fbpx

NBA: cztery pogromy i porażka na żądanie Los Angeles Lakers

22

WTMW.

Witam serdecznie, liga NBA uraczyła nas w nocy pięcioma meczami, z czego cztery i pół zakończyły się jednostronnym, całkowicie pozbawionym emocji pogromem którejś ze stron. Tak czasem bywa gdy grafik jest napięty jak baranie jaja na plandece żuka czy jakoś tak.

Philadelphia rozjechała (123:103) strudzone podróżami Sacramento.

Goście są pośrodku maratonu wyjazdów. Wizyta w “mieście braterskiej miłości” była czwartym przystankiem ich tournee po wschodnim wybrzeżu. Zaraz po zakończeniu spotkania zawinęli manele i polecieli do Toronto, gdzie dziś “ugoszczą” ich Raptors. Tymczasem ekipa Doca Riversa od tygodnia siedzi w domu, nie grają ponownie do piątku, również we własnej hali. Słowem, to nie były równe warunki, o czym często zapominamy oceniając performance dwóch walczących ze sobą zespołów.

Tak więc zaczęło się (i skończyło) od dominacji Joela Embiida, który prędko wyrzucił z parkietu (dwa faule) najważniejszą postać gości Domantasa Sabonisa. Kameruńczyk po pierwszej kwarcie miał na koncie 16 punktów w tym 8/9 z linii rzutów wolnych. Ktoś powie, że arbitrzy Embiida faworyzują, ale jeśli oglądałeś mecz to widziałeś pokłady zwierzęcej energii, na której operując chłop jest teoretycznie (i praktycznie) nie do zatrzymania. Mija kozłem rywali, ustawiony tyłem do kosza cierpliwie wyczekuje na double-team, markuje podanie po czym i tak trafia z bliskiego półdystansu. No. Kiedy widzisz Embiida pierwszego pod atakowanym koszem, to jest noc, w którym pięćdziesiąt punktów to dla niego realistyczne osiągnięcie.

Dziś nie musiał długo się gimnastykować, bo jak mówię, mecz nie był wyrównany. Doskonałą dyspozycję od startu pokazał także Tobias Harris (21 punktów 7 zbiórek 9 asyst) a brodaty James Harden już do przerwy miał na kocie 17 punktów 10 asyst i 5 przechwytów. Zawody zakończył z dorobkiem (21/7/15/5). Sixers prowadzili 80:55 do połowy. Po przerwie było spokojniej, ale Harden w dalszym ciągu kontrolował tempo akcji i trener Mike Brown uznał, że nie ma sensu ciągać chłopaków. Niech sobie dadzą szansę w Toronto.

Milwaukee nie dało szans (128:111) występującym daleko od domu Warriors.

Dwa rzuty wolne zaliczyli do przerwy obrońcy tytułu. Za to miejscowi dostali na wejściu parę fauli z czapki, więc się obrona GSW mocno wycofała. Wiadomo, że mniejsi fizycznie Warriors nie mają szans w pojedynku pozbawionym możliwości obrony. Zresztą o jakiej my obronie mówimy? Gracze zadaniowi Grayson Allen i Bobby Portis zaliczyli dziś do spółki 17/21 z gry (!!!) i dało się z tym zrobić okrągłe nic. Trafiali rzuty z dogodnych pozycji jak na zawodowców przystało.

Głębia składu Dubs również została wystawiona na pośmiewisko. Rozumiem brak Andrew Wigginsa, jednakowoż rezerwowy lineup nadzorowany przez Jordana Poole’a i JaMychala Greena dostał gromki i sowity wpierd%l. Co będzie dalej? Można oczywiście liczyć na szczęście w losowaniu numerków przed playoffs i kontuzje w obozie rywali, ale ekipie Steve’a Kerra potrzebny jest zdecydowanie solidniejszy zmiennik na pozycję numer pięć. Jeśli chodzi o Jamesa Wisemana, to już się panowie chyba z tego eksperymentu wycofali. Wiseman kozaczy obecnie w G-League, ale stojąc naprzeciw Giannisa (30 punktów 12 zbiórek 5 asyst) wiadomo, że byłby za krótki.

Frustracje dały znać o sobie, faule techniczne po kolei odbierali Poole, Curry, coach Kerr, Andre Iguodala (z ławki) oraz warczący Kuminga. Były ironiczne oklaski dla sędziów, krzyki, wymachiwanie ramionami, przemoc werbalna i niezadowolenie z pracy arbitrów.

