Chris “Birdman” Andersen: historia człowieka
– Chris Andersen
– Kto?
Tak na pytania dziennikarzy o swego centra odpowiadali przed laty zawodnicy Miami Heat. Po parkietach NBA przez długie lata nie biegał żaden Chris Andersen tylko Birdman, a później Birdzilla, kolorowy ptak ligi. Jego pełne imię i nazwisko brzmi: Christopher Clause Andersen.
Gdy wchodziliśmy na parkiet graliśmy dopóki nie zabrakło nam paliwa w baku. Patrzymy na wiele rzeczy w ten sam sposób. Myślę, że to kwestia dorastania. Nigdy nic nie przyszło mu łatwo. Musiał na wszystko zapracować [Udonis Haslem]
Birdman przyszedł na świat w 1978 roku jako Chris, syn duńskiego imigranta Clausa Andersena i Lindy Holubec. Tata: malarz/ekscentryk, mama: wytatuowana miłośniczka motocykli Harley Davidson to niekoniecznie typowa mieszczańska rodzina gwarantująca codziennie ciepły obiad i pomoc przy odrabianiu lekcji.
Słoneczną Kalifornię, gdzie przyszedł na świat już w wieku czterech lat musiał zamienić na Texas i to taki ze stereotypowych wyobrażeń o tym stanie: farma, dwa małe sklepy, sąsiadka szpiegowska siatka i domy oddzielone od siebie kilkunastoma kilometrami pól. Niewiele później ojciec opuścił rodzinę, a matka łapiąc się dorywczych prac nie miała czasu dla Chrisa i jego sióstr, którzy na trzy lata trafili do domu dziecka.
Wiele lat później już jako Birdman, uznany gracz NBA, organizował campy koszykarskie w poprawczakach i innych miejscach dla dzieciaków mniej uprzywilejowanych. I wiecie co, tak jak nie lubił rozmawiać z mediami, to tam stawał się wręcz gadatliwy. Między żartami dodawał poważnie: skoro ja mogłem, to czemu nie Wy? Efektem wizyt były wykonane markerem tatuaże i krzywo wycięte przez kolegów irokezy na głowach dzieciaków określanych jako “trudne”.
CBA
Grę w kosza jako szansę na lepszą przyszłość zaczął poważniej traktować dopiero w czasach licealnych, gdy mieszkał w sierocińcu. Oto pojawiła się szansa uzyskania stypendium dla utalentowanych koszykarzy na uniwersytecie w Houston, ale zmarnował ją przez swój rock and rollowy tryb życia.
Tylko dzięki protekcji trenera dostał się do małego koledżu w Blinn gdzie występował rzez rok, uzyskując 4.7 bloków w nieco ponad 20 minut gry. Przebywając na parkiecie o połowę krócej niż rywale przewodził krajowej liście najlepiej blokujących. W ten sposób, wierząc ślepo, że pieniądze NBA są w zasięgu ręki zgłosił się do draftu NBA 2000 roku.
Legenda głosi, że „zapomniał” uzupełnić wszystkich wymaganych papierów, a może po prostu zabrakło mu umiejętności, faktem jest, że zamiast w NBA wylądował w lidze chińskiej grając dla Jiangsu Nangang Dragons, których do dziś nazwy nie potrafi powtórzyć.
Dorastanie w Chinach stanowiło prawdziwy szok kulturowy. Nie zapomnę tego nigdy [Andersen]
Większość amerykańskich koszykarzy kończy sportowe kariery w CBA dla pieniędzy, Andersen z tego samego powodu ją tam rozpoczął. Szybko jednak wrócił do Stanów grając w lidze IBA dla Nowego Meksyku i Dakoty. Zwiedził jeszcze dwie drużyny zanim Cleveland Cavaliers dali mu szansę udziału w lidze letniej. Dobre, energetyczne występy w obronie przyniosły mu wybór z pierwszym numerem draftu D-League.
Development League
Tak mili Państwo, Andersen został pierwszym numerem, pierwszego w historii draftu dla nowo formowanego zaplecza NBA, czyli D-League. I tu niespodzianka, po zaledwie dwóch rozegranych meczach kontrakt podpisali z nim Denver Nuggets. Umowa warta była 289 747 amerykańskich dolarów, które rodzący się do życia “Birdman” z przyjemnością przeznaczył na alkohol, prostytutki, limuzynę i tatuaże.
Narodziny Birdmana
Przydomek “Birdman” nadał mu kolega z ligi letniej będący pod wrażeniem rozpiętości „skrzydeł” Chrisa i jego wysokich lotów. Gdy 23 listopada 2001 roku debiutował w NBA przebywając na parkiecie dokładnie minutę, nie przypominał jeszcze dzisiejszego Birdmana. W głowie dopiero opracowywał szczegóły swej nowej odsłony, na którą składać się miały kolorowe tatuaże, gesty imitujące skrzydła i opinia niegrzecznego chłopca.
