fbpx

Joel Embiid, Paul George, Kevin Durant: gwiazdy NBA świecą pełnym blaskiem

15

Welcome to my world everybody clap your hands and wave them around like you just don’t care, la la la. Pięknie dziękuję, w pas się kłaniam autorom dobrowolnych wpłat czyli Patronom tegoż serwisu. Opłacę za to serwer, jesteście wielcy:

  • Ktojaniemy
  • Johny47
  • Michał W

Discord mi świadkiem, przymierzałem się do relacji z MLK Day, czyli corocznej kolejki upamiętniającej znanego, pokojowego bojownika o wolność i równouprawnienie w Stanach, ale po drodze się na NBA obraziłem i temat przerwałem. Zdążyła powstać quasi relacja z pierwszego meczu… może niektórym posmakuje taki mało świeży kotlet:

Sixers 124 Rockets 115

Klasyka gatunku. Embiid od pierwszego gwizdka wpędza w przewinienia kolejnych, wysokich rywali. Rockets choć bardzo by chcieli, mają trudności by się fizycznie postawić. Spychani coraz dalej i dalej od obręczy. Presja na kozłujących, Fred VanVleet odcinany od piłki przez chodzącego za nim po całym placu Nicolasa Batuma. Przegonieni z trójki, po zasłonie kierowani na Embiida, którego rywale się po prostu boją. Zostaje daleki półdystans, czyli najbardziej nieopłacalne rzuty w baskecie. Stając naprzeciw Sixers nie można się bać tylko jechać mocno fizycznie i do przodu (bryluje w tym Dillon Brooks). Jak już masz pozycję to nie ma zastanawiania. Oni tylko czekają na momenty zawahania i błędy. Niestety rasowych catch and shooterów czasem trudno szukać, nawet w NBA. Taki na przykład Jalen Green lubi/ musi najpierw zakozłować.

“Lepszą” opcją na “dwójkę” w tym meczu wydaje się braciak Jrue, Aaron Holiday. To znaczy, przynajmniej zagrożenie na obwodzie stanowi, które Sixers powinni respektować. Tak czy siak podwajają dość bezkarnie. 33:19 po pierwszej kwarcie w tym trzynaście punktów Kameruńczyka. Imponuje strefa gospodarzy, odjeżdżają. Trójka prędkiego zająca Maxeya, trójka Tobiasza Harrisa i już przewaga wynosi dwadzieścia punktów. Dla gości to piąty z rzędu mecz wyjazdowy, a na dodatek trzeci rozgrywany w ostatnich czterech dniach. Pomiędzy każdym lot z miasta do miasta, hotele i spanie na walizkach, rozumiecie. Mają prawo być wydmuchani z energii. Są znacznie mniejsi fizycznie, więc ich starcie kosztuje ekstra.

Kolejny problem polega na tym, że Rockets zwyczajowo grają basket wolny i ustawiany. Preferują atak pozycyjny, sporo lecą przez pięknie zdolnego Alperena Senguna, czyli wersję demo Jokera. Sęk w tym, że oni w ataku pozycyjnym z Embiidem i chłopakami nie mają szans, muszą przyspieszać tempo, próbują biegać ze wszystkiego co się odbije od obręczy i im wpadnie w ręce. Wygląda to czasem kuriozalnie, ale takie wymogi pracy dzisiaj. Będą próbować do przerwy złapać dystans do miejscowych, kontakt nawiązać. Powodzenia!

Przy okazji, Green nie jest też rozgrywającym, więc przy odcinanym FVV gry nie ustawi. Duszą ich. Embiid już wrócił, nie przestaje wymuszać fauli. Wygląda jak ojciec grający z dziećmi. 64:31 i rośnie. Puchnie jak ciasto drożdżowe zostawione na kaloryferze. Pozostaje pytanie czy Joel przekroczy trzydziestkę w pierwszej czy dopiero w drugiej kwarcie. Jednocześnie pozostaje powiedzieć, piękne zasoby sprowadzono do Philadelphii w transferze nadąsanego Jamesa Hardena. Przypomnijmy: Nicolas Batum, Marcus Morris, Robert Covington, KJ Martin. Patricka Beverleya zatrudnili z wolnej stopy.

