fbpx

6 kolejka: czujny Skiles, genialny Rubio, Wade jak zwykle

6

Cavs @ Pacers: Indiana to ekipa, o której niewiele się mówi, a której powinni obawiać się wszyscy. Już w zeszłym sezonie napędzili strachu Chicago, teraz prawdopodobnie wierzą, że są w stanie pokonać Bulls. Roy Hibbert pod koszem zaczyna przypominać zdrowszą wersję Andrew Bynuma, a skrzydła w osobach Davida Westa i Danny Grangera to tańsza wersja talentów na miarę Stoudamire-Melo. Dodać do tego energetycznych, agresywnych: Hansbrough, Amundsona i Dahntay Jonesa wchodzących z ławki, dorzucić  solidnego Collisona na PG, dwóch slasherów w postaciach Paul George – George Hill, grających wymiennie – okaże się, że Pacers nie mają słabych punktów. Jeśli spojrzeć na mecz z tej perspektywy – trzeba pochwalić robotę Byrona Scotta w Cleveland. Kyrie Irving (20 punktów) powoli staje się liderem drużyny, wspierany przez trójkę weteranów: Jamison-Parker-Varejao gra naprawdę ambitną koszykówkę. We wczorajszej końcówce gospodarze mieli więcej szczęścia niż rozumu – najpierw uratował ich David West – wyrównując wynik na 4,4 sekundy przed końcem, a następnie zestresowany Irving spudłował spod samego kosza. Pacers przeważyli dopiero w dogrywce. Rozpoczynają sezon z bilansem 3-0.

Magic @ Bobcats: drugą noc z rzędu Magic spotkali się z drużyną, której głównymi atutami jest energia i walka na tablicach. Dwight Howard mógł tylko uśmiechnąć się szeroko. Mecz zakończył z 20 punktami i 24 zbiórkami. Mając dużą przewagę na tablicach – Orlando z radością oddawali ulubione rzuty trzypunktowe, trafili 12 na 28 prób. Wystarczyło by zmieść Bobcats 100:79. Charlotte potrzebują podwyższyć skład. Kropka.

Pistons @ Celtics: do składu powrócił “Kapitan Koniczyna” Paul Pierce, a Celtics nareszcie wygrali. Pokonali co prawda jedną z najsłabszych obecnie ekip ligi, na dodatek grającą na wyjeździe, ale nie czepiajmy się. Pistons walczyli dzielnie, Greg Monroe rozegrał mecz życia (9/12 z gry, 22 punkty, 9 zbiórek). Celtowie po raz pierwszy w tym sezonie mogli spokojnie dogrywać piłki do Jermaine O’neala (19 punktów). Na pewno cieszy forma Brandona Bassa i pewne wejście do zespoły Kenyona Doolinga. Po powrocie Pierce’a powinno “zaskoczyć”. Oby tylko kontuzje omijały Celtics z daleka.

Nets @ Hawks: w pierwszym spotkaniu obu ekip w tym tygodniu zdecydowanie przeważali Hawks, którzy tym razem musieli chyba zlekceważyć przeciwnika. Mimo, że tym razem ATL grali u siebie, mecz był wyrównany niemal do ostatnich sekund. Różnica? Niesamowite spotkanie rozegrał rookie MarShon Brooks (8/13 z gry, 23 punkty). Przewyższał szybkością Joe Johnsona, który momentami nie wiedział jak “gówniarza” pokryć. W samej końcówce zawiodła obrona Nets, najpierw Jeff Teague wrzucił piłkę do kosza razem z Krisem Humphriesem, a następnie floatera z czystej pozycji wcisnął Johnson. Przy 4 punktowym prowadzeniu Hawks, nie mogąc wybić piłki z autu –  o czas poprosił Brooks, niestety Nets nie mieli już przerw na żądanie w efekcie czego stracili posiadanie. Głupi błąd pierwszoroczniaka, jednak Avery Johnson musi być zadowolony z tego co zobaczył dzisiaj w wykonaniu młodego. Hawks startuje sezon z bilansem 3-o.

