Biali, którzy nie musieli skakać: Steve Nash
Wyskok, prędkość i siła fizyczna od zawsze były nieodłączną częścią amerykańskiej koszykówki. W znaczący sposób wpływają na pozycję drafcie wśród uczelnianych prospektów, sprzedają bilety, nabijają wyświetlenia w Top 10, kręcą tym biznesem jak Cygan karuzelą. Weźmy za przykład atletę Blake’a Griffina. Dzięki swym potężnym wsadom i wyskokowi “stworzył” obecnych Los Angeles Clippers. Sprawił, że odnaleźli się na mapie USA. Bez szarpania obręczy zębami, alley-oopów i bloków o tablice nie ma NBA, kropka. Nie ma też mistrzowskich tytułów, bo to co efektowne nie zawsze bywa efektywne.
Zapraszam do lektury na temat faceta, który choć z trudnością odrywał się od parkietu, działał jak nietoperz wyczuwając echolokacją swoich kolegów na boisku. Zgadnijcie o kim mowa: oczy z tyłu, bujna czupryna, ułożony rzut, egzekucja zagrywek na najwyższym poziomie, ponad 17 tysięcy punktów oraz 10 tysięcy asyst. Swe braki atletyczne nadrabiał świetnym wyszkoleniem technicznym oraz koszykarskim IQ. Chudy jak przecinek, ale geniusz: Steve Nash.
Koszykówka czy piłka nożna?
Na świat przyszedł w Johannesburgu w RPA, matka Irlandka, ojciec Anglik. Zaraz po urodzeniu rodzina przeprowadziła się do Kanady, osiadając w Kolumbii Brytyjskiej. Steve ma więc dwa obywatelstwa, angielskie i kanadyjskie.
Sport miał we krwi. Ojciec grał profesjonalnie w piłkę nożną w kilku częściach świata. Młody Steve też zaczął od kopanej, z racji zamieszkania trenował hokej na lodzie, basketem zainteresował się dopiero mając 13 lat. Ponoć w ósmej klasie powiedział mamie, że pewnego dnia zagra w NBA i zostanie gwiazdą. Taki był pewny siebie.
W liceum grał w kosza w każdej swojej wolnej chwili, nawet w przerwach między lekcjami. Zatracił się do tego stopnia, że średnia ocen zjechała w dół. Rodzice postanowili więc o przeniesieniu młodego do prywatnej szkoły z internatem. Steve został gwiazdą, nie tylko koszykówki, występował także w reprezentacji piłki nożnej oraz rugby. Jako maturzysta uzyskiwał 21.3 punktów 11.2 asyst oraz 9.1 zbiórki. Jako osiemnastolatek, w 1992 roku poprowadził swoją drużynę do mistrzostwa prowincji (coś na kształt stanów w USA) oraz został wybrany najlepszym graczem konferencji.
Zdecydowanie koszykówka
Myślicie, że w jego kierunku posypały się oferty stypendialne? Przeczytajcie raz jeszcze dwa pierwsze zdania artykułu! Cherlawy Steve mógł mieć zdolności kuglarskie i nadrabiać sprytem, ale parametrów czysto fizycznych do uprawiania zawodowej koszykówki to on nie miał. Trener licealnej drużyny rozesłał listy intencyjne i kasety z najlepszymi akcjami młodego do 30 uczelni amerykańskich, ale żadna nie kwapiła się z odpowiedzią. Dopiero coach uniwersytetu Santa Clara, Dick Davey poprosił o pełne VHS z grą Nasha, a gdy zobaczył go na żywo stwierdził:
Modliłem się by nikt inny go nie zobaczył, nie trzeba mieć Nobla na koncie by wiedzieć, że jest naprawdę dobry. Miałem nadzieję, że Steve nie pojawi się w kręgu zainteresowań jakiejś większej uczelni.
I tak po pięciu latach posuchy, drużyna Broncos z Nashem za sterami pojawiła się w turnieju NCAA. Mało tego wygrali konferencję oraz zbili rozstawionych z #2 Arizonę. Steve trafi wówczas 6/6 wolnych w ostatnich 30 sekundach meczu. Rok później Steve otrzymał prestiżową nagrodę Conference Player of the Year.