Houston podbiło oko (111:97) pogrążonemu w kryzysie, zdziesiątkowanemu Phoenix.

Devin Booker za mocno szalał pod nieobecność Chrisa Paula i teraz cierpi z powodu ponaciąganej taśmy tylnej. Ze ścięgnem udowym nie ma żartów, jak nie zaleczysz zawczasu to będziesz się z tym bujał miesiącami, bez szans na topowy performance. To nie wszystko, w pierwszej połowie kostkę podkręcił środkowy DeAndre Ayton. To na jego akcjach dwójkowych z Chrisem Paulem opierał się aktualnie atak pozycyjny zespołu, więc był to potężny cios. Nie wspominając o mobilności w obronie i możliwości klejenia braków w pierwszej linii.

A propos pierwszej linii, Suns mogliby pewnie pograć trochę przez szybkiego mańkuta Camerona Payne’a (9 punktów w 8 minut) ale ten także opuścił plac z urazem stopy. Dodajmy absurdalne 4/24 z gry Mikala Bridgesa (forsowane ataki) i bezradnego w tym układzie CP3, który pozbawiony argumentów wyglądał jak koszykarz emeryt, który wpadł pograć do topowej amatorki. Rockets wzięli swoje. Energicznie grali pod kosz, wymusili 34 rzuty wolne i zdemolowali zbiórkę 67-44. Dziewięciu ludzi minimum 7 punktów. Way to go!

Aha, ekipa Słońc zalicza bilans 1-6 odkąd Paul został oskarżony o zdradę pozamałżeńską. Przypadek? Tak i nie. Brak wyników zbiega się z urazami kolejnych zawodników. Jednak psychika w sporcie to sprawa kluczowa. Energia, którą emanujesz przechodzi na wszystkich dookoła.

Utah zbałamuciło (121:100) fatalnie rzucający Nowy Orlean mimo “bandytierki” Ziona Williamsona.

To była wręcz niesłychana niemoc. Mecz był nieformalnie rozstrzygnięty po trzech kwartach w trakcie których Pelicans zaliczyli 2/20 zza łuku oraz 17/26 z linii rzutów wolnych. To będzie 10% i 65% – poziom poniżej krytyki. Siedem zwycięstw z rzędu, a teraz to. Jazz zostali zlekceważeni na wejściu, wystąpić nie mogli dwaj istotni gracze rezerwowi (Sexton, Fontecchio) ale trader Danny Ainge nazbierał tam tyle kompetentnych nazwisk, że na ich miejsce weszli inni.

Najlepszy mecz sezonu dla Jareda Vanderbilta (18 punktów 14 zbiórek 6 asyst 8/9 z gry) który u boku barczystego Walkera Kesslera (11 punktów 16 zbiórek 4 bloki) defensywnie wyglądali co najmniej jak Evan Mobley i Jarrett Allen. Nie wiem czy pamiętacie wczesne sukcesy Cavaliers w zeszłym sezonie. Opierały się na podobnych fundamentach. Był rosły center, hiper sprawny PF i Lauri Markkanen jako trzeci. Był też weteran na rozegraniu Ricky Rubio. Tutaj mamy Mike’a Conleya – statystyki może i kiepskie, ale nie opowiadają całej historii. Chodzi o małe rzeczy, aktywne łapki gdy zostaje na zasłonie, ustawienie.

Jazz w pełni wykorzystali brak dyspozycji rywali srogo się do niej przyczyniając. Zion zrobił swoje, nie ma takiej siły, która by go spowolniła (26 punktów 10/16 z gry) ale cała reszta poległa.

No dobra, dlaczego na wstępie napisałem o “czterech i pół” pogromach? Ponieważ po trzydziestu minutach walki w Staples Centra, czy jak tam się obecnie nazywa obiekt w Los Angeles, goście przeważali dwudziestoma. A potem…

Celtics 122 Lakers 118 [OT]

Cholera, zacznijmy od początku. Boston rozgrywał trzeci (wyjazdowy) mecz w czwartą noc. Grali bez dwójki centrów, z dziadowskim Lukem Kornetem i odrętwiałym Blakiem Griffinem na pozycjach podkoszowych. Gospodarze szykowali się na nich od przedwczoraj, przy obecnej formie Anthony’ego Davisa i względnie dobrych wynikach w ostatnim okresie – były widoki na zwycięstwo. No i co?