Rockets korzystają z “rozluźnienia atmosfery”. Próbują rozciągać obronę Sengunem rzucającym zza łuku (ależ to jest ofensywny talent) plus najlepsze możliwe pozycje rzutowe osiąga Jabari Smith. To taki Kevin Durant z warunków, tylko nieco nieśmiały, wycofany. Tym niemniej świetne instynkty (zbiórki!) i jak ciągnie piłkę do rzutu w górę to nie sięgniesz. Do przerwy 66:47, także ładnie podgonili. Idąc dalej tym tropem, Jalen Green jest do handlu (przykładnie siedzi na ławie) ja to wiem, kierownictwo Houston to wie, a kibice dopiero się przekonują. Tym niemniej, w bieganej grze, jakiej wiele w rundzie zasadniczej, Jalen potrafi wygląda bardzo efektownie i niewątpliwie stanowić wizualną atrakcję dla młodszej części kibiców Rockets:

Kolejna faza gry bez historii, coach Udoka poddaje partię w czwartej kwarcie, a wspomniany wyżej Green, ku mojemu niezadowoleniu nabija statystyki jako jedyny starter pozostały na placu… I tyle było z mojego MLK Day. Noc tak czy siak, względnie udana (4-2) ale wściekają mnie te rotacje czasem, strasznie.

O czym mam pisać? Może o Spurs przegrywających z Atlantą 33 punktami w pierwszej połowie? Jeremy Sochan produktywny owszem (23 punkty 8 zbiórek 4 asysty) ale gra się po to, żeby wygrać, prawda? Może o żałosnych Pelicans, których lider (Brandon Ingram) znów się chyba zjarał przed meczem? Nie potrafili pokryć jednego człowieka, Kyrie Irving spędził na parkiecie 42 minuty i choć było wiadomo, że będzie rzucał, nie potrafili go odciąć. Pozwalali mu po zasłonie wybierać z którym klocem pogra 1 na 1. Jeden facet ich ograł! 42 punkty 7 zbiórek 7 asyst i wygrana 125:120. Pels to ekipa do zaorania, absolutnie, teraz i zaraz. Biorąc pod uwagę skalę talentu, do określenia “najlepsza koszykarska liga świata” przystają jak Detroit Pistons (bilans 4-36).

A może powinienem przybliżyć Wam (kolejną) porażkę Golden State Warriors (107:116) tym razem z niedobitkami Memphis, bez Moranta, Smarta, Bane’a, Rose’a, Adamsa i Clarke’a? Jakoś nie mam na to ochoty. Pokrótce: fenomen Stephena Curry’ego już nie istnieje. To znaczy, Steph wciąż trzyma poziom i cały szacunek dla niego, ale nie jest to już żaden fenomen, bo podobne serie strzeleckie, intensywność i ruchliwość prezentują chłopaki dookoła. Wyznaczył nowe standardy, urwał się, ale peleton już go wchłonął, liga doszusowała z umiejętnościami i stylem. Skończył się na pewno czas i “mistrzowska przydatność” Klaya Thompsona. Co gorsza, rywale obu biorą na ruszt jako obrońców.

Warriors brakuje dynamiki, kontuzjowany CP3 nie dał odpowiedzi, to nie był właściwy kierunek, choć zamysł rozumieliśmy. Wiggins jest cieniem samego siebie, głowa nie pracuje. Draymond wrócił i nikt nawet nie zauważył. Ogrywani jeden na jeden, coraz słabsi fizycznie. Looney wolny i nie rzuca, Green mały i nie rzuca, Saric wolny, pozostali dwaj, czyli Podziemski i Jackson-Davis to rookies. Fajni zawodnicy, ale ich czas dopiero nadejdzie. Kuminga równa się kotek młotek. Kerr chyba nigdy się do niego nie przekona i nie dziwię się. Skończyło się, nie ma. Awans do playoffs będzie wymagał tytanicznego wysiłku. Obecny bilans (18-22) oznacza dwunaste miejsce w konferencji.