Rockets @ Grizzlies: Zach Randolph i Marc Gasol całkowicie zdominowali strefę podkoszową. Zdobyli łącznie 43 punkty przy skuteczności 17/22 rzutów z gry! Zdaje się, że pozyskanie Samuela Dalemberta nie załatwia wcale palącego problemu Houston pod tablicami. Memphis odjechali rywalom na dobre w trzeciej kwarcie i nie zamierzali patrzeć wstecz.

Suns @ Hornets: grający z kontujowanym kciukiem Marcin Gortat w trzeciej kwarcie zdobył kolejne 6 punktów dla Słońc i było po spotkaniu. Ofensywa Phoenix, czyli “zasłona dla Nasha i zobaczymy co dalej” okazała się wystarczyć na Hornets w obozie których nie było nikogo, kto wziąłby na siebie losy spotkania. Zabrakło Erica Gordona leczącego stłuczone kolano. Kolejny mecz pozytywnie zaskoczył Hakim Warrick (18 punktów), Gortat uzbierał 12.

Heat @ Wolves: kiedy Ricky Rubio wszedł na parkiet pod koniec pierwszej kwarty – poziom hałasu w hali podniósł się o kilka decybeli. Chłopak kieruje atakiem Wilków jak weteran. Nie forsuje gry, jest opanowany, przewiduje i korzysta z błędów przeciwnika. W czwartej kwarcie po jego podaniach padło z rzędu 11 punktów, a Wolves wyszli na prowadzenie 88-83. Trybuny szalały: słychać było skandowanie: “Ru-bio, Ru-bio, M-V-P, M-V-P”. Musiało to podkręcić zwłaszcza obchodzącego 27. urodziny LeBrona (34 punkty, 10 asyst, 8 zbiórek). Najpierw dwukrotnie odpowiedział Chris Bosh. Dalej było już kosz za kosz. Rubio organizował wszystko. Ściągał na siebie dwóch obrońców, penetrował i doskonale odgrywał. Kolegom pozostawało tylko rzucać. Przy prowadzeniu gospodarzy 98-94 do krycia Rubio oddelegowano LeBrona. Zimnokrwisty D-Wade trafił za dwa. Następnie LBJ wbił się pod kosz na 2+1. Na 45 sekund do końca meczu po rzutach wolnych odważnie grającego Wayne Ellingtona (11 punktów) Wolves prowadzili 100:99. I znów z okolic linii 7,24 trafił D-Wade, udowadniając, że Miami nie da się zatrzymać w tym sezonie. W odpowiedzi, po szalonej akcji, na linii rzutów wolnych stanął Anthony Tolliver. Trafił raz. Remis po 101, piłka w rękach Heat. I co? LeBron z autu podaje do Wade’a któremu zabrakło paru centymetrów by zakończyć akcję z góry. 4,5 sekundy do końca, z trudnej pozycji Ellington – pudło. Miami kradną zwycięstwo, poprawiając bilans na 4-0.

[vsw id=”D3jeJZKUca0&feature=related” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]

Wizards @ Bucks: pojedynek Wall-Jennings zdecydowanie wygrał ten drugi, który na dodatek miał wsparcie w coraz lepiej spisujących się defensywnie kolegach. Wizards zagrali padakę po obu stronach parkietu i nawet przez moment nie zagrozili gospodarzom. Jedynym jasnym punktem w ekipie gości był rezerwowy Jordan Crawford (24 punkty). Ciekawostką spotkania był rzut Rogera Masona Jr. w pierwszej kwarcie. Ekipa Milwaukee zauważyła, że Masona nie ma na zgłoszonej przez Bucks Wizards liście aktywnych zawodników na ten mecz. Nie tylko dostali faul techniczny i piłkę z boku, ale Mason musiał udać się do szatni. Zdobyte przez niego punkty zostały przyznane Rashardowi Lewisowi.

Raptors @ Mavs: mistrzowie słusznie próbują zrobić wszystko, by rozwinąć graczy na pozycji pięć. W końcu nie powinno zmieniać się mistrzowskiej taktyki gry, a zadania Tysona Chandlera musi zwyczajnie wziąć na siebie kto inny. W spotkaniu z Toronto wiele zagrań po zasłonach otrzymał zwłaszcza rezerwowy center Ian Mahinmi, który zaskoczył wszystkich trafiając wszystkie 6 rzutów z gry na drodze do 19 punktów. Mavs zrobili swoje, marnie dysponowanego na SG Delonte Westa wsparł Jason Terry (17 punktów). 10 punktów dołożył też Vince Carter.

