w 2 części kariery) – ilość i ciężar kontuzji mógłby być większy i zamiast Sabasa jakiego znamy mielibyśmy drugiego Sama Bovie…
    Paradoksalnie – to granie europejskie walnie przyczyniło się do budowy legendy Sabonisa i wywarło niebagatelny wpływ na jego karierę w NBA.
    Drugie twierdzenie: “niespełniony talent” – jest wielce krzywdzące: to tak jak by napisać “MJ poza kilkoma tytułami w Ameryce nic nie osiągną w światowej koszykówce”. To fakt, jeśli porównamy go z workami medali np. Dejana Bodirogi czy Oskara Shmidta 😉 ale nie zmienia to faktu że wszyscy trzej byli wielkimi graczami.
    Tak samo jest z Sabasem – warunki zewnętrzne zadecydowały o takiej a nie innej ścieżce jego kariery. Ale była to kariera wybitna – co ważniejsze po obu stronach oceanu: klubowe mistrzostwa europy, sukcesy w reprezentacjach oraz nagrody indywidualne w ilościach, o których 99,9% graczy może tylko pomarzyć.
    Jeśli do tego weźmiemy pod uwagę, że anegdota o miejscu postojowym dla inwalidów nie jest żartem – to powinniśmy Sabonisa traktować trochę inaczej – jako koszykarza w pełni spełnionego, który w dostępnych warunkach osiągną wszystko co tylko mógł.
    Bogom koszykówki równy.

    PS. A szczególne pokłony powinniśmy bić za to, że w ogóle zdecydował się na debiut w NBA i grał tam ta takim poziomie przez tyle lat. To hart ducha, wiara we własne siły i zacięcie do koszykówki wbrew wszystkiemu – przecież ten gość miał problemy z przejściem obowiązkowych testów medycznych i zastanawiam się jak jego wyniki w Portland zostały naciągnięte…

    (6)
    • Array ( )

      Zgadzam się całkowicie. I mam nadzieję, że widać to choć w części w artykule. “Gdyby” jest z perspektywy amerykańskiej, mistrzów NBA tytułujących się Mistrzami Świata i przez to mocno krzywdzi Sabonisa.
      Ten tekst właściwie nie jest o Arvydasie, ale o ojcu i synu wychowanych w innych czasach, o innych predyspozycjach i inaczej wykorzystujących swoje możliwości.

      (0)
    • Array ( )

      Sabonis był jednym z najwybitniejszych centrów w historii dyscypliny – i równocześnie BYŁ niespełnionym talentem.
      I to jedno zdanie świadczy o tym jaki to był talent. Widziałem go jak miał 20 lat jeszcze w Żargilisie – można zresztą znaleźć jakieś szczątkowe nagrania na necie sprzed roku 1986 – kiedy odniósł poważną kontuzję, potem źle leczoną (a terapia została przerwana żeby mógł zagrać na Olimpiadzie – zagrał po 1,5 roku przerwy od koszykówki, zdobył złoty medal i wrócił do szpitala) i to na tych starych nagraniach widać jakie były jego możliwości.
      Potem ten facet został jednym z najwybitniejszych koszykarzy świata jako pół-inwalida , ale mógł grać ZNACZNIE lepiej.
      Gdyby jako zdrowy 20latek trafił do NBA, to przy jego warunkach fizycznych, przy jego skoczności i szybkości (które po 1986 znikły) przy nieprawdopodobnych umiejętnościach byłby najwybitniejszym koszykarzem w historii.

      Było kilka nieprawdopodobnych talentów w historii dyscypliny, graczy więcej niż perfekcyjnych, takich co na swojej pozycji umieli wszystko i mieli jeszcze coś więcej (np. Magic – idealny PG, tylko że o warunkach PF , albo Jordan – idealny SG, tylko że im było trudniejsze zadanie, tym stawał się lepszy, nikt się nie mobilizował tak jak on ), ale tylko jeden z tych kilku gostków był olbrzymim centrem ponad 220 cm.
      Któryś z jego trenerów powiedział, że ktoś taki rodzi się na świecie raz na 100 lat i to może być prawda, bo od 1964 drugi taki się nie urodził.

      (0)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Pozamiatałeś Grzegorzu. Chyba najlepszy art ze wszystkich “Rookies”. Bardzo przyjemnie się czytało, dużo informacji w przystępnej formie, brak silenia się na głupkowate żarciki, a dawka humoru bardzo ładnie przemycona. KONSTRUKCJA! Przeplatanie młodziaka z ojcem bardzo mi się spodobało. Przemyślany art, BARDZO DOBRZE przemyślany. Całość jednolita, ani słowa za dużo czy za mało. Jestem pod wrażeniem, masz wybitny talent chłopaku, pisz dalej!
    PS. Kanter nie znokautował krzesła – stało dalej 😉

    (1)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Donatas urodził się w 98 ale: “Wiele lat później z pierwszych rzędów trybun Domantas obserwuje zmagania taty z Shaqiem i innymi wielkimi centrami lat 90-tych.”

    (-1)

Komentuj

Gwiazdy Basketu