Na relację meczu Lakers wygrywających z OKC z kolei Wy pewnie nie macie ochoty, haha. Lakers podobnie jak Warriors, jadą na równie zdezelowanym, postarzałym wózku. Są wielcy fizycznie, mogą wygrać z każdym, ale pod warunkiem, że rywalowi akurat nie siedzi trójka. No i wyobraźcie sobie, że Thunder nie siedziało (15/49 zza łuku). Jak widzicie po wolumenie, próbowali mocno. Na dodatek kolega Shai Gilgeous-Alexander poskarżył się na dyskomfort w stłuczonym kolanie, co ograniczyło jego efektywność w tym meczu (24 punkty przy 9/19 z gry to dla SGA bardzo słabo i poniżej normy). Lakers rządzili w pomalowanym 64:44. LeBrona przed atakiem obręczy nie zatrzymasz, ale on musi czuć, wietrzyć szansę na zwycięstwo, wtedy mu się załącza tryb sport.

Ciekawostką był fan, który postanowił podejść do Jamesa i się przywitać. Objął za ramię, chciał podać grabę. LBJ odsunął go jak menela. Z perspektywy procedur bezpieczeństwa rozumiem, ale niesmak na twarzy zawodnika wymowny.

Przybliżmy może spotkania dzisiejszej kolejki. Sixers pokonali (126:121) wizytujących mistrzów z Denver. Główni aktorzy spektaklu nie zawiedli: Embiid 41 punktów 7 zbiórek 10 asyst oraz Jokić 25 punktów 19 zbiórek i tylko 3 asysty. Niebywała efektywność obu stron, Denver dominujące na deskach (46-32) co przełożyło się na aż trzynaście rzutów z gry więcej, ale co z tego gdy Sixers trafiali 57% z gry w tym 48% zza łuku! Mało tego, Embiid znów był najczęstszym gościem linii rzutów wolnych. On z linii rzutów wolnych uczynił swój dom i nie mówię już nawet koniecznie o faulach i osobistych, ale rzutach z gry na wysokości FT.

Niezależnie od sposobu i rodzaju obrony, wchodzi w środek, na linię wolnych. Łapie piłkę, obraca się i czeka. Jak podejdziesz, minie. Jak nie podejdziesz wyciągnie ręce i rzuci jakby oddawał rzut wolny, jak podwoisz wymusi faul, jest w tym elemencie bardzo sprytny, tylko czeka, kątem oka łypie skąd nadciąga ekstra rywal i tam szuka kontaktu. Zawsze pozostaje też opcja podania na wolne pole, dlatego jeszcze raz zerknijcie na liczbę zanotowanych asyst. Nie cyfrę, dwucyfrową liczbę! Kameruńczyka wsparli strzelecko Harris z Maxeyem, zwycięstwo zasłużone, gratuluję. W ewentualnej serii playoffs efektywność nie do utrzymania, ale choćby ze względu na przywoływany na początku artykułu progres organizacyjno-defensywny, Sixers ogląda się o niebo lepiej niż za kadencji Doca Riversa. Swoją drogą, myślałbyś, że po tylu latach w roli trenera gwiazd Doc jako komentator meczów będzie miał coś ciekawego do powiedzenia, albo chociaż cień trenerskiej charyzmy, jakiś konkret, który przykułby do monitora dojrzałych kibiców. LOL. Bez komentarza, to nie jest tego rodzaju postać. Producenci TV też na to liczyli podpisując z nim kontrakt, ahahah.