W 1995 rozważał zgłoszenie się do draftu, ale nie był pewien swej lokaty. Ostro pracował nad poprawą umiejętności, występował w seniorskiej kadrze Kanady oraz ćwiczył z rozgrywającymi z NBA jak Jason Kidd i Gary Payton.
Słońce Arizony
Dyplom z socjologii, piętnasty numer draftu i zawodowy kontrakt z Phoenix Suns – tak zakończyła się przygoda Nasha z NCAA. Fani w Arizonie zgotowali mu wspaniałe przyjęcie bucząc przy wyczytaniu jego nazwiska przez komisarza Davida Sterna. Czemu? Patrz 1-2 zdanie tekstu.
Gdyby nie Donnie Nelson, asystent trenera Suns nie wiadomo co działoby się z Nashem. Nelson był kolegą Kenny’ego Shieldsa, czyli trenera uczelnianego zawodnika. Początki nie były łatwe. Był trzecim rozgrywającym Słońc. W zespole grali przecież Kevin Johnson, Sam Cassell oraz Jason Kidd. Nash nie przetrwał, wkrótce został wysłany do Dallas.
Teksańska kochanka
Statystyki nie powalały (8 punktów i 5 asyst) ale Nash dopiero się rozkręcał. Oto byliśmy świadkami transformacji Dirka Nowitzkiego, Michael Finley zaliczał sezon na miarę All Star, a nowy właściciel, ekscentryczny Mark Cuban, dodawał energii i entuzjazmu całej organizacji.
W latach 2000-2004 Mavs docierali do półfinałów konferencji w których ulegli San Antonio, a Steve został powołany dwukrotnie do ASG oraz do All-NBA Third Team.
CZYTAJ DALEJ >>
Steve to jeden z tych zawodników, który nie musiał rzucać żeby zdominować mecz. Po prostu klasa! 😀
Nie cytuj innych wypowiedzi. I to w dodatku na temat innych graczy, bo tu akurat mowa o Jasonie Kidd.
Dokładnie, te zdanie jest w stronę Kidda. Nash był jednym z najlepszych za 3 pkt. Bardzo wysoki %. Rzucał po zasłonach jak to robi teraz Curry 😀
A Kidd nie potrafił rzucać. Nauczył się dopiero jak grał w Mavs w 2011 roku. Coś tam za 3 trafiał 😛
Ogromnym cieniem na tej pięknej karierze rzuca się fakt, że nigdy nawet nie zagrał w Finałach, a teraz Paul podąża jego śladem.
obu najbardziej lubię i im kibicowalem i kibucuje może chris coś zmieni
To chyba utwierdza w przekonaniu, że nawet tak dobrzy PG jak Nash czy Paul nie są w stanie, sami poprowadzić zespół w PO. Pokuszę się nawet o stwierdzenie iż żaden PG nie jest w stanie poprowadzić zespół w PO. Popatrzcie kto wchodzi do finałów NBA. Jest tylko 1 osoba w NBA która (w tych czasach) wchodzi do finałów i jest to LBJ. Każdy inny zespół, który grał o najwyższą nagrodę to Spurs, GSW, Mavs, to są drużyny które nie grają HERO BALL. Grają zespołową koszykówkę. Nie mówię, że LBJ gra Hero Ball, ale bez dobrych rzemieślników nie da rady grać w finałach. Nie zagłębiam się w historie, więc w 100% tego stwierdzenia.
Sprawdź statystyke ” made 3 p shots history” i przemyśl jeszcze raz , czy Kidd umie rzucać, no chyba że w dwa sezony wyśrubował te osiągnięcia…
Szacun Adam fajnie sie czytało
Nadal jako fan Lakers nie mogę przeboleć sezonu z Dwightem i Nashem..
Gdyby tylko lal zatrudnili Phila a nie MDA, to cos czuje, ze kobe nie zerwał by Achillesa a chłopaki pogodzone przez Zen Mastera były silna ekipa na zachodzie przez kilka lat.