grupa typera GWBA – dołącz – napisz maila: gwiazdybasketu@gmail.com

Celtowie nie przebierali w środkach. Skoczyli na chłopaków z najmocniejszymi ciosami. Celem było zakończyć zawody zanim na dobre się zaczną i prawie im się udało. Siedem trójek i kolejno wybierane ofensywne zbiórki w pierwszej kwarcie mocno wstrząsnęły Lakers. AD trzymał wynik ile był w stanie, LeBron czekał. Mówcie co chcecie, ale to ekstremalnie doświadczony zawodnik. Skuteczność C’s musiała zjechać, trzeba było tylko znaleźć odpowiedni moment do ataku. Druga kwarta miała być tą właśnie chwilą, ale Jayson Tatum wpadł na podobny pomysł i przewaga Celtics jedynie się powiększyła. Tym niemniej Lakers nie panikowali. Wiedzieli, że rywal jest dojechany, nie załamywali rąk.

Nadeszła połowa trzeciej kwarty i poszły konie. Davis, James, Lonnie Walker i walczący o bezpańskie piłki Westbrook dali sygnał do ataku. Z dwudziestu punktów dołka wyszli szarżą 18:0 (!) na przełomie kwart. 88:74 zamieniło się w 88:92 dla gospodarzy!

James (33 punkty 9 zbiórek 9 asyst) przejął kontrolę, trafił kolejne dwie trójki, a prowadzenie Lakers wynosiło 106:93 na cztery minuty przed końcem. Myślałbyś, że nie mogli tego przegrać. Nie po intensywnej, godnej podziwu pracy, którą właśnie wykonali, zakończonej serią 32:5!

Stop it coach

No niestety. AD i LBJ z akcji na akcję wyglądali na coraz bardziej zajechanych. Grali ciągiem, w połowie kwarty Ham (trener taki) chciał ich zmienić, ale ODMÓWILI (lol). Z jednej strony mieli dobrze czucie, ekstra wysiłek i zapewnił zwycięstwo. No, tyle że nie zapewnił, a Ham od tego jest, aby podejmować decyzje, a nie sugerować ludziom, co mają robić.

Tak więc co robisz na zmęczeniu? Pchasz piłki do Davisa. Ten stanowi chodzący mismatch i zawsze coś dobrego z tego wyniknie. Tyle, że w końcówce dwóch, a nawet trzech Celtów wisiało mu na plecach kompletnie nie respektując graczy zadaniowych Lakers umiejscowionych na obwodzie. W szczególności sprawa dotyczy niestety Russella Westbrooka.

Some things never change

Celtics wygrali mecz fartownie, ale to pewne posunięcie taktyczne stworzyło im do tego warunki. Luke Kornet nominalnie krył Westbrooka. To znaczy “krył” – patrzył na niego z odległości zagęszczając przestrzeń pod obręczą. Dlaczego Russ nie został posadzony na ławkę? Nie wiem. W identyczny sposób Lakers ponosili już porażki w tym sezonie z np. Clippers czy Portland gdy środkowi Zubac czy Nurkic tak samo go olewali. Russ po raz kolejny wziął na siebie rzuty… i po raz kolejny poległ, a Lakers razem z nim. Końcówka czwartej kwarty to spudłowany stepback i dobitka. W doliczonym czasie gry zapalił się zdobywając cztery punkty po layupie i z bliskiego półdystansu. Następnie trzy dalekie rzuty spartolił dokumentnie, a Celtics odjechali ku zachodzącemu słońcu.

Powłóczący nogami James już nawet nie gonił rywala, Anthony Davis (37/12/3) spudłował dwa wolne w absolutnie kluczowym momencie. Zaryzykowali i przeszarżowali z tempem. Kibice grzmią, domagają się transferu Russa. Gwiazdy pracują za ciężko. Schroder nic nie wnosi, Beverley nic nie wnosi. Reszta gra w szkocką kratę. Najlepszym strzelcem meczu J-Tatum 44 punkty 9 zbiórek 6 asyst 15/29 z gry. Jego trafienie na dogrywkę to mocny argument przy ewentualnym MVP. Tuż za nim panowie J-Brown 25 punktów 15 zbiórek 5 asyst i M-Smart, autor 18 punktów 5 zbiórek 6 asyst i przypieczętowującej zwycięstwo trójki.