Co dalej? Suns w ostatnich minutach przekuli sromotną porażkę w heroiczne zwycięstwo (119:117) z Sacramento. Kings ciepali im punktów za sprawą dominującej szybkości (46 punktów duetu Fox i Monk) ich pracy po zasłonie oraz celnego oka graczy zadaniowych. Sabonis w roli centralnego terminala, węzła komunikacyjnego świetny jak zwykle: 21 punktów 12 zbiórek 11 asyst. Ze słoniowatym Nurkicem nie mogli się wybronić Słońca. Co więc postanowiono? Kevin Durant przesunięty na pozycję centra i lecimy. Poszło lepiej niż sądzili. Na przestrzeni ostatnich ośmiu minut skasowali 22 punktowy deficyt (!!) aby wygrać spotkanie. KD przeszedł samego siebie:

  • wymusił stratę Sabonisa
  • zablokował wjazd podkoszowy Monka
  • zablokował Foxa próbującego zza łuku
  • trafił dwie trójki
  • dołożył cztery trafienia z linii rzutów wolnych

Niesamowity pokaz wybitnego zawodnika, który od czasów Golden State nie jest już jedynie strzelcem. Bronił pick and rolle, przejmował zasłony, wszystkie pozycje ogarniał dokładając od siebie 15 punktów w czwartej kwarcie. Innymi słowy: będzie więcej KD jako centra w playoffs, możecie być pewni. Nie mogę też przejść obojętnie obok 9/14 zza łuku Graysona Allena. Idealny catch and shooter w tej układance gwiazd. A propos, gwiazdy pracują, bo zdają się rozumieć, że bez wytężonej pracy żadnego okienka mistrzowskiego w Phoenix nie będzie. Jedenaście asyst Bookera, zaskakująco duża intensywność w obronie Beala (jakiż to był bumelant w ostatnich sezonach w Waszyngtonie) plus Josh Okogie. Mocno drapali i udało się. Świetny mecz, polecam choć migawki:

No i na koniec Clippers pokonali dojechaną grą dzień po dniu młodzież z OKC. Warto zwrócić uwagę, Chet Holmgren jest doskonałym, młodym zawodnikiem, ale w meczach dzień po dniu zalicza potężne zjazdy energetyczne. W sumie się nie dziwię, co wieczór traci przynajmniej 25 kilogramów do bezpośredniego rywala, a ciało pozbawione pancerza nie nawykło jeszcze do tak ogromnych obciążeń. W back to backs można liczyć co najwyżej na jego walor rozciągania obrony dalekimi rzutami, jako obrońca gaśnie, a tego bardzo potrzebują Thunder. Shai dziś miał arcy trudnych rywali i chyba faktycznie ogranicza go kolano. Bez efektywności tych dwóch, a efektywni są wybitnie, nie dało rady wygrać. Clippers pod nieobecność kontuzjowanego Zubaca wystartowali z równie rosłym Masonem Plumlee i choć defensywnie nie było to to samo, strzelecko nie brali jeńców. Najlepszym strzelcem zawodów Paul George, autor 38 punktów przy 15/24 z gry. Trafiał dosłownie wszystko z półdystansu. Aż przecierałem zmęczone z niewyspania oczy. Szacunek! Ekipa LAC święcie wierzy, że to może być ich rok.

Dobrego dnia wszystkim. Czytamy się niebawem, obiecuję. Bartek Gajewski

15 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Bartku, co ja muszę zrobić, żeby Twoje relacje czytać częściej? Szukałem, nie ma w sieci podobnej jakości i nie mówię tu wyłącznie o polskich stronach. Czy to kwestia pieniędzy, wsparcia? Pozdrawiam z Sosnowca, Artur

    (13)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Dzięki gwba nauczyłem się, że 4 mecz w 5 dni to raczej przegrana i że jak ktoś jest na handel to dostaje czas na pompowanie statystyk (Jalen , Zach). Zastanawiam się gdzie mogą pospac Zacha, kto gorzej w przebudowy niż Bulls? Portland? Oni chcą młodych. No to chyba Hornets… spoko jakby Gordon ozdrowiał w Chicago.
    Ciekawe co z Siakamem. Kiedyś myślałem o GSW, za Kuminge i oby nie-Podziemskiego.