Ehh jakże silniejsze byłoby teraz legacy Kobasa…. Nie moge tego przeboleć rownież.
@Notinmyhouse56
Trener ze swoim podejściem został faktycznie niedopasowany do starego wiekowo składu LAKERS, ale nawet JAX by nic nie dał. Lakers to był obóz rehabilitantów cieszących się życiem w LA, a nie drużyna z mistrzowskimi aspiracjami. Ten sezon to był początek upadku Lakers jaki trwa do dziś. Jako fan Lakers jestem załamany tym co widzę. Był moment w którym pomyślałem ze Kobe już nic nie wnosi do Lakers i jego czas na liderowanie naprawdę dobiega końca, bo chyba gorzej być nie może. Jak sie okazuje, może. To co grają obecnie, tak mnie drażni, że nie jestem w stanie dobić do końca meczu. Lakers bez tożsamości. 31 porażek to najwięcej w konferencji zachodniej.
…a zaczęło się tak niewinnie od weta na transfer Chrisa Paul’a.
Adam, super art…
Wielcy gracze sprawiają, że inni stają się lepsi. Niewielu zawodników tak dokładnie uosabiało to powiedzenie jak Nash, prawdziwy lider na boisku.
Dzięki za pokazanie Gortata światu! 🙂
Fajnie się czytało, ale mało się dowiedziałem. Mam wrażenie jakby to była sklejka wszystkich dotychczasowych artykułów o Nashu gwiazd basketu. Zrobiłeś bardzo długi wstęp i koniec, a środek czyli najciekawszą, najważniejszą i najbardziej interesującą część z życia Nasha streściłeś do zdania typu “Zgarnął dwa MVP i grali najszybciej w lidze”. Gdzie jakieś jego ważne mecze, najważniejsze akcje czy coś w stym stylu.. coś na kształt tego, że CP3 rzucił po śmierci dziadka tyle punktów ile on miał lat? W tak dorodnej karierze, jak ta Nasha na pewno można było wyszukać coś więcej. Ogółem to i tak wielkie propsy, jestem uzależniony od GWB, więc im więcej (ciekawych) artykułów, tym lepiej i podziwiam, że Ci się chce, robić research i pisać dla narzekających czytelników, ale nic nie poradzę, że czuję niedosyt! Pozdro!
A i zapomniałem dopisać, jak się da, to niech redakcja zedytuje mój powyższy komentarz. Chłopie, GENIALNY TYTUŁ, jak go przeczytałem, pomyślałem sobie, że nie dało się lepiej zatytuować artykułu o Nashu, bądź co bądź to też robi robote ; )
Uwielbiam Nasha, mój ulubiony zawodnik, ale w porównaniu do tego co u tego samego trenera wyprawia James Harden to te jego dwie statuetki MVP nad Shaqiem wyglądają troszkę niepoważnie.
Przy tym wszystkim twardziel i kozak na boisku. LeBron mógłby się od niego sporo nauczyć. Liczyłem też, że trochę bardziej rozwinie swój talent filmowy bo miał przez chwilę taką zajawkę, ale trochę ucichło. Do dziś jeden z ulubionych graczy
Przytocz proszę, czego mógłby James nauczyć się od Nasha, bo aż sam jestem ciekawy. Napisałeś, że jest tego sporo, więc na pewno nie będziesz miał problemu.
Fajny artykuł tylko zapomniano wspomnieć o finałach konferencji w 2010 roku
Fajny zawodnik, szkoda ze z nba pozegnal sie w niefajny sposob.
Jeden z moich ulubionych rozgrywających, taki Zidane basketu. Inteligencja, przegląd pola, kreatywność i bajeczna technika. W jego grze była swego rodzaju elegancja, potrafił być zarówno efektywny jak i efektowny, znajdował między tym idealny balans.
Dobry art.
