Chasing the Title: David West
Dwa lata później został powołany do All Star Game. Z Paulem zaprzyjaźnili się szczerze i serdecznie:
West poświęcił się, żeby być jak najbardziej zespołowym graczem. Nie interesuje go atencja mediów ani indywidualne zdobycze, gra dla drużyny, chce po prostu wygrywać [CP3]
2009 rok to kolejne powołanie do ASG, w końcu 21 punktów co wieczór same się nie zrobiły. Niestety, w końcu los przyniósł kontuzję. W 2011 po wsadzeniu piłki do kosza zlądował na ziemię w nienaturalny sposób by kilka godzin później usłyszeć diagnozę, której jak ognia boją się wszyscy sportowcy: zerwane ACL.
Fighting for the ring
Kontuzja rozpoczęła nowy etap w karierze Westa. Koniec z indywidualnym podejściem, priorytetem stały się: powrót do zdrowia i walka o pierścień. W Nowym Orleanie widoków na mistrzostwo nigdy nie było więc wypowiedział ostatni rok umowy i jako free agent dołączył do zespołu z Indiany. To już najnowsza historia. Pacers grali fizyczną obronę i byli poukładani jak mało który zespów. Wielu “ekspertów” uważało nawet, że są gotowi pokonać naładowane gwiazdami Miami Heat. Niestety, wszystko poszło się sypać, bo kontuzji doznał Danny Granger, a jego następca Paul George dopiero się rozkręcał. Tym niemniej, boje w playoffs toczyli z South Beach zaciekłe.
Tak jak prawdopodobnie Paul George zrezygnuje z ostatniego roku w swoim kontrakcie, tak samo postąpił West. Żaden z nich nie jest głupi. David widział co się święci, widział, że wewnętrzne tarcia i chaos są zbyt wielkie, że brakuje potencjału ludzkiego, dlatego zdecydował się właśnie na obcięcie pensji o 10 milionów i dołączenie do komandosów Popovicha. Niestety, starość nie radość. W San Antonio zabrakło energii na rozhulanych jak pijany rewolwerowiec Thunder i to drużyna KD i Russa awansowała do finałów konferencji.
Dziś West pełni rolę weterana. Na parkiecie spędza średnio jedną kwartę. Zbiera, stawia zasłony, wspiera rozegranie. No właśnie, to chyba przegląd parkietu jest najbardziej niedocenianą z jego zalet.
Jest też ochroniarzem, panowie w Golden State mają świadomość, że na parkiecie nikt do nich nie podskoczy, kiedy za plecami stoi ów wielki facet z New Jersey. W pogoni za pierścieniem jest w stanie na najwyższe poświęcenia. Oczywiście wszystko w granicach fair play, zdrowego rozsądku i ludzkiej przyzwoitości. Czy uda się mu w tym roku? Co o tym myślicie? Podzielcie się swoimi typami.
[Adam Szczepaniak]
Krzysztof Oliwa grał w hokeja, czyli w NHL
Oliwa grał w NHL a tak to jak zawsze artykuł kozak!
U mnie respekt budził od zawsze jego pół dystans. 5-6 metrów od kosza to u niego niemal pewne punkty.
Jesli w tych finałach cavs pokonają warriors to West sie przeniesie na east.
Dość powiedzieć … serio?
Tak cię to dziwi ? Serio ?
Oglądam NBA od niedawna, ale uwielbiam czytać takie smaczki jak ten artykuł czy wcześniejszy o Manu. Odkrywacie przed ludźmi postaci mało znane, ale kluczowe i często nietuzinkowe. Bardzo was zachęcam do dalszego pisania o postaciach drugoplanowych. Wielki props dla autora!
Ah! Jak dobrze że są wśród nas językowi puryści…
Jestem na tyj stronce dobre kilka lat ale tak samo jak teraz Ciebie, mnie wtedy tez ‘urzekaly’ te smaczki o ktorych nie wie zwykly, szary kibic, co wyroznialo gwba wsrod portali sportowych, chociaz patrzac na np sport.pl to nie chce obrazac adminów wrzucajac ich do jednego worka z tym czyms 🙂
Oglądałem jego gre od czasu NOH,ale jako fan Pacers najwięcej jego meczy widziałem w stroju Indiany.Dobry zawodnik,solidny-zawsze się przydaje.Nie podoba mi sie to co robi ostatnio.Lata z klubu do klubu żeby tylko mieć mistrza.Żenujące jak na to patrze,ale to jest tylko moje zdanie.Kiedyś nawet zbierałem karty D.Westa,no ale jak się okazało,że 70%to podróbki z Chin to podziękowałem za to hobby.
Szczerze nie jestem fanem Gsw. Dla samego Westa chcę żeby jednak zdobyli tytuł.
Teza tekstu fatalna i nieprawdziwa. Powszechnie wiadomo, że wypowiedział kontrakt, żeby przetestować rynek wolnych agentów. Niestety nikt się nie zgłosił i został na lodzie. Chciał długoletniego kontraktu. Wiec brał co dają, minimum dla weterana. A najlepiej w drużynie aspirującej do tytułu
Padło na Sours. Przypominam, że miał w kontrakcie 44 miliony złotych, a zagrał później za niespełna 4. Jest różnica. Nie piszcie bajek. Nikt dla tytułu z 40 baniek nie rezygnuje.
pierwszy raz widziałem go już w barwach Indiany … i od razu mi się skojarzył z Davisami ( Dale i Antonio) i erą Reggie’go . Szkoda , że z graczami Indiany tak się dzieje …
ps
jakaś seria artykułów o cudownych latach ’90 ?
Kolego, z Davisami to ma podobną tylko łysą głowę, kolor skóry i od biedy pozycję. West grał w Indianie zupełnie inaczej, a Davisowie to byli rzemieślnicy, złapać piłę i zapakować z góry, masować się w trumnie (najlepiej z osiłkami NYK) i ew. kogoś skasować. West to inna bajka, gracz bardziej finezyjny, mniej fizyczny i z dużo lepszym rzutem.
Krótko – lubię gościa.