fbpx

NBA: historyczna kompromitacja Celtics | smutni Lakers | kuglarz Kyrie

37

WTMW. Dobra, teraz trochę łatwiej pójdzie, bo tekst bieżący, relacjonujący wczoraj czy też dzisiejszą noc w NBA. Niestety fajerwerków nie było, była raczej irytacja, ale o tym za chwileczkę, już za momencik. Na początek ludzie, dzięki którym to całe pisanie/ czytanie się odbywa, czyli Patroni serwisu. Są nimi:

  • Maciek 89K
  • B.Cies
  • Jakub K
  • Jan Sz
  • Buszkin
  • Mikołaj K
  • Zubrymarketing
  • Tomek Ka

Jesteście super. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na kawę w Gdyni. B

NBA Paris Game 2024

Niestety, ale o idei NBA Paris Games nie mam najlepszego zdania. To znaczy nie mam nic przeciwko rozgrywaniu elementów sezonu regularnego na innych kontynentach, pod warunkiem, że: albo przyślemy do Europy zespoły, które faktycznie mają stanowić wizytówkę najlepszej koszykarskiej ligi świata albo nie róbmy z tego święta, a najlepiej przemilczmy. W zeszłym roku dostaliśmy Detroit Pistons ze wspaniałym Jadenem Iveyem na rozegraniu. W tym roku Brooklyn Nets, czyli zespół pozbawiony gwiazdy, którego rozgrywający, podobnie jak przed rokiem, rozgrywającym jest tylko z nazwy, środkowy waży mniej co skrzydłowi w naszej PLK, a spacing mają taki, że Donovan Mitchell mecz rozpoczął “kryjąc” silne skrzydło Doriana Finneya Smitha poprzez campowanie pod koszem.

Bawił się w bramkarza piłkarskiego, stąd obok 45 punktów aż dwanaście piłek zebrał. Niedorzeczne. Trenera łysego z długą siwą brodą powinni wyrzucić w trymiga, bo tego się oglądać nie da, co mimo bądź co bądź przyzwoitego materiału ludzkiego jest w tym klubie zorganizowane. No dramat. Nets przez pierwszą połowę zdobyli 34 punkty, a wszelkie próby nawiązania walki w drugiej połowie i gonienia wyniku były jedynie pozorowane. Mecz był tak niemrawy i jednostronny, że mógł się podobać wyłącznie nowicjuszom jeśli chodzi o znajomość koszykówki. Żonom, partnerkom, dzieciakom, które dostały watę cukrową w kolorach flagi francuskiej oraz mini jersey #45 Mitchella.

Wyrywają dwa kluby z amerykańskiej ziemi, wiozą na drugą stronę oceanu, każą biegać po mieście w środku zimy w kurtkach z koca ze specjalnymi naszywkami, gdzie jest poniżej zera stopni, udzielać się medialnie, fotki z wieżą Eiffela i ludźmi pstrykać. Wywaleni z rutyny, w totalnie innej strefie czasowej, kiedy zaczynają odczuwać jet-lag, następnie każe im się wychodzić na parkiet i dawać show. Nie żebym brał kogokolwiek w obronę, to ich praca, rocznie dostają za to więcej niż Twoja matka z ojcem zarobią przez całe życie (może). Jednak produkt boiskowy jest daleki od ideału, jest mówiąc skrótowo beznadziejny. Dlatego mówię, przemilczmy ten mecz. Wygrała ekipa Cavaliers (pozbawiona Garlanda i Mobleya) 111:102.

