Po przerwie świątecznej z przyjemnością zasiadłem dziś w nocy do meczu Lakers-Nuggets. Goście wygrali pięć ostatnich spotkań (z przeciętnymi drużynami) ale pozytywne sygnały płyną spod kosza, gdzie dominować zaczyna Dwight Howard. To jemu przypisuję w największej mierze świąteczne zwycięstwo nad Knicks. Pamiętacie jak przechwytywał loby Feltona? Jeżeli dodać do tego kreacje Nasha, nadzieje w Los Angeles rodzą się na nowo. Bryant to wciąż wirtuoz strzelecki, a taki JR Smith to przy nim antytalent ofensywny. Chłopakom potrzeba równowagi, zbilansowania w ataku, zobaczmy jak poradzą sobie z atletycznymi Denver. Na miejscu Mike’a D’Antoniego najbardziej obawiałbym się Ty Lawsona. Zgodnie z przewidywaniami, rozgrywający gospodarzy rozpruwa kozłem obronę Lakers, wchodzi po zasłonie w środek pola zmuszając do opuszczenia strefy podkoszowej przez Howarda. W efekcie kolejne wsady notuje JaVale McGee. Także Kenneth Faried niszczy chłopaków na atakowanej tablicy! Po pierwszej kwarcie ma już 9 zbiórek!

Goście mają wyraźne problemy z akcjami pick-and-roll Denver. W zasadzie 75% ataków pozycyjnych kreowanych jest przez akcje dwójkowe. Na dodatek są wyraźnie szybsi na otwartej przestrzeni, a Dwight Howard naprzemiennie pilnowany jest przez trójkę Koufos, Mozgov, McGee. To w sumie 6,5 metra wzrostu oraz 18 fauli do wykorzystania. Innymi słowy, bez celnej ręki z dystansu LA trudno będzie dziś o zwycięstwo. I co? 10 punktów z rzędy notuje Pau Gasol! Jakkolwiek znakomitym obrońcą nie byłby Faried, nie przyzwyczaił się jeszcze do krycia chłopaków za linią trzech punktów. Po chaotycznej końcówce pierwszej połowy Lakers trzymają się 3-5 punktowej straty.

czytaj dalej >>