fbpx

Tom Thibodeau: kat, zamordysta czy wybitny trener?

26

źródło grafiki: The Ringer

Tom Thibodeau. Człowiek którego albo się lubi albo nienawidzi. Zresztą, on sam nie uznaje półśrodków, więc myślę ze taka reputacja mu odpowiada. Trener, obok którego nie można przejść obojętnie. Facet, który wywołuje skrajne emocje w sercach kibiców. Trudno się dziwić gdy połowa fanów obwinia Cię o kontuzje kluczowych graczy, a druga określa mianem defensywnego guru. Tchnęło mnie, żeby solidnie zastanowić się nad tym, jaki właściwie jest TT. Czy da się obiektywnym okiem ocenić jego metody pracy? I czy na pewno mroźna Minnesota to dla niego odpowiednie miejsce?

#ledwo do obręczy

Jak wyobrażacie sobie młodego Thibsa? Od zawsze był niski i przysadzisty, nie skakał, przy wzroście 186 centymetrów ledwie chwytał obręczy. Za to w obronie, jak twierdzą naoczni świadkowie, był zajadły jak bulterier. Stypendium sportowe dostał za ambicję, występował w trzeciej dywizji NCAA, czyli mało prestiżowym gronie, bez szans na NBA. Sukcesów nie osiągnął, poza rola kapitana i dobrymi relacjami z trenerem. Po ukończeniu studiów, właściwie z marszu zaoferowano mu posadę asystenta szkoleniowca. Miał wówczas 23 lata. Dwa lata później, dzięki szczęśliwemu splotowi wypadków był już głównym trenerem swej alma mater.

Nie oszukujmy się, dla młodego walczaka prowadzenie drużyny w ostatniej akademickiej dywizji nie jest spełnieniem marzeń. Gdy więc pojawiła się oferta na uniwersytecie Harvarda Thibodeau nie wahał się ani przez moment. Od tamtej pory jego kariera nabrała rozpędu i krok po kroczku zmierzał do NBA. Potrzeba samodoskonalenia i nieposzlakowana opinia pozwoliły mu już cztery lata później objąć posadę asystenta w nowo formujących się Minnesota Timberwolves.

#started from the bottom…

Właśnie z jego wejściem do NBA związana jest ciekawa historia, bo prawdopodobnie moglibyśmy go w lidze nie zobaczyć wcale, gdyby nie pewien jegomość z Ohio. O kogo chodzi? O Billa Musselmana, starego trenerskiego wyjadacza z NBA, ABA i NCAA. Thibodeau w trakcie swojego pobytu na Harvardzie jeździł na wszelakie kursy trenerskie, na których „wykładali” najlepsi trenerzy w stanach. Na jednym z takich wyjazdów Thibs zaprzyjaźnił się z Musselmanem, który będąc pod wrażeniem nastawienia i metod młodego coacha zaprosił go do współpracy w Minnesocie.

Fucha asystenta na stałe wpisała się w życiorys Thibsa, bo od przyjścia do ligi w 1989 roku do 2007 praktycznie nieprzerwanie piastował to stanowisko. Lecimy po kolei: Timberwolves, Spurs, 76ers, Knicks, Rockets. Mógłbym teoretycznie wymienić Boston Celtics, z którymi wywalczył mistrzowski tytuł, ale w pewnym momencie z powodów problemów zdrowotnych Riversa, to Thibs był głównym trenerem. Coś na kształt Mike Browna w tegorocznych Golden State. Tak czy siak, dzięki jego schematom defensywnym, za które był odpowiedzialny Celtowie wygrali kolejny tytuł mistrzowski.

#Chicago Bulls Era

Tutaj dochodzimy do sedna problemu. W swym pierwszym sezonie osiągnął z zespołem najlepszy bilans od czasów Michaela Jordana (62-20) a Byki odpadły dopiero w finale konferencji. Poszła za tym nagroda dla Trenera Roku. W drugim sezonie wpisał się do ligowych annałów jako coach, który najszybciej osiągnął sto zwycięstw. Dodatkowo został powołany na coacha w All Star Game. Słowem: wszystko szło wyśmienicie.