Celtics 102 Bucks 135

Gospodarze zaskakują, nie ma klasycznego w ich wykonaniu drop coverage, jest za to wyraźne skupienie na obronie łuku. Przejmują zasłony, wysocy wliczając Brooka Lopeza chodzą na obwód. Delikatne zaskoczenie, ale zaraz to Boston ogarnie. Grają trzeci mecz w czwartą noc, są bez Al’a Horforda, ale poza tym wszyscy święci grają. Pierwsze piątki po obu stronach kompletne, przynajmniej w moim rozumieniu koszykówki. White, Holiday, Brown, Tatum, Porzingis vs Lilard, Beasley, Middleton, Antetokounmpo i Lopez. Tak samo będzie w playoffs, dziś to jedynie przymiarki. Trochę się gubią miejscowi, kilka ucieczek i ścięć już zaliczyli rywale, ale na otwartej przestrzeni rządzą. Są świeżsi i to widać. Giannis bardzo zaangażowany w obronie, nawet Tatum woli oddawać piłkę, po nieudanej serii zwodów/ prób separacji. Po pierwszej kwarcie mały pogrom: 41-23!

Pasek energii słaby więc Boston odpowiada obroną strefową na “dzień dobry” w drugiej kwarcie. Nic im to nie daje, bo Bucks zbierają wszystko po własnych niecelnych rzutach, wchodzą rywalom w wolne przestrzenie, dominują warunkami fizycznymi. Na dodatek dalekie rzuty nie siedzą Celtom, nogi ciężkie, wiadomo. 25:0 Bucks! No dobra, to już chyba po meczu… 1/16 zza łuku jak dotąd ekipy Joe Mazzulli. Do przerwy gospodarze prowadzą 75:38! Powiem tak: to najwyższy deficyt, z jakim mierzą się w przerwie meczu Celtowie od… 1967 roku. Farsa tym większa, że trener Mazzula w drugiej połowie odsuwa od gry starterów, do końca spotkania po boisku biegają zmiennicy. W rolach głównych występują Thanasis Antetokounmpo, Payton Pritchard i Dalano Banton.

Blazers 77 Thunder 139

Przełączam się na moich ulubieńców z OKC, oczy przecieram, bo już niemal oślepłem od ślęczenia w nocy, a tam wynik 108:54! Bez jaj, grający dzień po dniu chłopaki z Oklahomy mają dwa razy tyle punktów, zawijają w papier ekipę Portland i kroją na drobną kostkę. Będzie sałatka jarzynowa. Ja rozumiem, że Chet Holmgren jest dobry strzelecko, a SGA nie da się zatrzymać przed atakiem kosza, ale tam ktokolwiek ma piłkę ten z nią wpada na pozycje i punktuje bez litości. Pośrodku afery Josh Giddey, autor 13 punktów 10 zbiórek i 12 asyst, w czasie niespełna 22 minut. Tak samo Shai: 31 oczek w 21 minut. Elo, szukam dalej meczu godnego uwagi.

Mavericks 128 Knicks 124

Pierwsza porażka Nowojorczyków po transferze OG Anunoby. Efekt świeżości się zatarł, nie można co noc mieć przewagi energetycznej nad rywalem, zwłaszcza gdy ci rzucają (i trafiają) na własne kosze, co przydaje im entuzjazmu i energii. Luka Doncica nie było, pauzował z podkręconą kostką. Nie miało znaczenia, tej nocy Kyrie Irving rozgrywał wszystkich jak i kiedy chciał. Oglądać tego kuglarza w akcji, zwłaszcza gdy zaświecają mu się oczy, to trzeba patrzeć i podziwiać. Różne wskaźniki jak generowane “shot quality” liczba kozłów na centymetr i sekundę a także usage rate, schodzą na dalszy plan. To jest poetry in motion. Na jego tle Knicks wyglądali jak rzemieślnicy, jak banda pijanych budowlańców próbująca rzucać zasychającą zaprawą murarską w zająca. Kyrie: 44 punktów 10 asyst 15/26 z gry. Do tego jego kolega, desygnowany strzelec Tim Hardaway Junior, syn starego Tima Hardawaya: 32 punkty 6/13 zza łuku.

