fbpx

Rip Hamilton idzie do pracy

23

Po znakomitej serii z Indianą, w finałach NBA na Hamiltona czekał były współlokator, jeszcze bardziej pewny siebie i jeszcze bardziej rozwinięty fizycznie oraz otoczony legendami pokroju Shaqa, Karla Malone i Gary’ego Paytona, nikt inny jak:

Kobe Bryant

Nie tak dawno BLC pisał o tym, co nie wyszło Lakers rocznika 2004. Z drugiej strony w grze Pistons zadziałało wszystko, na co liczył Larry Brown: kolektyw, twarda obrona i odpowiednia zdobycz punktowa zapewniana przez obwodowy tandem Billups & Hamilton.

/los-angeles-lakers-2004-co-poszlo-nie-tak/

W pierwszym spotkaniu rozgrywanym w Staples Center wróciły dawne demony Ripa. W całym meczu zanotował niezwykle mizerną jak na niego skuteczność 5 na 16 z gry i z 12 oczkami przerwał serię ośmiu meczów z co najmniej dwudziestoma punktami na koncie. Kobe, tak jak w liceum rzucał lepiej niż rywal, ale znakomity mecz Billupsa pozwolił Pistons na wygranie meczu w hali przeciwnika.

W drugim spotkaniu Rip zdobył już 26 punktów, ale to znów Kobe był górą: 33 punkty, w tym trójka sprzed twarzy Hamiltona, która doprowadziła do zwycięskiej dla Lakers dogrywki.

“Mam nadzieję, że ten moment poniesie nas przez resztę serii” – powiedział po zakończonym spotkaniu Kobe. Cóż, nie tym razem panie Bryant.

Payback time

Trzecie spotkanie przyniosło 31 punktów Hamiltona w tym piętnaście zdobytych w ostatnich 16 minutach gry. Łącznie tylko 68 punktów Lakers w całym spotkaniu. Trener Brown powiedział później, że nie sądzi by dało się bronić jeszcze lepiej. W kolejnych dwóch spotkaniach Bryant nie odnalazł strzeleckiej formy natarczywie napastowany przez długorękiego Tayshauna Prince’a. Rip rzucał mniej niż Kobe, ale na lepszym procencie. Jak zakończyła się ta historia dobrze wiecie (4-1) Pistons i etyka “Goin’ to Work” wygrała z gwiazdozbiorem LA.

Wciąż mnie to męczy. Abolutnie. Jestem zły, że dałem Hamiltonowi powód do chwalenia się. Do czasu tamtych finałów nigdy mnie nie pokonał. Po prostu mnie to zabija [Kobe]

Tych finałów nie da się oczywiście sprowadzić do pojedynku dwóch strzelców, Kobe spowolniła znakomita obrona całego zespołu, na czele z TP, tak samo jak pozycje do rzutu Ripa kreowali wszyscy gracze Detroit. Zawodnicy Pistons do dziś wspominają, że w tamtym czasie byli dla siebie jak…

Rodzina

Rip spędził wiele sezonów w najlepszej lidze świata, pod koniec kariery reprezentując jeszcze Chicago Bulls. Kibice zapamiętają go głównie ze względu na znakomitą grę bez piłki i maskę ochronną, którą nosił po wielokrotnym złamaniu nosa do końca swojej przygody z NBA. W 2017 roku organizacja Pistons postanowiła zastrzec numer 32, który Rip nosił na koszulce.

Uczyniłeś nas mistrzami. Jestem dumny z tego jakim stałeś się mężem, ojcem, człowiekiem. Przyszliśmy tu w tym samym momencie i poznaliśmy się jako koledzy, a teraz jesteśmy jak bracia. Gratuluję ci z całego serca [Billups]

Na zeszłorocznej ceremonii zastrzeżenia numeru Ripa stawili się prawie wszyscy gracze mistrzowskich Pistons z 2004 roku. Patrząc na tych zawodników raz jeszcze przypomniałem sobie jak wyjątkowa była to drużyna i jak przykro patrzy się na to co obecnie wyprawia się w Detroit: Griffin, Drummond, Jackson – pora w końcu zabrać się do pracy.

[Grzegorz Szklarczuk]

1 2

23 comments

  1. Array ( )
    Odpowiedz

    Jeżeli wynik 11 tysięcy odwiedzających jest wykazany przez te same ośrodki, które oceniły, że Houston osiągnie zaledwie 55 zwycięstw w sezonie (wobec realistycznych 62-65), to śmiało możecie dorzucić sobie około 14-17%. To tyle, Antoni woła z kuchni dodając z rozczarowaniem: Hamilton nigdy nie robił na mnie wielkiego wrażenia.

