fbpx

Ready or not, here they come

20

To wtedy o T-Macu zaczęło robić się naprawdę głośno. Jego marzenie o przejściu do NBA było tak wielkie, że coraz częściej mówiło się o tym, że najprawdopodobniej nie powącha on parkietów NCAA. Wiele osób zastanawiało się czy bez takiego przygotowania lekkoduch Tracy zdoła rozwinąć w pełni swój potencjał. Na prestiżowym Adidas ABCD Camp Dik Vitale wydawał się mówić wprost do niego:

Każdy siedzący tu chłopak myśli sobie “dam radę na następnym poziomie”. I nie ma nic złego w tym, by mieć marzenie. Ale by podążyć droga marzeń, by sprawić by one się ziściły, trzeba poradzić sobie z rzeczywistością. A w rzeczywistości wszystkie liczby są przeciw wam. Ci, którzy próbują wejść na szczyt, zwykle spadają z wysoka. Tylko nielicznym się udaje.

1

Tracy czuł, że ma szansę to zrobić. Na własne oczy widział jak Kevin Garnett, ominąwszy uniwersytet, gra w All-star Game już w drugim roku na parkietach NBA. Kobe, prosto z liceum, wygrał konkurs wsadów mając 18 lat. Nie czuł się od nich gorszy.

Po co mam iść na uniwersytet, jeśli już dziś jestem dość dobry by być pickiem draftu? Niektórzy spędzają 4 lata w NCAA i tracą możliwość znalezienia się w sytuacji, w której ja jestem już dziś. Wolę przejść do NBA i zawierzyć ciężkiej pracy każdego dnia, niż uciekać do NCAA przed tym, co mi pisane. [T-Mac]

1

Wybrany został z dziewiątką przez Toronto Raptors, z którymi podpisał kontrakt na 1,359 mln $. Pierwszy rok upłynął mu na próbach adaptacji w dużej lidze, utrudnionych nieco z powodu braku silnych osobowości wśród weteranów w klubowej szatni. T-Mac dołączył do młodego składu z Damonem Stoudemirem, Marcusem Camby, Chauncey Billupsem i Dougiem Christie. Dla każdego z nich był to dopiero początek kariery w NBA.

[vsw id=”eYxJ5MmiuFc” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

Nie było mu łatwo. Od rodzinnej Florydy położone w Kanadzie Toronto różniło się niemal tak bardzo jak parkiety NBA od tych, które zdobywał jako zawodnik Mount Zion. W jednym z artykułów w Sports Illustrated pojawił się taki oto tekst:

Prawie cały czas jest sam. Dzień za dniem, wieczory spędza w swoim luksusowym apartamencie, którego okna wychodzą na Jezioro Ontario i który kiedyś należał do Juana Guzmana, słynnego pitchera Blue Jays. Żyje jakby był wyrzutkiem i co noc ogląda taśmy Magica Johnsona albo mecze NCAA, pytając się co by było gdyby. Gra na konsoli i wykonuje setki połączeń telefonicznych, byleby tylko pogadać z kimś bliskim. Jego rachunek za telefon w ostatnim miesiącu wyniósł 1,5 tys. dolarów…

1

Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby w Toronto nie zjawił się…

#Vince Carter i spalone mosty

Vince, podobnie jak Tracy, dorastał na Florydzie, w Daytona Beach, położonym niedaleko Auburndale. W odróżnieniu od swojego kuzyna, miał szczęście wychowywać się w rodzinie o dużo stabilniejszej sytuacji ekonomicznej, a jego młodzieńczego spokoju nie zachwiał nawet rozwód rodziców. Jak na cywilizowanych ludzi przystało, jego matka ułożyła sobie życie z nowym mężczyzną, Harrisem, z którym Vince nawiązał dobrą relację. Oboje rodziców Vince’a było nauczycielami, ale chłopak ani myślał iść w ich ślady. Niczym niegdyś Julius Erving w Rucker Park, Carter brylował na asfaltowych boiskach Daytony, zyskując sławę dzięki swoim wsadom. Ludzie tłoczyli się wokół siatki okalającej boisko i wyglądali z okolicznych okien byleby tylko móc zobaczyć jak ten chłopak gra. A było na co popatrzeć, Carter posiadał genetykę z innej galaktyki…

[vsw id=”T4572RD69cQ” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

To swym agresywnym dunkom i blokom wbijającym piłkę w parkiet zawdzięczał swój pierwszy koszykarski pseudonim, “Vinsanity”. Do swoich licealnych sukcesów dołożył tytuły Mr. Florida Basketball i McDonald’s All American. Podążając ścieżką swego wielkiego idola, Michaela Jordana, wybrał Uniwersytet North Carolina. Zanim wsiadł do autobusu na lotnisko podpisał jednak kontrakt ze swoją matką, że nie bacząc na ścieżki zawodowej koszykarskiej kariery, zdobędzie uniwersytecki dyplom. Obietnicy dotrzymał.

Jako zawodnik Tar Heels trafił pod skrzydła bezkompromisowego Deana Smitha. Zmuszony podporządkować się twardym regułom poukładanej gry North Carolina, Vince aż kipiał żądzą pokazania światu swej niepohamowanej energii, wynikającej z pasji do gry w koszykówkę, którą hodował w sobie od najmłodszych lat. Zagryzał jednak zęby i słuchał trenera, bo wiedział, że podąża dobrą ścieżką, tą samą, którą przed nim kroczyli chociażby McAdoo, Worthy, Perkins, Jordan, Daugherty, Rasheed Wallace czy Jerry Stackhouse.