Efektywnością i żywotnością na otwartej przestrzeni (25:6 w kontrze) gospodarze przezwyciężyli deficyt warunków fizycznych. Przy czym wynik końcowy nie oddaje przebiegu meczu, toć Mavs prowadzili przeszło dwudziestoma punktami. Można powiedzieć kolejny pogrom. National Blowout Association.

Lakers 109 Suns 127

No i na koniec nocy, żeby nie odchodzić od konwencji, PHX zmiażdżyło Lakers w ich własnej hali. Przede wszystkim: kolejni rywale wyłuskują na zasłonach Austina Reavesa, identyfikują go jako najsłabsze ogniwo obrony i biją w niego jak w bęben. Ten robi co może, ale warunków fizycznych nie oszuka. Odpalony Devin Booker (31 punktów 5 asyst) robi co chce, następnie to samo robi Bradley Beal (37 punktów). Dodaj gdzieś pomiędzy efektywnego jak zawsze Kevina Duranta (18/5/5/3) przewagę siłową Jusufa Nurkica (12 zbiórek) pod dziurą, drewniany nadgarstek coraz bardziej zniechęconego LeBrona i wynik nie będzie dziwił.

Lakers mieli momenty, James to wciąż ich najlepszy zawodnik. No dobrze, bardziej wartościowy jest Davis, ale to LBJ tworzy tożsamość, daje to coś ekstra. Jego zrywy sprawiają, że zespół ma walor mistrzowski. Niestety trwa to może parę minut w każdym meczu, nie więcej. Wieku nie oszukasz. Lakers potrzebują przede wszystkim dynamiki. Szybkości. Stąd mowa na przykład o chęci sprowadzenia Dejounte Murraya z ATL. Tylko czy to cokolwiek zmieni? Bardzo jednostronny zespół się zrobił. Vanderbilt psuje cały spacing. Reavesa dymają, jeszcze gorzej jest gdy na parkiet wstępuje D’Angelo Russell. Trudno mówić o wzmocnieniach, tu cudów nie będzie. LeBron już i tak gra zbyt wiele. Dziś zszedł z parkietu w połowie trzeciej kwarty i nie było sensu by ponownie wchodził. Niestety.

Dziękuję za uwagę, do przeczytania niebawem! Prędzej niż myślicie, mam nadzieję. Bartek Gajewski 🏀

37 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Bez walki oddana druga połowa, ale load managementu (Nets) w przypadku Celtics to juz nie ma. Lakers i Celtics najlepsi ❤️
    Ech kiedyś to było

    (3)
    • Array ( )

      LBJ jest czarny, w NBA koksują wszyscy, jego inwestycje i majątek to ponad 1mld $, więc żadnego “upadku” nie będzie.

      (24)
    • Array ( )

      Nawet mnie nie dziwi twoja odpowiedź.Pokolenia ludzi zostały wychowane w taki sposób,żeby przymykać oczy na patologię tych na “górze”.Całe szczęście,że oliwa zawsze sprawiedliwa i jak prawda na wierzch wypływa…kwestia czasu [WACH]

      (0)
    • Array ( )

      Abstrahując od moralnych i prawnych rozterek (pierwsze zostawcie dla siebie, drugie dla FED) to w NBA polityka anty-dopingowa to kpina od zawsze. Coś tam jest w zapisach, niby kontrolują, a łapie się 2-3 graczy z dalekich rezerw (co więcej zawsze na kokainie) i tak się ten biznes kręci. A prawda jest taka, że medykamenty podaje się wszystkim. Ba, to się zaczyna już na poziomie NCAA.

      BTW Przypominam, że Dream Team z 1992 spał na jachcie a nie miasteczku olimpijskim, aby przypadkiem kontrola nie wpadła i nie pobrała komuś moczu/krwi do badań.

      Więc to nie jest problem z LBJ tylko samą ligą koszykówki (i w zasadzie każdą inną zawodową) w USA.

