Bogowie Ulicy, czyli streetballowe Hall of Fame
Lordowie asfaltu – znacie ich dobrze. Każde boisko ma swoją legendę. Postać, której sława nie przemija pomimo upływu lat. Czasem ktoś opowie Wam o kolesiu, który grał tu przed kilkoma laty i trafiał trójkę za trójką, czasem sami będziecie wspominać jakie wsady trzaskał jeden chłopaczyna, kiedy Wy zaczynaliście dopiero kozłować. Nie inaczej jest w USA, tamtejsze tuzy asfaltu zyskują międzynarodowy rozgłos, ba, o niektórych nawet kręci się filmy!
W tym artykule przypomnimy Wam kilku graczy ulicznych, o których pewnie już słyszeliście. Być może ich poczynania będą dla Was inspiracją bądź przestrogą, że nawet największy talent można zmarnować. A talentu z pewnością tym zawodnikom nie brakowało, dość powiedzieć, że sławy NBA chylą przed nimi czoła.
Earl “The Goat” Manigault (1944-1998)
Earl jest kimś więcej niż tylko legendą. Jest amerykańskim mitem, a mity, szczególnie te sportowe, Jankesi pielęgnują z namaszczeniem. Są dwie hipotezy dotyczące pochodzenia jego ksywki, jedna mówi o celowym zniekształceniu końcówki nazwiska, druga o… akronimie określenia “Greatest of All Time”. Nie jest to tylko czcze gadanie, sam Kareem Abdul Jabbar stwierdził, że Earl był najlepszym zawodnikiem, z jakim dane mu było się mierzyć.
Mierzący niewiele ponad 180 cm Earl dysponował 130 centymetrowym wyskokiem i (podobno) zdejmował dolara z góry tablicy. Miał też niespotykany u nikogo innego talent strzelecki. 75 uczelni było zainteresowanych ściągnięciem go do siebie (pośród nich największe jak NCU, Duke czy Michigan). The Goat wybrał jednak JCSU w Charlotte, będący (według historycznych uwarunkowań) nazywany Uniwersytetem dla Afroamerykanów. Wytrzymał tam tylko jeden semestr, ponieważ problemy w nauce izolowały go od drużyny.
Po opuszczeniu uczelni zaczął brać narkotyki, co skończyło się przeszczepem serca i w konsekwencji zadyszką i bólem nawet podczas krótkiego spaceru wokół Rucker Park w NYC, który kiedyś był jego królestwem. Earl wykonał nad sobą wielką pracę i wyszedł z nałogu, jednak do aktywnej gry już nigdy nie wrócił. Do końca swoich dni był jednak obecny w nowojorskim światku streetballowym jako inspiracja i wzór dla innych graczy, m.in. dla swojego syna, Earla Jr.
Jego gra wyniosła go na piedestał, ale wszystko inne ciągnęło w dół – Kareem Abdul Jabbar
1
[vsw id=”01OOi4wf8YY” source=”youtube” width=”690″ height=”420″ autoplay=”no”]
O Earlu powstał film pt. “Rebound: The Legend of Earl The Goat Manigault” z Donem Cheadle w roli głównej, a epizodyczną rolę Kareema Abdul Jabbara zagrał tam sam Kevin Garnett!
czytaj dalej >>
u nas nie ma boisk..
ja bylem legendą 🙂
uwielbiam takie artykuly
to wpadajcie do mnie:)
gruby jak sie ruszał… szacun za to, ale nie za gabaryty ;p
ten gruby jaki wariat 😀 haha 😀 ale podziwiam go za to że mimo swoich gabarytów grał w kosza 🙂
Sorry za czepianie się ale jeśli dobrze pamiętam to Garnett zagrał Wilt “The Stilt” Chamberlain’a 🙂
Escalade jak dla mnie troszkę na wyrost na tej liście. I możecie mnie minusować, ale ja szanuje tych gości, a równocześnie nie, bo to największa głupota zmarnować taki talent przez narkotyki, gangsterkę, używki lub inne tego typu rzeczy.
@Młody1992: masz rację, sorry:) z pamięci pisałem. KG grał Stilta, a KAJ wystąpił we własnej osobie;)
A gdzie Hot Sauce?:D
Dobry artykuł, pokazuje on że nie tylko w NBA byli i SĄ prawdziwi zawodowcy.
A co do hot sauce’a chyba jeszcze za wcześnie żeby nazywać go legendą, choć
to najlepszy streetballer jakiego mogłem oglądać.
Ciarrry!
Super artykuł.
Ja bym dodał Skip2MyLou jako trochę barwniejsza historia:)
Nie macie wrażenia, że Ci goście to owszem legendy ale też zmarnowane talenty?
U mnie jest taka legenda, że 15-20 lat temu grał na pewnym streecie gość który miał niecałe ~170 i jak mu wsad nie wychodził to piłka odbijała się od obręczy i wylatywała za drugi kosz ;DDD
brawo za artykuł!!!
Streetball to jest ponad połowa mojego zycia.. moje kolana, kregosłup cos o tym wiedzą..
Kapitalna sprawa, klimat i gra na pelnej…..!!!
Prawdziwe legendy. Właśnie takich zawodników szanuje. Chciałbym zobaczyć jak grają przeciwko dzisiejszym płaczącym gwiazdkom (W)NBA 😀 Troche Escalade na wyrost na tej liście jeśli mam być szczery chociaż też nic do nie go nie mam. A no i Streetball kocham dużo bardziej niż zawodowa koszykówke.