    (-8)
  2. Array ( )
    Odpowiedz

    Błędem Pistons były zmiany kadrowe po 2004 i odejście Wallace’a do Bulls. Gdyby nie to mogliby spokojnie do 2010 roku dominować tym składem.

    (20)
    • Array ( )

      “Cóż, różnica trzynastu lat dzieląca obu zawodników, przy ich wymagającym nieustannego ruchu stylu, była aż nadto widoczna.”

      (10)
  3. Array ( )
    Odpowiedz

    PS. A masz admin jakieś marzenie lub cel dotyczący liczby odwiedzających? Czy obecna liczba to jakiś rekord czy raczej norma, czy są jakieś tendencje (rosnące, constans, spadkowe). Czy Twoim zdaniem 20 tys. jest realne? No i na koniec życzę powodzenia, żeby nigdy nie było mniej niż to 11tys.

    (8)
  4. Array ( )
    Odpowiedz

    Szkoda że Detroit nie ma już tożsamości 🙁 tak naprawdę to obecna drużyna nie słynie z niczego taka sobie szara organizacja ani firmowej obrony ani ataku czy chociażby zaangażowania pozostaję mieć nadzieję że coś się ruszy w tym sezonie jak każdy będzie zdrowy

    (5)
  5. Array ( )
    Odpowiedz

    reggie jackson to nie jest point guard który zaprowadzi Tłoki do chociażby finałów konferencji.
    Jak dla mnie podobny kaliber co Teague, Dinwiddie , dragic = PG na poziomie 16-18 pts +6ast co wg mnie troche nieporozumienie jak na zawodnika który inicjuje większość akcji. Ja rozumiem że są drużyny w których PG nie ma nawet 5 ast, ale to są drużyny typu Boston czy San Antonio , gdzię gra się kolektywnie- piłka przechodzi przez kilku zadowników żeby dotrzeć do najlepszej pozycji. A nie że jestes głównym kreatorem akcji i zdobywasz 5 ast.
    A Jackson jest słaby jak dla mnie, nadaje sie na drugi garnitur jak dla mnie w druzynie z aspiracjami mistrzowskimi – no ale kto by z s5 przejść na ławę? Chyba tylko kumaci weterani typu Parker, Dirk czy Carter

    (5)
    • Array ( )

      Parker nigdy nie był pierwszą opcją, Carter zszedł na ławę gdy mu dynamika, zdrowie, ogólnie poziom gry zjechał. Nie mówiąc już o Nowitzkim, który będzie grał z ławy dopiero w wieku 40 lat.

      Dla mnie ideałem jeśli chodzi o przewartościowanie swojej roli i zejście do poziomu rezerwowego (mimo, że mógłby wciąż być drugą a może nawet pierwszą w tankującym teamie opcją) jest Iguoadala w GSW. Przecież on był szykowany na wieloletnią gwiazdę Sixers, robił świetne statsy, a jednak w wieku 30 lat, wciąż będąc w swoim prime uznał, że bycie małym trybikiem w GSW jest warte więcej niż próba dostania się do ASG czy all nba third team (a miał na jedno i drugie szanse).

      (8)
  6. Array ( )
    Odpowiedz

    Bardzo lubiłem tamtych Pistons. Wcześniejszych, z przełomu lat 80- tych i 90- tych również. Sporo podobieństw między tymi zespołami – super defensywa, gra świetnie ułożona przez dobrych trenerów, znakomite wywiazywanie się z ról, brak graczy z nadmiernie nadmuchanym ego… Teraz przykro patrzeć co się dzieje w Detroit.

    (14)
  7. Array ( )
    Odpowiedz

    Super artykuł. Dzięki!
    Ale to była ekipa. Świetna defensywa. Kwintesencja koszykówki. Twarda walka, twarda obrona.
    Moja ulubiona drużyna tamtego dziesięciolecia.
    I wygrana Piston pomimo dominacji Shaqa, nawet Ben miał z nim mega ciężko.

    (5)
  8. Array ( )
    Odpowiedz

    Super sie czyta. Wszystko płynnie przechodzi. Mega styl pisania.

    A adminowi chodzi o 11 tysiecy unikalnych odwiedzajacych. A ci mogli odwiedzic strone nawet 10 razy kazdy. Wiwc tych wyswietlen jest “troszke” wiecej.

    (3)
  9. Array ( )
    Odpowiedz

    Świetny artykuł, ech pamiętam jak dziś finały 2004 i szacunek, jakim darzyłem Tłoki mimo, że zbili moich Jeziorowców i ulubionego wtedy Shaqa.

    (0)

Komentuj

Gwiazdy Basketu