      (4)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    To co zrobił Boston to wstyd i hańba, „total disgrace” jakby to powiedzieli za oceanem. Nie chodzi o sam wynik do przerwy, który był tragiczny, ale o rzucenie białego ręcznika w przerwie. Z dezaprobatą czy wręcz obrzydzeniem można oglądać zdjęcia siedzących na ławce całych na biało, uśmiechniętych Tatuma i spółki. Główny faworyt do mistrzostwa, finałów a taka mentalna degrengolada…

    (14)
    • Array ( )

      Żaden kuponik, po prostu na wymioty człowieka zbiera oglądanie takich meczów jak się jest wychowanym na NBA z lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych.

      (8)
    • Array ( )

      to tylko i aż mecz sezonu regularnego, waży tyle samo co spotkanie z Detroit. 5 mecz w 7 noc, ‘total disgrace’ byłby w przypadku niewystawienia całej s5 (na to pewnie nie pozwoliłby adaś srebrny, bo w końcu mecz w krajowej). Dostali prawie -40 do przerwy, stwierdzili, że nogi zbyt ciężkie by to próbować wyciągnąć, więc wyszli rezerwowi, ja tu problemu nie widzę.

      (14)
    • Array ( )

      No właśnie, mecz w krajowej, czyli dodatkowo dochodzi oswajanie widowni z takimi wybrykami, odpuszczaniem meczów, load management itd. Jak powiadam, dla mnie, starego pryka takie zachowania są nie do pomyślenia.

      W mojej ocenie liga się niestety zmieniła na gorsze, wszystko jest “miękkie” i “miałkie”, organizacjami rządzą zawodnicy, wszyscy się lubią i kochają, z rywalizacji zostały jakieś popierdółki, sędziowie rozdają techniki za byle g**** (niedługo będą wyrzucać z parkietu za puszczenie wysiłkowego bąka), masa meczów to jakieś blowouty 30-ma lub więcej, na porządku dziennym są wyniki po 140-138, co mecz to pierdyliardy trójek, odpuszczanie meczów, load management. OK, rozumiem, komuś może się to nawet podobać, czy może częściej może po prostu nie mieć z tym problemu. Mam inne zdanie, mi się takie coś nie podoba i tęsknie za minionymi dekadami, za czasami MJ, Kobego, za All-Star Game gdzie było więcej obrony niż obecnie w niektórych meczach RS. Pewnie też (choć w małym zakresie) dochodzi tu sentyment za czasami minionymi “qrła kiedyś to było!”, ale i tak jak się odłoży to i skupi na suchych faktach to wyłania się właśnie taki obraz.

      Oczywiście, nagle nie rzuci się tego wszystkiego, przestanie interesować, czy kibicować “swoim” zespołom, czy zawodnikom, ale… no nie jest to już to samo.

      (26)
    • Array ( )

      Z punktu widzenia Polaka, który będąc w US kilka razy, obejrzał w sumie 6 spotkań płacąc całkiem niemało za lepsze miejscówki – stwierdzam, że takie podejście (i to nie tylko Bostonu, ale całej ligi) to potwarz w kibiców, cały ten load management, odpuszczanie w RS jak nie idzie, itd… Pewnie jak masz karnet sezonowy i chodzisz na mecze jak do kina nie boli to tak bardzo, ale dla nas, ludzi z drugiego końca świata, ech, szkoda gadać… ;(

      (6)
    • Array ( )

      Zgadzam się z Tobą i mam podobnie, osobiście od jakiegoś czasu staram się również śledzić Euroligę, dobrzy gracze, jest obrona, mecze często zacięte i jeśli chodzi o sam basket to chyba najbardziej zbliżony do tego co lubię, także polecam 😉

      (0)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Mam wrażenie, że Boston taki miał plan, że jak nie będzie szło to ten mecz sobie odpuści. Nie dziwie się zwłaszcza, że ważniejsze dla nich pewnie bicie rekordu wygranych na własnej hali, a niedługo mecz z Houston więc nie ma o co się zabijać z zdeterminowanymi Bucks.