Chudy, krótko ścięty na zabawnego jeżyka, z pojedynczymi malunkami na ciele nie wyróżniał się niczym szczególnym zdobywając średnio 3.2 zbiórki, 3 punkty i 1.2 bloku na mecz w swym rookie sezonie.
Trzy pierwsze lata w Denver skończyły się transferem do New Orleans Hornets pokładających w nim spore nadzieje, których przejawem był 4-letni kontrakt opiewający na 14 milionów dolarów. W mieście poruszenie, twarz na na bilbordach, popularność wśród kibiców i najlepszy statystycznie sezon w karierze – to sportowa część życia Birdmana. Prywatnie rozstał się z narzeczoną, jego dom zniszczył huragan Katrina, a matka popadła w kolejne długi. Rok 2005 podsumował drugim w karierze udziałem w konkursie wsadów.
Slam Dunk Contest 2005
Wygrana miała być kolejnym elementem starannie budowanej postaci. Jednak żeby umieścić piłkę w koszu potrzebował aż dziewięciu prób, z których każda kolejna budziła tylko uśmiech kibiców i komentatorów. W drugiej rundzie asystował mu godny zaufania kolega J.R. a liczba powtórzeń zmniejszyła się do sześciu (sic!) Występ Chrisa znajdziecie we wszystkich zestawieniach najgorszych udziałów w Slam Dunk Contest, a filmik z tego “widowiska” trwa aż 5 minut i 36 sekund. Wprowadzenie limitu czasowego okazało się w przyszłości dobrym pomysłem. Andersen rule?
Drugs of Abuse – upadek pierwszy
Co tu wiele mówić, zawodnicy NBA lubili zapalić jointa. Birdman przygnieciony osobistymi problemami brał kokainę, meta amfetaminę, LSD i heroinę, czego oczywiście nie dało się ukryć podczas testów. Decyzja ligi w kwestii narkotyków musiała być surowa i taka też była: dwa lata zawieszenia. Jak to w przypadku legend bywa, mamy tu dwie wersje historii powrotu Birdmana do profesjonalnej koszykówki, romantyczną i realistyczną:
1. Andersen zamyka się w hotelowym pokoju, gdzie przez trzy dni bez żadnych hamulców oddaje się zakazanym przyjemnościom. Podczas kolejnych odlotów słucha piosenki Lynyrd Skynyrd “Free the Bird”, którą traktuje jak osobisty drogowskaz i przy pomocy przyjaciół rozpoczyna czterotygodniowy detoks.
2. Bez zbędnych płaczów i rozpamiętywania Birdman zapisuje się na detoks, wraz z agentem organizuje otwarte treningi dla mediów podczas których potwierdza utrzymywanie wysokiej formy.
Denver po raz drugi (2008-2012)
Syna marnotrawnego przyjmują w New Orleanie, by już zupełnie niebiblijnie wydać go do budujących młody zespół Denver Nuggets. 2008-2009 to moja ulubiona odsłona Bryłek w historii. Dowodzący poczynaniami kolegów Chauncey Billups, w ofensywie niemożliwy do zatrzymania Carmelo, niepokorni J.R. Smith i Kenyon Martin, na obwodzie młody Afflalo, a pod koszem Nene. Kibice szaleli, ich ulubieńcem był wyrazisty Andersen. Nastoletni fani farbowali włosy, cała hala po blokach i wsadach powtarzała słynny już gest rozkładanych skrzydeł.
Zabawę, jak zwykle, popsuli Lakers, odprawiając rywali 4-2 w finale konferencji. Parę miesięcy później pod salę treningową Nuggets przyjechała policja federalna mówiąc, że Andersen podejrzany jest w sprawie podlegającej wydziałowi zajmującemu się internetowymi przestępstwami wobec dzieci.
CZYTAJ DALEJ>>
Dobry art Panie Grzegorzu 😉 ( a miał pisać BLC xD )
Proszę o Redzie Auerbachu . Ten to miał jaja .
Super! Uwielbiam artykuły o tych 2, a nawet 3cio planowych postaciach NBA.
z ciekawości wyguglowałem sobie akcję z psycho t.
Prima sort
Super! Uwielbiam artkuły o 2-go, a nawet 3-cio planowych postaciach NBA, ich historie są zawsze najciekawsze. O takim LBJ’u od gimnazjum było wiadomo, że będzie pierwszym pickiem draftu
Taki draft… W innym nie byłbym pewien czy LBJ zawsze byłby 1-ką.
W końcu Ci najlepsi nie poszli z pierwszym pick’em 🙂
Darko Milic na przykład jest tego świetnym przykładem, że najlepsi nie idą z pierwszym pickiem.