Derrick Rose śmigał jako najmłodszy MVP ligi, Noah i Deng wyrośli na czołowe postaci ligi, Carlos Boozer grał najlepszy basket w życiu, a Kyle Korver seriami trafiał za trzy. Cały misterny plan poszedł w… no wiecie gdzie, gdy w pierwszym meczu playoffs Rose zerwał ACL. Z ust ekspertów posypały się gromy. Bulls na półtorej minuty do końca spotkania prowadzili 12 punktami, a mimo to coach trzymał na parkiecie wszystkich starterów. Z czasem to właśnie Thibodeau został przez lwią część kibiców obwiniony za kontuzję Derricka, ulubieńca tłumów.

Następne sezony to już najnowsza historia, kolejne kontuzje Rose’a, draft Jimmy’ego Butlera, niedoszły draft Draymonda Greena… upadek Boozera i przeciętniactwo całego zespołu, który pomimo awansów do playoffs borykał się z ogromnymi problemami zdrowotnymi, uniemożliwiającymi sukcesy.

Przed Wami tabelka z oficjalnej strony NBA przedstawiająca rozkład minut każdego zawodnika Chicago w sezonie 2011/12. Minuty Luola Denga robią wrażenie prawda? A co jeśli wam powiem, że koleś biegał po parkiecie tyle przez jakieś 5 lat? Już przed przyjściem Thibodeau był eksploatowany jak ropa na Bliskim Wschodzie, a kiedy na horyzoncie pojawił się Tom, 40 minut było dla Luola obowiązkowe. Rose na parkiecie spędzał średnio 35 minut i moim zdaniem jest to dosyć sporo biorąc pod uwagę jego styl gry. Pierwszym skojarzeniem jakie przyszło mi do głowy po spojrzeniu na nazwisko Derricka był Penny Hardaway.

CZYTAJ DALEJ >>

1 2

26 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    “A jak to jest z Wami? Jakie są wasze uczucia w stosunku do tego gościa? Jak poradzi sobie w swym drugim roku w Minnesocie?” -> Jimmy Butler wywinduje ich 3-4 pozycje w góre w tabeli…. i to by chyba było na tyle

    (38)
  2. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Ja tam z dużym sentymentem wspominam drużynę Bulls za czasów Toma. Drużyna stworzona tylko wokół jednej gwiazdy, ale twarda defensywa potrafiła na prawdę zniechęcić do gry przeciwnika. Noah w ostatnim sezonie w Chicago powiedział, że za Toma to może nie było wielkich talentów w drużynie, ale przeciwnik wiedział, że się ten mecz to będzie ostra walka, drużyna miała tożsamość. A teraz jak jest Hoiberg mięka buła to może i ogrywa minutami młodzież, ale Bulls będą nijacy.

    (24)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    “Gdybym mógł wybrać kogoś, kto miałby ponownie obronić Częstochowę to śmiało złapałbym za telefon i zadzwonił do sekretarki poczciwego Toma.”
    hahaha, made my day 😀

    (28)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Szanuję Thibodeau, ale chyba nie tylko moim zdaniem, do Wolves nie pasuje. Rozumiem, że przed rokiem szukając coacha dla tych młodych chłopaków, włodarze chcieli postawić na doświadczenie, ale na ich miejscu wybrałbym wtedy kogoś w typie Luke’a Waltona.
    Generalnie Thibs w Chicago robił dobrą robotę, ale jako fan Bostonu najlepiej wspominam 2008 rok i wygrane finały z Lakers, gdy Kobe mówił o obronie Celtics, że jak dostawał piłkę, to otaczali go jak sępy i miał wrażenie, jakby było ich dziesięciu na parkiecie albo komentarze kibiców, że Thibodeau obroniłby nas nawet przed nalotem Marsjan.