    Według mnie liga powinna jakoś wydłużyć sezon żeby mniej było takich sytuacji gdzie dana drużyna sobie odpuszcza mecze ze względu na napięty grafik, bo kibice w końcu za coś płacą a nie po to żeby oglądać blowouty.

    (4)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Smutni Lakers powiadasz ? xD LBJ gdy jego druzyna dostawała w palnik już +30 był bardzo roześmiany na ławce, prawdziwy lider. Kobe się w grobie przewraca a Jordan pewnie ciśnie bekę przed TV..

    (19)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Co do NBA Paris game to pełna zgoda. Co do lakers to tam nie ma żadnych mistrzowskich momentów. DH jest pogubiony całkowicie. Za chwile będą jakieś duże ruchy transferowe i zmiana trenera. Nie da się ich oglądać. Chyba, że ich tegorocznym celem był ten śmieszny niedawny turniej. Szybkości w tym zespole nigdy nie będzie, trzeba czekać aż stary odejdzie i pogonić lenia AD.

    (12)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    2 piatka Lakers nadrabiała i grała lepiej niz pierwsza-Lebron wiecej zabiera niz daje druzynie-wg mnie oczywiście-nie jest juz prawdziwym liderem-chyba ,że wygrywaja ,przy porazce potrafi zejśc do sztni 10 min przed końcem meczu-to nie jest lider.

    (19)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Kolega Mientus też chyba grał na Commodore i Atari jak ja, wiem, co to za ból.
    Ja chyba doświadczam czegoś gorszego, bo NBA śledziłem od meczu gwiazd, w którym Magic przyznał się do bycia nosicielem HIV, potem oglądałem pierwszy dream – team w Barcelonie, który zdzierał z dup gacie wszystkim bez wyjątku, a kończyłem na finałach LAL z Shaqiem i Kobeem. Czas młodości Lebrona, tryumfy GSW zwyczajnie odpuściłem, ale parę miesięcy temu coś mnie tknęło, bo coś tam Sochan, coś tam, że Wembanyama, i jakiś tam Brandinek może też dla Polski zagra. Dwóch Polaków, zwinny wielkolud no i koniec wielkiej kariery Lebrona – to chyba dobry sezon na powrót. MJ też wracał, może nie po 20 latach i może nie w takiej formie jak ja, ale żeby dobrze siedzieć na kanapie, można i 40 lat pauzować, wiem co mówię.

    I uderza mnie to samo – fruwające trójki po obu stronach, jak w wymianach Nadala z Jokovicem, szybko przenoszące się akcje, techniczne to te 30 lat temu chyba tylko Rodman dostawał i w ogóle nie mówiło się o odpuszczaniu meczów, nie wspominając o całych sezonach. Jak jakiś zespół przekroczył 100 punktów, było to wielkie wow, grube wyniki były tylko w meczach gwiazd. Pamiętam tę straszną defensywę Utah w finałach z Bullsami, boże, jak mnie Ostertag wkurwiał. Całą reszta zresztą też, hehe, naprawdę, szczerze ich nienawidziłem.

    A teraz nie ma ani kogo nienawidzić, ani komu kibicować.

    Choć w sumie, to SAS kibicuję. Komuś trzeba.

    (17)
    • Array ( )

      ginnungagap – owszem, grało się na komodorku i na atarynce, jeszcze jak! Choć ja serduchem to jestem jednak Team Commodore, bo w domu miałem tylko C64 (Amiga to niespełnione marzenie).

      Ja jestem od początku interesowania się NBA kibicem Lakers, będzie już prawie 30 lat, pamiętam więc wzloty i upadki, chwile tryumfu (three peat Shaqa i Kobego, czy potem back to back Kobego z Gasolem), jak i sezony tragiczne. Pamiętam ostatni mecz w karierze Kobego, tą niesamowitą końcówkę i “mamba out”. Pamiętam też niestety 26 stycznia 2020 r. Szok, niedowierzanie, uczucie jakbym stracił dobrego kolegę, z którym znałem się od 1996 r.