    (8)
    • Array ( )

      Peak formy w styczniu zwykle kończy się zadyszką w kwietniu/maju.
      Clips pewnie znowu standardowo wyjazd z PO w drugiej rundzie, choć faktycznie teraz wyglądają świetnie.

      (10)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Admin nie obiecuj tylko słowa w czyny przekuj Przez ostatnie dni po kilka razy na strone zaglądałem aż się w koncu doczekałem:) O 3 w nocy nawet sprawdzałem czy jest nowy art z góry wiedząc że nie ma hehe ale cóż tęsknotka się włączyła Art git majonez like always Pozdro600!!

    (7)
  4. Array ( [0] => subscriber )
    Odpowiedz

    Ten format i sklad GSW musi isc do lamusa. Kerr uparcie idzie w niski sklad w ktorym nie wiem co widzi? Bez silnego skrzydlowego to nie ma racji bytu. Jak na dloni widac, ze centrzy wysocy i silni wrocili do lask, a Steve jakby mial klapki na oczach. W reprezentacji to samo bylo. Co jak co, ale w tym sezonie to Embid zasluzenie idzie po MVP. Jak GSW przehandluja Kuminge, bo nie dogaduje sie z Kerrem to zle sie to dla nich skonczy. Po sezonie jest urodzaj free agent, wiec przehandlowac Wigginsa i po Klayu zostaje 43 mln bodajze. Szybko moga znowu wrocic do top zespolow, bo w tym skladzie to formula sie wyczzerpala mimo sympatii do tylu wspanialych lat.

    (13)
    • Array ( )

      Do łask nikt nie wrócił, pojawiła się nowa generacja wysokich, rzucających na niemal 40% za 3p, rozdających 7-10 asyst i mających z linii osobistych niemal 90%.

      Ze starymi wysokimi łączy ich tylko wzrost. A to, że w ogóle istnieją tacy centrzy to zasługa w sporej mierze Kerra i Curry’ego, którzy zmienili zdecydowanie sposób gry w lidze w ciągu ostatnich 10 lat.

      (15)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Z tym ograniem Pels prze KI w pojedynkę to bym się nie zapędzał. 41 pkt Hardawaya JRa to nie w kaszę dmuchał. Mecz Philly z Denver, w końcu pojedynek na szczycie kandydatów do MVP. Co zauważyłem, od początku meczu Sixers pilnowali aby nie było firmowych ścięć Gordona i szybkich odegran Jokera. Chyba udało im się to ograniczyć. Panowie Centrowie się nie pilnowali większość czasu, ale przy tłoku w trumnie i obecnym stylu gwizdania , rozumiem to bo zaraz jeden albo drugi by wyleciał.

    (9)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Jedno mnie boli w dzisiejszej nba .Jest tyle atrakcyjnych meczow kazdego dnia Jest tyle wybitnych druzyn ze ciezko to naprawde ogarnac…Pary play offs na west juz w 1 rundzie to beda same hity

    (-2)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Zobaczyłem jak LBJ odepchnął tego gościa. Z jednej strony rozumiem, że nie zyczy sobie dotykania i nie chce podawać reki. Nie wiem co mu powiedział ten koleś, może to usprawiedliwia LBJ ale ten gest był mega słaby. Król się znalazł, a bialas był niegodny majestatu.

    (7)
    • Array ( )

      To jest kwestia amerykańskiej kultury – nie dotykasz nieznajomych, zwłaszcza w kraju, gdzie na lajcie możesz kupić Desert Eagle. Zupełnie inne podejście niż u nas. Zerknij sobie w dowolny artykuł amerykańskich mediów, wpisy blogerów, komentarze zwykłych ludzi jak ja czy Ty, każdy wypytuje gdzie do diaska jest ochrona. Nikt nawet nie pyta co ten fan powiedział, tylko jak to możliwe, że on mógł dotknąć zawodnika.

      (3)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Pacers: Siakam, pick drugiej rundy
    Toronto: Bruce Brown, Jordan Nwora, Kira Lewis (Pelicans), trzy picki pierwszej rundy

    (4)

Komentuj

Gwiazdy Basketu