Dobrego dnia wszystkim. Sprawdzam kto mnie dziś zaprosił na kawę… i już wiem: Komar i Michał Ma – dziękuję chłopaki za wsparcie serwisu! BG

22 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Czemu nie wspominacie o katastrofalnej o obronie lebrona? O tym kartoflu na zwycięstwo? Niedzielnym kibicom może lebron oczy mydlić ale nie tym którzy oglądają te jego prowizorkę żeby tylko kareema prześcignąć. On się już nawet z tym nie kryje. Zamiast dawać z siebie wszystko w obronie to on stoi a reszta biega żeby zachować siły na rzucanie.

    (47)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    W LAL przydałby się Danny Single. Powinni go zatrudnic na 2 miesiące, akurat do końca transferów – on by tam posprzątał. Pewnie z 12-14 kolesi zmieniłoby pracę 🙂

    (3)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    Co do Goldenów :
    -Starzy są już za starzy.
    -Młodzi jeszcze za młodzi.
    -Nowi są za nowi.
    Tak więc pozostaje im tankowanie i odpoczywanie, a mnie nocy niezarywanie.

    (10)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Nie rozumiem narzekania na Russela, bo w końcówce i dogrywce choć bronił, zbierał, blokował i rzucił 2 z rzedu na otwarcie dogrywki, a później trener powinien go ściągnąć, bo obrona go odpuszczała. AD nie trafił 2 kluczowych osobistych, ale wcześniej Lebron podał piłkę Marcusowi, a później nie bronił, gdzie pastwił się nad nim Tatum, rozgrywał stojąć z piłką w miejscu i rzucał za hero ball za 3 pudłując kilka razy. LAL po ptostu byli gorsi.

    (22)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    Standardowo jak lakers przegrywają to wszyscy zrzucają winę na Russa:) a prawda jest taka,że każdy z Lakers dawał ostro dupy zwłaszcza w obronie. On chociaż Browna dwa razy zablokował.
    Celtic nie przegrali fartownie tylko Lakers przegrali jak typowi frajerzy.
    To Celtics pokazali im jak się gra i co znaczy motywacja(Tatum,który zagrał jak Kobe)
    mimo,że byli dojechani gra dzień po dniu.

    Pięknie się ich grę ogląda niczym za najlepszych lat GSW jak lali wszystkich

    (21)
  6. Array ( )
    Marian Paździoch syn Józefa 14 grudnia, 2022 at 18:26
    Odpowiedz

    Rozumiem, że Lebron ma już swoje lata i opada z sił w końcówkach ale AD ma 29 lat a w końcówkach meczów gra jakby miał 40 lat. Trzech graczy pierwszej piątki Lakers inkasuje w sumie 130 baniek, powtarzam STO TRZYDZIEŚCI! Po 3 kwarcie już nie są w stanie dociągnąć do końca nawet przewagi kilkunastu punktów ze zmęczonym zespołem grającym wyjazdową kilku meczową serię.

    (20)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Ostatnio czytałem o badaniu, z którego wynika, że porównania do zwierząt i epitety typu “zwierzęca siła” są używane prawie wyłącznie wobec czarnoskórych. Ciekawe

    (-5)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    O ile kiedyś hejtowałem GSW mocno, stojąc po drugiej stronie barykady w świętej wojnie z Lebronem, o tyle zawsze miałem podziw i szacunek do myśli szkoleniowej Kerra i zajebistego scoutingu Warriors [steale z draftu druga runda czy zawodnicy wyciągnięci z kapelusza]. Teraz jednak trzeba przyznać, że Wiseman to totalny niewypał,a do niego dokleilbym jeszcze Mosesa Moody’ego – a oboje z wysokich numerow pierwszej rundy draftu. Wiem, że ten drugi niewiele gra, bo Kuminga dostaje więcej czasu gry, ale on w swoim też powinien coś pokazywać. Swoją drogą Kumbucket fajny zawodnik, ale coś tam z głową chyba nie do końca.

    Ps. Nie wiem czy ktoś zauważył, ale dziwne czasy nastały w NBA. Mam na myśli to,że Bartek nie ze swojej winy wiele opisów meczów zaczyna od “a dziś w nocy nie zagrali przede wszystkim…/…ta a ta druzyna oslabiona brakiem tego i tego..”. Przypominam,że ponoć chłopaki dużo atletyczne niż w 90tych podobno,a przy okazji mamy no powiedzmy szczerze – tak 1/3 sezonu dopiero??