Jeśli nawiązujesz do Jordana, to kwestia wygląda tak, że Sam Bowie oszukiwał w papierach o stanie zdrowia, dlatego poszedł przed Jordanem. Gdyby nie to MJ też byłby jedynką. Statystycznie 1 picki jednak to zdecydowana elita. Są takie przypadki jak Kwame Brown ale to tylko wyjątki potwierdzające regułę 😛
@What Can I Say Only LBJ
Nie, gdyby Bowie nie ściemnił z papierami to wciąż Hakeem byłby numerem 1.
sunrise5
Fakt, niedopatrzenie z mojej strony 🙂
#zawsze_czujny
Co znaczy to (sic!) ?
Nie pytam na złość ale serio. Nie wiem jak to odbierać a wydaje mi się że pojawia się nie w przypadkowych momentach.
Jakiś slogan ? Inglisz-polisz ?
“Zwrot ten umieszcza się przy informacji, która może być odebrana jako nieprawdziwa, jako błąd itp. w celu podkreślenia, że to rzeczywiście się zdarzyło, miało miejsce.”
Och aż łezka mi się w oku zakrecila.
Jestem fanem Miami Heat (co zawsze podkreślam) i Flasha. Pamiętam sezon 2012/13 jakby to było wczoraj. 27 wygranych z rzędu przerwane przez przeciętne już wtedy Chicago, bój na noże z Indiana, the shot w game 6, start 5/5 trojek Battiera w game 7.
Co to była za drużyna… LeBron, Wade, Bosh, Allen, Andersen, Miller, Battier, Cole, Chalmers, Haslem…
Pamiętam że zawsze najbardziej mnie cieszyła postawa Birdmana. Koles w każdej sekundzie gdy na parkiecie dawał z siebie 100%. Mimo że już nie był młody, często nie ustawal w obronie przeciw centrom rywali, ale nie odpuszczal.
Dzięki za ten art! Tak jakbym oglądał stary album ze zdjęciami 🙂
Stary album? Z sezonu 2012-13 “jakby to było wczoraj”…yyy…to było zaledwie 4 lata temu, są tu tacy, którzy pamiętają finały Bulls-Jazz, a nawet Bulls-Phoenix 🙂
Denver z tego sezonu co odpadli w finale konferencji z Lakers to było kosmiczne Denver, a najbardziej kosmiczna była ich obrona. Taka mocno agresywna i siłowa, eh jak mi się taka gra ich podobała, szczegolnie w serii z Dallas, nie zapomnę jak mocno Dirka turbowali. To był team to watch i teraz jest team to remember
Nie każdego to pewnie zainteresuję, ale mnie bardzo. Uwaga Shane Battier został właśnie zatrudniony na stanowisko “front office” w Miami Heat. Jak czytam na internecie to front office to osoba, która ma kontakt z klientami, innymi przedstawicielami klubów NBA, fanami itp. Taka osoba medialna bym powiedział 😀 Mniejsza o to najważniejsze, że Battier wraca do Miami, bardzo inteligentny człowiek, pewnie się przyda w drużynie. Możliwe, że będzie rozmawiał z wolnymi agentami 😀
A co dzieje się z psycho T wspomnianym w artykule?
W jakimś dość krótkim dokumencie na jego temat, powiedział, że wprawdzie uwielbia każdy ze swoich tatuaży, ale gdyby miał powtórzyć wykonanie każdego z nich to nigdy by się nie zgodził – powiedział, że był to dla niego zbyt duży ból 😀
Zajeee Art. 🙂
Pozdro Załoga
Prawdziwa róza z betonu.
Obawiam sie jednak ze ma duze szanse by stac sie jednym z bankrutów po zakonczeniu kariery. Zycze mu jak najlepiej.
Gość jest mega twardy, zycie go nie oszdzedzało. Oby grał, oby robił campy i był ambasadorem NBA.
“Birdzilla”?? Musiałem jakoś bardzo szybko wyprzeć z głowy to określenie…
Dla mnie zawsze będzie Birdman’em 🙂
Pamiętam jak ekipa TNT przeprowadzała z nim wywiad. Bardzo pozytywny facet. Birdman, Birdman, do the Birdman, Birdman
@ julius
Napisalem tyle słów w swoim komentarzu a Ty zauważyłeś tylko 2: “stary album” 🙂
Jak mawia klasyk: metafora taka!
Też pamiętam starsze rzeczy, jednak uważam że od tego czasu NBA zmieniło się niesamowicie i biorąc pod uwagę skalę tej zmiany, tamte czasy były już “bardzo dawno”.
Niemniej (napisałbym “niemniej jednak” jak zawsze ale ostatnio gdzieś wyczytałem że to błąd) sezon, w którym moja ulubiona drużyna z ulubionym zawodnikiem zdobywa 2 mistrzostwo z rzędu w oczywisty sposób jest przeze mnie idealizowany, stąd taka przenosnia.
A może art. about Darius Miles?:)