    (32)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Nie kumam. Niebylem pewny wiec wpisalem sobie pokolei losowych zawodnikow z lat 90 lub troche po na badketball reference i sie poteierdzily moje wspomnienia. Wpisalem MJa Kobe Shaqa Paytona Ricea Mourninga Mutombo Iversona KG Reggiego Hilla Kidda Duncana Ewinga Malonea kazdy z nich gral srednio conajmniej po 36 minut wiekszosc miala sezony z 40 sa tu i tacy co grali po 42, 43 minuty srednio w calym sezoni. I ile jeszcze musieli sie na przepychac w tym czasie. Nikt nie odpoczywal w niewaznych meczach przed PO. Nikt sie nie skarzyl, nie bylo wcale wiecej kontuzji niz teraz. Wiec o co kaman?

    (42)
    • Array ( )

      W tych statach mozna dostrzec tez inne roznice, ale to o czym piszesz i aaron to tlumaczy pokazuje to jak to wyglądało. Zwroc np.uwage na liczbe bloków tez byla wieksza bo styl gry byl inny. Moim zdaniem jestesmy swiadkiem ewolucji gry i mozna powiedziec ze teraz poziom jest najwyższy co sie moze wielu niepodobac jednakze warto zaznaczyc ze sa to nastepstwa regulacji przepisów

      (4)
    • Array ( [0] => subscriber )

      Już wyjaśniam. Głównym czynnikiem był inny styl gry. Wtedy gra była wolniejsza i bardziej siłowa. Akcent rzutów był przesunięty bliżej obręczy niż teraz. Kiedyś jak brali ludzi do NBA to i zawodnicy i trenerzy wiedzieli na co się piszą. Masz być silny, masz być twardy (oczywiście były wyjątki – jak zawsze). Przepisy też się pozmieniały.

      Dziś wygląda to inaczej. Zawodnicy przyzwyczajeni są do innych standardów. Dziś nie trzeba być już wielkim koksem by zostać gwiazdą. A tam gwiazdą, nawet do bycia role playerem albo ligowym średniakiem nie trzeba mieć bicka jak Arnold S.

      Dziś musisz być wszechstronny i musisz umieć rzucać. Zobacz Thomasa, Currego, Irvinga, albo Duranta (mam nadzieje, że Ingram też się wciśnie do tego grona). W ciemnej uliczce raczej byś się ich nie wystraszył, a obecnie to jedne z najgłośniejszych nazwisk w lidze. Co najlepsze nie jest to spowodowane tylko tym, że są ulubieńcami publiczności, którzy kręcą w miarę dobre cyferki, ale tym że stanowią o sile swojego zespołu mimo w brakach tzw. “RAMY”.

      W związku z tym, może i tracą na sile i wydolności ale skillem nadrabiają wszystko.

      Są również gracze, którzy dominują obecnie przez aspekty fizyczne na swoich pozycjach (RW, LeBron, Leonard, DeAndre), ale zaryzykuje stwierdzenie, że w lidze będzie takich co raz mniej, a coraz częściej będziemy w drafcie oglądać chudych szczypiorków siejących zza łuku seriami.

      (12)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    @nako —> zwróć uwagę że z zawodników których wymieniłeś tylko Iverson był zawodnikiem bazującym głównie na dynamice, szybkich zmianach kierunku itd, pozostali mieli bardziej “statyczny” styl A co za tym idzie mniejsza podatność na kontuzje. Kolejna sprawa to tempo gry. W latach 90 nie grało sie run and gun. Było dużo post up, akcji po 20 sekund itd

    (22)
    • Array ( )

      Aaron ostatnio oglądałem pierwszy mecz finałów bulls lakers i takiego Run and gun w obecnych finałach nie widziałem 🙂 polecam

      (3)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Jeżeli chodzi o kontuzje, w przypadku Rose’a łapał kontuzje głównie przez swoje ‘złe nawyki’ (skakał z boku na bok, niedokładnie lądując na obu nogach i to przy dużej prędkości- wyobraź sobie, że lecisz z dużą prędkością mocno w lewo i musisz skoczyć wysoko w prawo lub prosto do góry, trzeba mieć naprawde silne/stabilne kolana/nogi żeby to robić regularnie bez kontuzji) .
    Dajmy np.Lebrona czy Westbrooka, który zapierdzielają za dwóch/trzech i obaj nie mają przy tym żadnej kontuzji ponieważ m.in. wiedzą, jak wylądować po każdym skoku i mają to wytrenowane, a Derrick nie miał. Westbrook, w przeciwieństwie do Rosa, grał skacząc bardziej do przodu, gdzie jest łatwiej i – przede wszystkim – bezpieczniej wylądować.
    Na YT jest fajny kanał “By any means basketball” i filmik, na którym jest to wszystko omówione. (Ogólnie polecam cały kanał- podchodzą w niektórych filmach z atletycznego punktu widzenia)

