Przykre wieści z ławki rezerwowych, Thabo Sefolosha urwał mięsień łydki, kontuzja wygląda na poważną.

Jeśli chodzi o Wizards, zdecydowanie nie zawiedli obwodowi, John Wall i Bradley Beal trzymali gości w grze, łącznie zdobyli 47 punktów zespołu. Kolejne layupy bądź półdystans zmniejszały prowadzenie Atlanty, ale nie wystarczyły.

Oto dlaczego Hawks są tak mocni, trzeba perfekcji w defensywie by marzyć o zatrzymaniu ich ataku. Poświęć sekundę za długo na wychodzącego do piłki Korvera, a ucieknie ci pod kosz stawiający zasłonę Horford; odwróć głowę albo chociaż pomyśl o pomocy na pick and rollu, a któryś ze skrzydłowych ucieknie ci za plecy. No i musisz uważać na penetracje Teague’a. Coś musisz odpuścić, najczęściej jest to daleki rzut, a wówczas jesteś zdany na łaskę losu. Liczysz, że piłka wykręci się z obręczy.

Gortat i Nene mieli wczoraj pełne ręce roboty, co momentami prowadziło do frustracji. Polak (14 punktów, 9 zbiórek, 4/5 z gry) ostatecznie opuścił parkiet z sześcioma faulami.

Wall robił co mógł, naciskał tempo, nie pozwalał obronie rywala się ustawić, podwajać, etc. Niewielu też widziałem lepszych w grze 1-na-1, trzeba przyznać, że Janek zrobił ogromne postępy. Nie podpala się, czyta obronę, jeśli nie podoba mu się rozwój wydarzeń cofa się i zaczyna akcję od nowa. Nie mogę za to oprzeć się wrażeniu, że Wizards brakuje trójki. 4/16 w całym meczu? Garrett Temple nie potrafi rzucać!