    (5)
    • Array ( )

      @Olas, racja. Powiem więcej. Podobno dzis rzucają po 130 punktów bo są o wiele lepsi niż 30 lat temu. Tylko dziwne ze w obronie nie są lepsi. W piłce kopanej zawodnicy są lepiej wyszkoleni i silniejsi niż 40 lat temu ale nie pakują po 7 goli w meczu. Bo obrońcy i bramkarze też sa lepsi. W piłce ręcznej mecz topowych drużyn kończy się wynikiem 32:28 , tak jak 20 lat temu a przecież zawodnicy są lepsi. W koszykówce Europejskiej zawodnicy też są lepsi ale jakoś nie rzucają po 100 punktów w każdym meczu. Wiec chyba jednak coś z tą obroną w.NBA jest nie tak

      (11)
    • Array ( )

      Ale weź tu w takich okolicznościach przyrody obstawiaj wyniki jak nie wiesz kto w ekipie będzie na parkiecie a kto nie.
      Tak, tak – też mam wrażenie, że kiedyś to było!

      (3)
    • Array ( )

      @DMNo
      Masz rację,ale o ile nie można mieć pretensji o to,że się gracze nauczyli rzucać z logo boiska (chociaż to chyba bardziej bawi nastoletnich fanów NBA, tych dojrzalszych raczej nie – nie wiem,mówię za siebie), o tyle o tą obronę można mieć pretensje do włodarzy ligi. Chodzi mi o przepisy w obronie jak i ich egzekwowanie przez sedziow. Skoro zawodnika w obronie nie można praktycznie dotknąć, o groźnych minach i zaczepkach nie wspomnę (a dacha można zarobic w tej chwili za klaskanie i darcie japy na kolegów z druzyny), to z drugiej strony masz jako obronca związane ręce… mnie też by się nie chciało bronić (chociaż sam nigdy nie byłem orłem w defensywie,hehehe,moi koledzy by to potwierdzili).

      Inna sprawa jest to,że zawodnicy szybko uczą się jak naciągać na faule… ja totalnie nie mogę patrzeć np na Krispola (czy dawniej Hardena) jak pod własnym koszem potrafi wyłudzić 3 osobiste za rzut… sędzia naprawdę wierzy że w połowie kwarty odpali cegłę przez całe boisko? Sędzia gwizdnie,bo tak mu kazano.

      (0)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Co do kolejnych plotek o sprzedaniu Westbrooka… pierwszy do wyjazdu z LA to powinien być Rob Pelinka a.k.a. “Popelinka” za durne decyzje.
    1. Sprowadzenie Russella chociaż niedzielny kibic wie,że to nieśmieszny żart (no disrespect Russell)
    2. Drugi raz sprowadzenie Schroedera,który już raz pokazał,że jako trzeci muszkieter to funkcjonować nie będzie… No ale chyba trzeba do skutku próbować.
    3. Sprowadzenie Beverleya, który jest takim game-changerem jak ja (no chyba że chodzi o szczekanie do przeciwnika i to ma odnieść jakiś skutek)
    4. Posadzenie jako trenera debiutanta Hama.
    Przykłady można mnożyć (Caruso,Monk)

    Co do punktu numer 4: ktoś się zastanawial dlaczego przez 2 dekady Lebron James nigdy nie zagrał dla “prawdziwego trenera” w stylu Phil Jackson, Gregg Popovich itp.? Bo ja widzę 2 powody.
    1. Lebron nie chciał bo mu ego nie pozwala.
    2. Żaden z trenerów starej daty nie chciał, żeby James wlazil mu na głowę zapędami trenerskimi. (Czyt. Akcja z Hamem z dzisiejszego meczu)
    Albo się mylę….

    (20)
    • Array ( )

      Nie mylisz się. Normalny trener powie : synek , siadasz i wracasz na parkiet kiedy cie zawołam. A z lebronem jest jak z Cristiano Ronaldo. Nie wie kiedy ze sceny zejść

      (9)
  10. Array ( )
    Odpowiedz

    Lalki przegrały przez LJ, mam dziwne wrażenie, ze dla co po niektórych ranga meczu przysłoniła zimna kalkulacje. LJ to zawodnik, który za wszelka cenę chce się ogrzać nie w zwycięstwie tylko w wizerunku.

    (2)

Komentuj

Gwiazdy Basketu