76ers @ Jazz: Eksperymenty w Utah trwają, tym razem na centrze wyszedł Derrick Favors. Spisał się znakomicie zdobywając 20 punktów. Losy meczu rozstrzygnęły się w czwartej kwarcie. 76ers mieli szanse wyrównać, jednak rzut Lou Williamsa na 5 sekund do końca minął obręcz. W ekipie gości niezłe spotkanie rozegrał Jrue Holiday (22 punkty).

Bulls @ Clippers: Chicago wygrało nieznacznie każdą z czterech kwart, oba zespoły zaprezentowały niezwykle zbilansowany atak, każdy z graczy pierwszej piątki po obu stronach rzucił minimum 10 punktów. O zwycięstwie gości zadecydowała wygrana walka na tablicach 45-31. DeAndre Jordan po raz kolejny miał problemy z faulami w rezultacie czego rozegrał tylko 25 minut. LAC nie mają zmienników na pozycje 4-5, a to większy problem niż mogłoby się wydawać. Także Derrick Rose zwycięsko wyszedł z pojedynku rozgrywających zdobywając 29 punktów i 16 asyst, choć Chris Paul zanotował równie imponujące 15 punktów i 14 asyst. Najlepiej ze wszystkich punktował Blake Griffin (34 punkty, 13 zbiórek) ale poza nim, Clippers nie istnieli na tablicy. Taka to odwieczna prawda koszykówki: bez zbiórki nie ma zwycięstw.

6 comments

  1. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Myślałem, że Rubio (takie chuchro, bez rzutu za trzy, w ogóle ze słabym rzutem…) Chyba go nie doceniałem 😀 Musze jak najszybciej obejrzeć jakiś mecz Wolves 😀

    (0)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Rubio zagrał naprawdę dobry mecz, a Miami miało trochę szczęścia. Znów świetnie zagrał Brooks z Nets, chłopak ma ikrę i potencjał!

    (0)
  3. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Rubio rządzi… wygląda na parkiecie jakby spał, nieco ślamazarne tempo a chwile potem błyskawiczna asysta, która rozbija obrone przeciwnika na kawałki.
    Kevin Love gra tez niesamowicie. Szczególnie genialna miał druga kwartę, Bosh tylko rozkładał ręce i machał głowa z niedowierzania.
    Ale to jak wygrali ten mecz Heat to jakiś kosmos… pisaliście coś, że Westbrook to combo gurad z którego chce sie zrobic na siłe PG… a kto powiedział ze combo guard nie musi umieć podawać i dostrzegac kolegów z druzyny? Patrzcie na Heat jak oni siebie widzą nawzajem… nie potrzeba PG. W dodatku Bosh poki co naprawde dobrze gra… brakuje tylko rownego tempa w całym spotkaniu i beda jechac wszystkich jak leci.

    (0)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Comboguard to świetna sprawa, ale nie taki, który mimo posiadania najlepszego strzelca ligi, w ostatnich sekundach rzuca cegłą w stronę publiczności. Pomyślunku mu brak.

    (0)
  5. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Nie chwalcie tak Wade’a to oprocz koncowek ostatnio gra tragicznie. Nie wiem czego Erik każe jemu kończyć jak LeBron jest w nieziemskiej formie i rozjeżdża rywali jak chce. Nie to co Wade który snuję się po tym parkiecie, nie wykańcza akcji, nie wraca do obrony. Wygląda jakby nie spał tydzień, miał ołowiane kule u nóg albo potworki z space jama ukradły mu talent, a może już się tak zestarzał? Chyba że ta stopa to coś poważnego, ale skoro tak to czemu gra? Wiem trochę przesadziłem ale jako fan D-Wade’a widzę jego słabości bardziej i bardziej mnie denerwują. A co do Miami to dziwna rzecz. Rozgromili mistrzów z Dallas i Bostonu a nie radzą sobie z Bobcats czy Wolves? Chyba specjalnie odpuszczają całe mecze żeby końcówki potrenować ;D

    (0)

Komentuj

Gwiazdy Basketu