    (7)
    • Array ( )

      Ważne też jest, żeby się zawsze natychmiast przewrócić, a nie próbować “ustać” kiedy Ci ktoś zawadzi kolano czy kostkę, wtedy masa idzie niejako koło stawu. Zobacz, że teraz każdy od razu się przewraca (gdy czuje, że nie wyląduje prosto), a problem się robi, kiedy cała energia z wyskoku zostaje przeniesiona przez skrzywione kolano czy kostkę na podłoże.
      Za moich czasów, nie jeden naśladował Jordana i się popisywał lądowaniem na jednej nodze !!!
      Wracając do Rosa, zawsze się dziwiłem, jak on topornie i siłowo te wejścia robił. Był mega szybki, ale nie było to nigdy płynne i tak jak piszesz katował stawy tymi wszystkimi naskokami i przeskokami. Niestety ta kontuzja obciąża trenera, pamiętam ten mecz, grali u siebie prowadząc z najsłabszą drużyną w PO …

      (2)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Nie ma dróg na skróty.Dobrze powiedziane.Z tym trzymaniem Rosea w tym nieszczęsnym meczu było nie potrzebne,ale to człowiek nie terminator.Najlepsi też popełniają błędy.Trenerem jest bardzo dobrym.

    (4)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Odpowiedź na tytułowe pytanie jest prosta: kat, zamordysta i wybitny trener ale DEFENSYWNY.
    Gdyby udało się połączyć moce Thibbsa z D’antonim wyszedł by trener wszechczasów 😉

    (18)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Dla mnie ten koleś to połowa Popovicha, ma jego wymagania ale nic więcej, nie widzę tego układu oby tylko nie zmarnował potencjału młodych.

    (2)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Może w koncu nauczy młodych bronić, bo obrona zdobywa mistrzostwa. Ta zasada zawsze będzie obowiązywać, choćby nie widomo jak zmieniał się styl gry. 100 razy lepszy trener od pana statyst z Cleveland takie moje zdanie.

    (7)
    • Array ( )

      Niby tak, ale nie wiemy naprawde jakim Lue jest trenerem,
      wiemy tylko, że nie ma jaj 😀

      (0)
  12. Array ( )
    Odpowiedz

    Zawsze kibicowalem Miami i pamiętam boje Heat i Bulls w czasach świetności Rose’a i chwilę potem. To było coś!

    A Noah zawsze był dla mnie kimś niesamowitym. Koleś bez rzutu ani wyskoku, niezbyt silny a i szybsi od niego grali na centrze. Ale takiego skur$iela mieć w druzynie chciałby mieć każdy. Inteligencja koszykarska, przegląd parkietu (miał kilka TD z asystami jako center) i mega zawzietosc. Szkoda mi było jak złapał kontuzje.

    (8)
  13. Array ( )
    Odpowiedz

    TT nawet do Rose nie podszedł po tej kontuzji, tylko patrzył z drugiej strony boiska, jakby chciał powiedzieć: “wstawaj, k%$#a, nie udawaj…” 😀

    (13)
  14. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Przypomnę, że za Thibsa również Lavine doznał kontuzji kolana, i to chyba tej samej co Rose. Po prostu mięśnie mogą dawać radę, ale ścięgna nie nadążają. Szkoda młodego latawca, liczę za to na all star team na wschodzie!

    (-1)
  15. Array ( )
    Odpowiedz

    fajny art / eh, brakuje mi tamtego Rose’a, robił robotę… / a, z innej beczki, dlaczego nie jestem zalogowany cały czas jak wcześniej tylko muszę to robić przy każdym poście?

    (0)

Komentuj

Gwiazdy Basketu