Genialny art
Może tym najlepszym PG nie jest dane grać w finałach albo wygrywać Mistrzostwa…
Można by się nad tym zastanowić i byłby to fajny byłby to pomysł na artykuł. A mianowicie czy obecnie zespół oparty na dominującym i najważniejszym graczu na pozycji PG ma szansę przetrwania.
Mistrzowskie Heat to LeBron SF, Mistrzowscy Celtics to Garnett PF, Mistrzowscy Mavs to Dirk PF, Mistrzowscy Spurs to Timmy D PF, Mistrzowscy GSW to Green PF.
Iversonowi się nie udało, Westbeast też raczej nie ma szans. Lillard ?
Ciekawe co na to Chauncey Billups…
Miał poczucie humoru: https://www.youtube.com/watch?v=OhUvJElZ_QY
Polecam film dokumentalny o Stevie z 2013 roku.
Przy tych wolnych w NCAA 8 gości skakało 😮
To jakiś prastary przepis czy to tylko NCAA tak miało?
Chris Paul out na 6-8 tygodni
Zidane gral z #5 nie z #10:)
W narodowej grał z 10 🙂
Bardzo dobry artykuł, rośnie nam chyba kolejny talent w GBWA, pozdro 😉
Bardzo dobry artykuł, rośnie nam chyba nowy talent w GBWA, pozdro;)
Powyżej kolega HeatLifer – napisał, iż PG nie jest w stanie pociągnąć zespołu do mistrzostwa.
Moim zdaniem , to jest zbyst słabo powiedziane – żaden nawet najlepszy zawodnik nie jest w stanie tego zrobić – nawet bogowie koszykówki potrzebowali wsparcia.
Historia pokazuje, że minimum do zdobycia tytułu to co najmniej 2 pzyszłych członków HOF grających w swoim prime. Jeśli mnie pamięć nie myli to chyba tylko Portland ’77, Houston w 1993 roku i (nie daj Boże – bo wg. mnie co najmniej 3 z tamtych tłoków zarobiła na HOF – ball don’t lie) nie spełniali tego warunku.
Dalej – jeśli prześledzimy historię wielkich PG – wychodzi, że co najmniej kilku z nich brało na bary drużynę i ciągnęło w finałach Cousy, Magic czy Thomas – to najlepsze przykłady, ale oni zawsze mieli w odwodzie kolegów na poziomie gwarantującym miejsce w HOF.
Dlatego pomimo kilku chlubnych wyjątków – prawidłowością jest, że bez CO NAJMNIEJ dwóch przyszłych HOF i wybitnie zgranej drużyny pod wodzą co najmniej bardzo dobrego trenera.
Nash podzielił los wielu wybitnych graczy, którym zabrakło jednego z ww. elementów.
Można to nazwać pechem, ale prawda jest o wiele prostsza – kompilacja mistrzowskiej układanki jest niezwykle trudna i nawet najdrobniejsze zachwiania w równowadze wszystkich elementów prowadzą do katastrofy (vide. GSW ad 2016) i nie wystarczy mieć genialnego gracza. Trzeba geniuszu na wielu poziomach i do tego zgrać go perfekcyjnie.
Podsumuje: zdanie uzyte w pierwszym komencie odnosi sie do Kidda, ale przy Nashu wydaje mi sie ze moze zostac rowniez uzyte. Idoru mnie uprzedzil i wymienil juz PG ktorzy ciagneli zespol do mistrzostwa i podobnie uwazam ze do miska potrzebna jest pelna ukladanka, a nie jeden zawodnik. Od Pana “Lou” rowniez chcialbym sie dowiedziec czego moglby sie LBJ nauczyc ( napewno tych elementow kilka sie znajdzie, ale nie jest ich sporo jak stwierdziles ).
#The King in the Fourth
“Steve trafi wówczas 6/6 wolnych w ostatnich 30 sekundach meczu”
Panie Redaktorze,
wypadałoby wcześniej obejrzeć filmik który się wkleja i o którym się pisze…
Steve spier-dzielił ostatnie swoje dwa rzuty wolne, dzięki czemu ARIZONA miała szansę na wyrównanie w ostatniej akcji meczu:)