      Przez to, że teraz liga się strasznie zmiękczyła, nie ma już tej zaciętej rywalizacji między zawodnikami (weźmy np stare mecze gwiazd z podziałem na Wschód/Zachód. Tam była walka, była chęć pokazania swojej wyższości nad drugą stroną, a teraz te drużyny wybierane przez Lebrona, czy Duranta…

      Tęsknie za starymi czasami, w pamięci mam finały z 2008 r. i wielki wk**** na końcowy ich wynik. Ale już dwa lata później cudowna zemsta i najlepsze jak dla mnie finały, 4-3. Chciałbym jeszcze kiedyś przeżyć podobne emocje, jak wtedy w Game 7.

      Teraz pewnie będę się wkurzał, jeśli Boston dojdzie do finałów i, nie daj Boże, je wygra 😉 Znowu trzeba będzie ich gonić hahaha
      Wg mnie fajnie jest po prostu nie zatracić tych emocji, tej rywalizacji z arcywrogiem… żeby jakiś choć malutki ogień się jeszcze tlił.

      Pozdro!

      (5)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Ja wiem czy taka kompromitacja? Mieli mecz back to back, z dogrywką, mecz na wyjeździe z głównym rywalem do gry w finale. Już bardziej skompromitowali się Lejkersi, no ale każdy może mieć swoje zdanie.

    (4)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Jak dla mnie to mecxzow w sezonie za dużo jest, 5 meczów w 7 dni, po co to tyle tego komu to potrzebne, też by mi się nie chciało grać

    (-1)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Mała sonda: ile jeszcze będziecie wchodzić na te stronę po kilka, kilkanaście razy dziennie z nadzieją, że się pojawi artykuł z opisami meczów? 🙂 To żaden hejt czy coś w tym stylu po prostu jako czytelnik chyba od samego początku istnienia tej strony sam jestem ciekaw na ile się przyzwyczaiłem że codziennie tu zaglądam 🙂 jeszcze z miesiąc, dwa albo dziesięć 🙂 pozdrowienia dla Bartka za tyle lat wytrwałości w tworzeniu najlepszego portalu, który uzależnił tylu ludzi

    (13)
    • Array ( )

      Od dłuższego czasu zaglądam raz dziennie, bez spiny, jak jest art to fajnie, jak nie trudno- sprawdzenie zajmuje kilka sekund. no chyba że widze że przybyło dużo komentarzy, jak np teraz :), to tez zostanę poczytać.

      Mam nadzieje na jakieś przewidywania, analizę zbliżającego się trade deadline, nic więcej nie chcę 😀

      (3)
    • Array ( )

      Jak kolega wyżej – tak samo, raz dziennie, jest artykuł, fajnie, nie ma – też git :). Od dłuższego czasu raczej oglądam sobie 10 minutowe skróty meczów, więc nie ma spiny.

      (2)
  11. Array ( )
    Odpowiedz

    Komentarz przy meczu Knicks Mavs “wynik końcowy nie oddaje przebiegu meczu, toć Mavs prowadzili przeszło dwudziestoma punktami”. Mogli prowadzić nawet pięćdziesięcioma, ale jak kończą mając ledwie +4, to znaczy że nie mieli tego meczu pod kontrolą. Na 1:08 do końca wynik był 121:120 tylko, a kolejna akcja Mavs to typowe “więcej szczęścia niż rozumu”.

    (6)
  12. Array ( )
    Odpowiedz

    To nie Lakers są smutni, ale ta strona z tak rzadkimi aktualizacjami. Miały być jakieś teksty BLC w zanadrzu i gdzie one?Po dłuższym czasie systematycznej olewki, to już nawet się człowiekowi odechciewa upominać o cokolwiek

    (4)

Komentuj

Gwiazdy Basketu