Z koszykówką po świecie: Chiny
Komu w drogę temu frytki… w Australii było bardzo miło, ale musimy ruszać dalej w naszej koszykarskiej wyprawie po świecie. Dziś zawitamy do Chin, a właściwie Chińskiej Republiki Ludowej, aby zobaczyć jak basket miewa się w Państwie Środka.
Koszykówka w Chinach to niemalże kopia tego, co znamy z amerykańskiego podwórka. Nie chodzi tutaj o poziom samych rozgrywek, a raczej o podejście do tematu i traktowania zawodowego basketu jako bardzo podatnego gruntu dla prowadzenia biznesu. Rynek zbytu w Chinach jest tak wielki (1,4 mld ludności) jak znany wszem i wobec Yao Ming. Mistrzowie tamtejszej ligi otrzymują pierścienie oraz zawieszają swój baner pod kopułą hali. Skądś to znamy, prawda?
Jest zainteresowanie ludzi – jest kasa, stąd w Chinach co rusz natkniemy się na większe lub mniejsze nazwiska niegdysiejszych graczy NBA. Kobe Bryant traktowany jest tutaj jak bóstwo, a ilość cykniętych fotek na przeróżnego typu eventach Nike czy Jordan Brand przekracza czasem chińską populację.
[vsw id=”JSVBHFQgjxM” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]
Liga
Chinese Basketball Association powstała w 1995 roku. Obecnie zrzesza 17 klubów, których nazwy są żywcem przeniesione z USA. Mamy na przykład Bayi Fubang Rockets albo Zhejiang Chouzhou Golden Bulls. Ten drugi człon nazwy to sponsorzy, którzy zastrzegają sobie prawo do bycia jej integralną częścią. Oczywiście funkcjonują nazwy w ojczystym języku, ale nie każcie mi ich przetaczać. System rozgrywek jest niemalże identyczny jak w NBA. Do playoffs awansuje 8 ekip, po cztery z każdej dywizji (konferencji). Wcześniejsze serie gra się do trzech zwycięstw, natomiast finał do czterech.
czytaj dalej >>
Skoro jesteśmy w Azji to teraz zróbcie o Korei Północnej ;D
JR tam był herosem,
wyobraźcie sobie lebrona w chińskiej lidze ;DDDDDDDD
E tam- w Chinach raczej już psów nie jedzą (w każdym razie w dużych miastach, bo na wsi to wiadomo). Takie przysmaki to Wietnam, Laos etc. Ale ogólnie jedzenie rzeczywiście mogłoby być lepsze. W każdym razie flora bakteryjna inna więc szykować się na wiadomo co ;P
Wielomilardowy kraj, miliony inwestowane w basket, a i tak (poza Yao ) nic nigdy nie ugrali w NBA. Na szczęście, jeszcze by tego brakowało.
P.S. Na miejscu koszykarzy z Georgetown pozabijałbym tych skośnych.
Yao i McGrady to było coś !
Cieszę się że tak się kosz rozwija nawet u kitajców , Kobe też to lubi 😉
ale Polacy by od nich dostali po dupie 😀
jak od wszystkich w (prawie) wszystkich sportach : )
Dobre
@MJ.bogiemMJ_panem
niekoniecznie, nie przesadzajmy już z tą ch….wością naszego basketu