fbpx

Poza zasięgiem, czyli witamy w koszykarskim „The Zone”

10

Psychika. Najprostsza z możliwych odpowiedzi. Rozważmy sytuację przy założeniu, że koszykarz #1 i koszykarz #2 poświęcają identyczną ilość czasu na trening oraz mają podobne warunki fizyczne. Co więc staje się kluczem do strefy? Koncentracja, umiejętność podejmowania błyskawicznych decyzji oraz wyznaczania sobie tzw. mini celów. Najgorsze co możesz zrobić przed meczem, to wmówić sobie, że dziś nawtykasz kosmiczną ilość oczek. Długofalowe cele zostawmy dla chodziarzy i maratończyków. Nie o takie cele w koszykówce chodzi. Proces rozpoczyna się z momentem pierwszego gwizdka. W każdej jednej akcji warto poświęcić ułamki sekund na wyznaczenie sobie kolejnego celu – rzucę dwa punkty, przechwycę piłkę, zbiorę, podam do kolegi na lepszej pozycji.

To pomaga w wypracowaniu całokształtu, który zamyka się dopiero wraz z ostatnim rzutem w meczu. Koszykówka to szybka gra, dlatego tę umiejętność należy opanować na tyle dobrze, aby nie stała się przeszkodą i odbierała przyjemność. To musi działać równomiernie, nie jako priorytet.

Jeśli już ktoś jest in the zone, to równie dobrze mógłby wdusić backspace i skasować wszystko to co napisałem powyżej. Wyobrażam to sobie tak, że tam nie ma już potrzeby na tego typu analizy. Po prostu rzucasz i wchodzi. Nazwijcie to jak chcecie – ktoś może być odpalony, nabuzowany, przyćmiony, wszystko pasuje. Widzicie kogoś takiego, to spokojnie możecie założyć, że spełnił wszystkie wyżej wymienione warunki. Dziś jest ten dzień, kiedy wszystko jest dla niego perfekcyjne. Nawet biorytm i horoskop, o którym pewnie nie ma pojęcia. Dla niego ważny jest tylko kosz i kolejne punkty, zagranie w defensywie, przechwyt, zbiórka. Możesz na zewnątrz hali rysować mu samochód albo podrywać na trybunach jego kobietę – mało ważne.

Klasycznym przykładem jest Kobe Bryant i jego charakterystycznie wysunięta dolna szczęka. W pamięci mam też oczy LeBrona Jamesa w meczu #7 przeciwko Boston Celtics rok temu.

Podsumowując – tylko kilku wybitnych miało okazję być tam, gdzie zwykli śmiertelnicy nie stąpają. Spotkałem się też z opinią, że The Zone to kpina i coś takiego nie istnieje. Liczy się tylko forma, trochę szczęścia no i niesamowite umiejętności czysto koszykarskie, a trening mentalny nie ma nic do rzeczy. Czy kiedykolwiek udało Wam się osiągnąć podobny stan skupienia na boisku?

Winszuję, jeśli tak.

1 2

10 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    kazdemu mysle sie trafilo cos na miare jego wlasnego “the zone”. Jasne ze na poziomie najlepszej ligii świata gra tylko paredziesiat osob na swiecie. Warto jednak sie cieszyc wlasnymi, malymi sukcesami 😉

    (17)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    miałem coś takiego.. nic wtedy nie słyszałem.. krzyków z trybun ani kolegów z drużyny. zwyczajnie ich nie rozumiałem. i nawet nie myślałem o n ic h i grałem sam. przeciwko przeciwnej drużynie. to jest jak jawa we śnie. po prostu się dzieje. myślę że każdy przeżywa to na swój sposób. ja przeżyłem to tak.

    (-11)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Możesz być jak Kobe Bryant, który w każdy meczu w 4 kwarcie osiąga poziom The Zone dla zwykłych super gwiazd ligi. Jednak gdy on osiąga The Zone na swoim poziomie, kończy się to 81 pkt

    (13)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Fajny art 🙂 ciekawe czy już na wszystkie moje komentarze dostałem odgórnie konieczność akceptacji z Waszej strony, jeśli tak czuję się wyróżniony 😉

    (0)
  5. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Faktycznie, zdarzają się mecze, gdzie jest się całkowicie skupionym i wszystko wpada, czasem z naprawdę trudnych pozycji, bardzo przyjemne uczucie, komu się przytrafiło coś takiego, ten wie o co chodzi.

    (1)

Komentuj

Gwiazdy Basketu