fbpx

GWBA on tour: Grunt palarnia kawy

23

WTMW.

Od wczoraj bawię w Bielsku-Białej. Kolega ma tutaj establishment kulinarny, turbodoładowaną knajpę na resorach, w której ludzie robią zdjęcia serwowanemu jedzeniu, a świeżo ufryzowane laski przychodzą się pokazać na mieście. Różne światy mieszają się tu ze sobą jak odczucia smakowe przy posiłku. W centralnej części siedzą piłkarze miejscowego klubu (Michał Janota do niedawna grał w Arce Gdynia!) to ich codzienne miejsce spotkań, są u siebie. Obok odbywają się babskie pogaduszki. Są rodziny z dziećmi, pod ścianą paru ludzi z laptopami. Młodzież poluje na dwuosobowe stoliki, zabierz tu koleżankę, a zrobisz wrażenie, haha.

Lokal mieści się w starej manufakturze. Sufit ma z dziesięć metrów wysokości, a oddarte z farby betonowe stropy, przemysłowe lampy i zwisające na fabrycznych łańcuchach kawałki żelaznych krat przypominają o rzemieślniczym charakterze tego miejsca. Najważniejsza jest przestrzeń, czterometrowej wysokości witryny okienne przy dobrej pogodzie są całkowicie rozkładane, dzięki czemu miejsce dosłownie stoi otworem. Jest też potężny świetlik na suficie.

Kolejna rzecz, która rzuca się w oczy to rozlokowane wokół donice z wysokopiennymi roślinami czy wręcz drzewkami. W połączeniu z tapicerowanym pluszem kanap, włoskimi kaflami na ścianie wokół baru i naturalnym drewnem blatów czy słupów schodowych przydaje to lokalowi przytulności. Mówiłem, że jest eklektycznie! Stoły z kanapami oddzielone są od siebie o kilka metrów, nawet potężna antresola, zajmująca z jedną trzecią parterowej przestrzeni nie przytłacza. Mam wrażenie, że Bielszczanie lubią taki surowy, loftowy klimat, gdzie beton nosi odciski po płytach szalunkowych.

To nie wszystko, w jednym rogu pracuje sprzęt do palenia kawy, w drugim ekipa restauracyjna i piec chlebowy. Patrzę na postarzany, przemysłowy ekspres, popkulturowe malowidła, mozaikowe kafle podłogowe, gdzieniegdzie imitację cegły. Nowoczesność przemieszana z tradycją. Do tego na samym środku bocznej ściany, potężny mural, na którym Jan Paweł II, Freddie Mercury i Kobe Bryant (Kamil to wielki fan basketu) spotkali się na wspólnej, niebiańskiej kawie. Zero kompromisów: odważna wizja, jeszcze odważniejsza realizacja, a następnie ustawiczne dopracowywanie szczegółów. Dobrze, przejdźmy do konkretów…

Jedzenie. Nie jestem smakoszem, ani krytykiem kulinarnym, to domena Kamila, rzeczonego kolegi. Schemat gwiazdki Michelin będzie w tym roku jadł osiem razy. To jego wielka pasja. Wpadnijcie i zapytajcie, opowie Wam. Zarezerwować miejsce z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a następnie zjeść kolację we włoskiej czy francuskiej restauracji z gwiazdką Michelin to prawdziwa eskapada, zawracanie głowy. Ja bym tego nie docenił, ale taki na przykład Kamil potrafi rozróżnić niuanse smakowe i jego to kręci.

Mój żołądek jest zdecydowanie łatwiejszy w obsłudze, ale docenić pasję (w tym wypadku kunszt kulinarny) potrafię. Nie myślcie sobie, że kolejne pozycje menu są jakoś wielce wyrafinowane i potrzeba do nich specjalnego widelca. W gruncie (słowo klucz) rzeczy to proste dania przemawiające do większości z nas: buła z mięsem (bajgiel z pieczonym żebrem) szaszłyk, podpłomyki, ziemniaki, bochen świeżego chleba, kawa. Cały efekt robią detale, autorskie pomysły i cierpliwość kucharzy. Weźmy wspomniane ziemniaki. To nie są obrane bulwy z wody ani puree maźnięte na talerz. Tutejsze ziemniaki wyglądają i smakują jak te wyciągnięte z ogniska. Pytam szefa kuchni jak je przygotowuje:

Płuczę, nacieram mocno solą jak peelingiem, jeszcze mokre obtaczam w przyprawach, następnie wrzucam do pieca, pilnuję czasu, wyjmuję, przekrawam i jeszcze raz przyprawiam. Próbowałem zrobić w domu, w piekarniku, ale to nie jest to. Żeby takie wyszły, musi być piec chlebowy… [Marcin “Martinez” Róg]

Czujecie różnicę. Chłop nakręcony, widać, że uwielbia swoją pracę. Jest parę minut po dziesiątej, nikt z obsługi mnie nie zna, więc bawię się w Magdę Gessler: zamawiam jajecznicę z bekonem, kanapkę Rubena, czyli klasyczny nowojorski sandwich z długo dojrzewającą wołowiną, autorski sernik, wodę i czarną kawę. Cena nie przekracza stu złotych. Dobrze, że mieszkam w Gdyni, to tutaj miejsce sprzyja obżarstwu. To miejsce nazywa się “Grunt – palarnia kawy”. Obiecałem sobie, że po Szczecinie, kolejny GWBA Camp zorganizujemy tutaj, w Bielsku-Białej. Musicie tu przybyć i tego wszystkiego spróbować! Bartek

23 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    ja fan kosza, bielska, kawy i jedzenia nie znalem tego miejsca! a dopiero wczoraj wrocilem z BB, eh
    nastepnym razem

    (5)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    A coś wegetariańskiego i lekkostrawnego też się tam znajdzie?Bo na zdjęciach dla mnie osobiście wygląda to jakieś bomby kaloryczne,chyba nie moje smaki:)

    (-2)
    • Array ( [0] => administrator )

      Tak, wegetariańskie piwo gazowane azotem zamiast co2 nie wzdymajace. Więcej wchodzi i nie bekasz jak cham;)
      Są sałatki, podpłomyki, sery i warzywa, znajdziesz coś dla siebie na pewno.

      (2)
  3. Array ( )
    Prawda jest najważniejsza ... 28 lipca, 2023 at 09:58
    Odpowiedz

    No ten mural bardzo odważny, kiedy wychodzą nowe fakty na temat świętego zjadacza kremówek. Żeby nie trzeba go zamalować za chwilę …

    (7)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Mural z obrońcą pedofili to niepodważalny argument przemawiający za tym, by się od tego przybytku trzymać z daleka. Dzięki za ostrzeżenie!

    (0)
    • Array ( )

      knajpa wygląda na ok, jedzenie chyba apetyczne no ale kolega aaa ma rację więc za co minusy? ukrywał to ukrywał i żadne modlitwy tego nie zmienią. Ale na jedzenie tam to bym się wybrał 🙂

      (3)

Komentuj

Gwiazdy Basketu