CZYTAJ DALEJ >>

1 2 3

20 comments

  1. Array ( [0] => contributor )
    PATRON
    Odpowiedz

    Od samego początku wiadomo, że BLC 🙂
    Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałem, że Vince jest spod skrzydeł Deana Smitha. Niestety szanse na pierścień u Cartera już dosyć niskie, a szkoda bo zasługuję jak mało kto. Takiego Melo nie będę załować jak nie zdobędzie, ale Carter zasługuję równie mocno jak np. zasługiwał Malone.

    (71)
  2. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Bardzo dobry artykuł!
    W sumie to się wzruszyłem na końcu jak wspomniałeś o pierścieniu VC. Zdajesz sobie sprawę, że Vince może odejść bez pierścienia .. Przypominasz ułamki z jego kariery . Pozdrawiam BLC
    Wesołych Świąt! 😀

    (20)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    to wlasnie ‘przez’ Vince’a zaczalem kibicowac Toronto. Myslalem, ze mi przejdzie jak on odejdzie ale jednak co mecz zaslaniam wynik na nba.com i wlaczam skrot bo milosc tam pozostala. Ale Vince oprocz Gortata jest jednym z niewielu ktorych statystyki sprawdzam po kazdym meczu po dzis dzien…

    PS. ile to sie czlowiek okombinuje zeby nie zobaczyc wyniku a wlaczyc skrot…

    (18)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Fajowy art 😉 śledziłem ich karierę od początku. Niesamowicie efektowna przygoda. Vince od początku wymiatał, T-Mac potrzebował czasu i sprzyjających warunków. Bardzo mu kibicowałem ale obawiałem się że pewnego poziomu nie przeskoczy. Na szczęście moje obawy szybko się rozwiały 😉 W Houston oglądanie go to sama radość. Fajna historia fajnych zawodników. Będzie mi ich brakowało.

    (7)
  5. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Świetny artykuł o dwóch niemalże ikonach NBA. Postacie doskonale znane każdemu koszykarskiemu wyjadaczowi i na pewno warte zapamiętania. Wsady Cartera, kunszt T-Maca i stare dobre Toronto… Świetna retrospekcja.

    (4)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    I takie artykuły powinny być częściej, szacun dla redakcji.
    Oglądając video vince/tracy przypomniałem sobie dlaczego ubzdurałem sobie prawie 20 lat temu że zrobie windimila choćby nie wiem co..
    Tak to się dzieje jak pozwalasz dzieciakom oglądać nba i raptors 99:)
    Tak vince i tracy dominowali umysły ludzi.
    MJ mnie zaraził niewyleczalną chorobą w 93 i z każdym fade awayem z ręką na twarzy obrońcy rzucałem mu tekst jak mj z najlepszych lat, kiedy piłka lądowała w siatce.
    Tak samo zaraził mnie vince w 99 i choć z pewnych względów rozstałem się z basketem po 2002,
    dopiełem przyrzeczenia z 99 i windimila zrobiłem (tylko raz w życiu mi się udało).
    Może to wydawać się śmieszne marzenie zrobić zwykły dunk ale jako dzieciak tak nie myślałem.
    tylko moje stawy/kręgosłup/kolana tego żałują , bo przy 175cm wzrostu i zasięgu 225 stojąc było to
    zadanie dość czasochłonne do realizacji i mające konsekwencje….szczegulnie jeżeli nie masz talentu do skakania bo 50cm od których zaczynałem ledwo mogłem musnąć siatkę paznokciami,
    a jak stawałem centralnie pod koszem i patrzyłem w górę to wydawało się wręcz niemożliwe.
    Ale po niespełna 15 latach spełniłem obietnice złożoną sobie tego wieczoru w 99 oglądając Cartera pierwszy raz.Szczerze muszę się przyznać ze zapomniałem z czasem powodu dlaczego tyle uwagi poświęcałem pracy nad vertikalem i obsesji dlaczego wypruwam flaki aby zrobić zajebisty wsad, ale dzięki wam moge w pełni zamknąć ten rozdział życia i choć od pamiętnego dunka mineły prawie dwa lata mogę wreszcie rzec “udało się ,zrobiłem to”.
    Dobra kończę bo się rozpisałem i sentymenty mnie atakują, idę pyknąć sobie w mgs1 jak już jestem w klimatach końca ubiegłego wieku.

    P.S Czy ktoś może mi powiedzieć nazwe utworu z vince/tracy zaczyna się ok. 55 sekundy i zajeżdża troch transformersami.

    Pozdro

    P.S II Sory za błędy wciąż piszę na uszkodzonym ekranie i nie widzę co napisałem w większości.

    (9)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Takie artykuły, wspominające minione, ale jednak nie tak strasznie odległe czasy, uświadamiają mi, że należy doceniać wszystkie formy wybitności bez względu na to czy jest się kibicem Lakers, Celtics czy Knicks itp. Swoje kariery zaraz skończą wielcy zawodnicy jak Kobe, KG, Timmy czy Dirk. Zanim się obejrzymy na parkietach już nie będzie D-Wade’a, LeBrona, Parkera. Trzeba doceniać ich wielkość, bo takie momenty się nie powtórzą. Peace

    (5)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Perfekcyjne, Vinceowi tak jak T-Macowi pierścień należał się jak psu buda. Mówcie co chcecie ale dziś takich zawodników już nie ma…

    (3)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    No Vince – pomimo braku pierścienia może być traktowany jak gracz spełniony. Wykorzystał co dostał, nie udało się z pierścieniem.
    Co inego T-Mac. Gracz o wydawałoby się nieograniczonych możliwościach ofensywnych, który grał najlepiej w wieku, kiedy inni dopiero wchodzili w swój prime. Niestety kontuzje i poddawana w watpliwość etyka pracy i trudności we wpasowaniu go w zespół spowodowały, że jest to gracz z grupy “woulda shoulda”.

    (3)

Komentuj

Gwiazdy Basketu